niedziela, 17 maja 2015

ZAKĄTEK CISZY (1)



                Zosia siedziała w ciemności,  w kuchni  swojego mieszkania na czwartym piętrze. Kiedy ocknęła się z letargu, nie mogła określić jak długo w nim tkwiła. Dlaczego nieszczęścia zawsze chodzą parami?– bezgłośnie zadała sobie to pytanie. Nikt jej nie odpowiedział, bo jej kotka jeszcze nie potrafiła z nią rozmawiać. Komunikowały się całkiem spokojnie. Zosia wiedziała kiedy jej podopieczna chciała jeść, wyjść na balkon lub kiedy demonstracyjnie ją lekceważyła. 

Wstała od stołu bo całkiem już zdrętwiała, no i potrzeba ją wzywała. Poszła do łazienki, nie paląc świateł po drodze. Zna swoje mieszkanie tak dobrze, że nie potrzebuje światła by się w nim poruszać. Prosto z łazienki poszła do sypialni, runęła dosłownie na łóżko i zapadła w coś w rodzaju półsnu. Raz była młoda i radosna, otoczona małymi dziećmi,  to znowu stara i zmęczona, zupełnie sama. Nie mogła,  lub nie chciała się obudzić, więc tkwiła w tej mieszaninie uczuć, żalu, radości, sukcesu i porażki. 

Kiedy światło zalało pokój, ostrożnie otworzyła oczy. Rozejrzała się po pokoju i natychmiast zrywając się,  biegiem dopadła do drzwi balkonowych. Kicia siedziała skulona w rogu balkonu, ukryta za koszykiem z kwiatami. Nie ruszała się z miejsca, patrzyła tylko na swoją panią smutnymi ślepkami. Co ci jest? – Zofia zapytała, jakby oczekując od swojej ukochanej kotki jakiejś odpowiedzi. Zabrała ją do mieszkania, pełna obaw, że Majka może  zachorowała, włączyła radio i w tym momencie doznała szoku. Jest poniedziałek, pogodny poranek – mówił jakiś wesoły głos w radiu...

Zaraz - jaki poniedziałek? Przecież to jest nie możliwe, żebym spała dwie doby bez przerwy. Spojrzała na swoją kotkę i już wszystko było jasne. Przypomniała sobie szczegóły z ostatnich dni. W czwartek jej mężczyzna, cudowny i romantyczny kochanek,  oznajmił jej, że znowu się zakochał i jest bardzo szczęśliwy. Zofia szczęśliwa nie była,  bo obiekt jego miłości okazał się mieć długie nogi i całe 10 lat mniej niż ona. 

Paweł zabrał  swoje rzeczy i wyprowadził się,  życząc jej szczęścia. Na pocieszenie dodał, że przecież jest fajną kobietą,  więc na pewno znajdzie kogoś, kto zasłuży na jej miłość. Bo on oczywiście nie zasługuje i dlatego się wyprowadza. Była oszołomiona i zaskoczona, nie tym, że on się wyprowadził, a raczej tym, że nie zauważyła kiedy zakochał się w innej kobiecie. 

Przepłakała noc i w piątek wróciła do szarej rzeczywistości, czyli do pracy. Ledwo odpaliła swój służbowy komputer,  sekretarka szefa wezwała ją na dywanik. Szef po oficjalnym wstępie wręczył jej wypowiedzenie z pracy, tłumacząc to redukcją etatów i problemami finansowymi firmy. Zofia czuła, że grunt osuwa jej się spod nóg.  Szef mówił coś o odprawie, o wdzięczności za dwadzieścia lat pracy, tłumaczył, że nie od niego zależy ta decyzja. Po chwili otworzył drzwi do sekretariatu i poprosił o szklankę wody.  Wypiła, wstała i wyszła. 

Poszła prosto do kadr i poprosiła o cały zaległy urlop. Krysia wieloletnia koleżanka Zofii, załatwiła wszystkie formalności, tak jakby spodziewała się po niej właśnie takiej reakcji. Na korytarzu koleżanki, te szczere,  poklepywały ją po plecach życząc powodzenia, inne zaś unikały jej wzroku i chowały się po kątach. Dopiero teraz dotarło do niej, że wszyscy w firmie o tym zwolnieniu wiedzieli, tylko ona nie.

 Zabrała torebkę i wyszła bez słowa. Jak dotarła do domu tego dokładnie nie pamięta, co robiła przez cały dzień też nie pamięta. Przypomniała sobie, że otworzyła drzwi na balkon i wypuściła Majkę, ale kiedy zamknęła te przeklęte drzwi pozostawiając ją na balkonie bez picia i jedzenia - tego już nie pamiętała. Natychmiast wypełniła miseczki swojej podopiecznej i z przerażeniem obserwowała jak pierwsza znika woda. Przepraszam cię kochana, już nigdy o tobie nie zapomnę. Już nigdy się tak nie zatracę. Siedziała przy swoim kuchennym stole bliska płaczu. 

Zaraz,  co ja robię ? Znowu dopada mnie przerażenie, znowu strach zaczyna mnie paraliżować. A przecież jestem zdrowa, Kicia też, moje dzieci chyba też. Złapała za telefon – wyczerpana bateria. Podłączyła ładowarkę, poszła do łazienki i wzięła szybki prysznic. Od razu lepiej się poczuła. Zaparzyła kawę, zjadła małe śniadanie, bo jakoś wszystko rosło jej w gardle. No, proszę, przeżyłam dwudniowe oczyszczanie organizmu, to wyjdzie mi tylko na zdrowie - powiedziała półgłosem. Wróciło jej poczucie humoru, a to dobry znak. Zadzwoniła do córki, potem do syna. U nich wszystko w porządku, mają swoje życie, swoje sprawy i nawet nie zauważyli, że matka parę dni się nie odzywała. Córka zapytała tylko o powód jej telefonu w godzinach pracy. Odpowiedziała wymijająco, zasłaniając się tęsknotą. 

Teraz czeka ją trudniejsza rozmowa, wykręciła numer swojej przyjaciółki. Alicja, potrzebuję twojej pomocy – powiedziała bez ogródek. Zawsze możesz na mnie liczyć – odpowiedziała Alicja spokojnym głosem, który podziałał na Zofię jak balsam. Jeżeli dzwonisz w środku dnia to musi być naprawdę ważna sprawa. Tak, właśnie zawalił mi się świat – powiedziała bliska płaczu. Za godzinę będę wolna, przyjedź, na pewno coś na te twoje smutki poradzimy. Do zobaczenia u mnie – Alicja zakończyła rozmowę bardzo szybko, co świadczyło o tym, że ma w gabinecie klienta, albo się go zaraz spodziewa. 

Skąd ona bierze siły i ochotę na ratowanie mnie z kolejnych kłopotów? Zofia powiedziała to na głos, patrząc na kotkę. Majka zamiauczała jakby zrozumiała swoją panią, przeciągnęła się i ostentacyjnie ocierając się o jej nogi,  poszła układać się do snu w swoim koszyku. 

Za godzinę Zofia siedziała już w przytulnej poczekalni pełnej aniołów i cudownych afirmacji. Relaksacyjna muzyczka sączyła się delikatnie, pieszcząc wszystkie zmysły. Cudowny zapach lawendy i czegoś,  czego Zosia nie potrafiła nazwać,  delikatnie pobudzał nozdrza. Skupiła wzrok na afirmacji, którą bardzo lubiła: 
Człowiek jest tym, o czym cały dzień myśli”. 
No tak, a ja jestem kłębkiem nerwów, sprzecznych odczuć i strachu – pomyślała. Nad drzwiami do gabinetu Alicji widniał napis: GABINET POZYTYWNEGO MYŚLENIA.

Siedząc tak w poczekalni, przypomniała sobie jak pierwszy raz znalazła się w tym miejscu. Było to dwa lata temu w marcu,  tuż po Dniu Kobiet. Była wtedy w złym stanie psychicznym i szukała dla siebie ratunku. Będąc u kosmetyczki  (żeby poprawić sobie humor),  przeglądała różne reklamówki i obok usług kosmetyki estetycznej, gabinetu odnowy biologicznej, znalazła coś co przyciągnęło jej uwagę: GABINET POZYTYWNEGO MYŚLENIA. 
Anioł, który otwierał drzwi tego gabinetu, przedstawiał jego ofertę: Masaż energetyczny Reiki, Anielski Tarot, Karty energii kwiatów dr Edwarda Bacha, Krąg kobiet „Sabat”.

Z lekkim uśmiechem potraktowała te informacje, ale schowała je do torebki, sama nie wiedząc dlaczego. Przypomniała sobie o reklamówce dopiero parę dni później. Następne trzy dni, kolorowa reklamówka przeleżała na kuchennym stole, aż wreszcie zwyciężyła ciekawość. 

Wybrała numer podany na samym dole pięknej wizytówki dołączonej do fiszki reklamowej. Słucham? Alicja z  Gabinetu Pozytywnego Myślenia. Dzień Dobry. Chciałam się umówić do Pani na zabieg Reiki – powiedziała cicho. Chwileczkę, zobaczę kiedy mogę Panią przyjąć – odpowiedziała spokojnie kobieta o łagodnym głosie. 
Serce tak mocno biło w piersi Zofii,  aż miała wrażenie, że kobieta usłyszy to w słuchawce. Mogę Panią przyjąć za tydzień. Proszę się tak nie denerwować - powiedziała kobieta, zabieg Reiki jest bezbolesny i oczyszczający. To miłe doznanie. 
Dziękuję – odpowiedziała  Zofia kończąc rozmowę. Poczuła się dziwnie, bo miała wrażenie, że kobieta z którą rozmawiała,  przejrzała ją  na wylot. Racjonalny charakter Zofii od razu odpowiedział sobie, że skoro miała aż tak roztrzęsiony głos, to nie trzeba jasnowidza, żeby to wyczuć. Jak bardzo się myliła,  zrozumiała już po pierwszej wizycie w tym niezwykłym gabinecie.

Otwierając drzwi, Zofia zobaczyła w gabinecie kobietę całą w czerni z chusteczką w ręce oraz Alicję, która przytulając ją,  powiedziała coś,  co Zofię ścisnęło za gardło. Kochanie wiem, że strata dziecka to największe nieszczęście, ale uwierz mi,  kiedyś będzie ci lżej, bo czas goi rany.  Nawet te najcięższe. 
Kiedy mijały się w poczekalni Zofia poczuła wstyd, bo zrozumiała, że to co ją doświadcza to mały pryszcz w porównaniu z problemem kobiety w czerni...
                                                                                                                                  c.d.n.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz