środa, 27 maja 2015

SCHEDA (2)

                 Bardzo pana przepraszam,  spróbuje jeszcze raz zadzwonić do kuzynki. Proszę mi wybaczyć. Wstała od stolika i poszła w stronę samochodu. Sprawdziła jak się ma kicia i ponownie wybrała numer do Tereski. 

Słucham – nareszcie usłyszała jej głos. Z uśmiechem na twarzy zaczęła rozmowę: To ja Zofia. Dobrze, że jesteś. Coś się stało – Tereska przerwała jej w pół zdania. Zepsuł mi się samochód i utknęłam na stacji benzynowej przy wyjeździe z Rzeszowa . Czy może po mnie przyjechać Tadeusz? - zakończyła ten swój monolog i dopiero się zorientowała, że Tereska nawet się nie odezwała. Jesteś tam? - zapytała. Tak jestem, ale nie wiem jak ci pomóc. Tadeusz jest w trasie, a ja od lat nie prowadziłam samochodu. Daj mi parę minut, to pomyślę kogo by po ciebie wysłać – Tereska z troską szukała w głowie szybkiego rozwiązania transportu Zofii do Dynowa. Słuchaj, to zrobimy tak – Zofia konspiracyjnym głosem powiedziała do Tereski – Jest tu na stacji pewien pan, który zaoferował mi pomoc, więc w tej sytuacji skorzystam. 

Jaki znowu pan? - przerwała jej kuzynka. Starszy pan i na dodatek bardzo miły. No więc pojadę z nim, ale jak wsiądę do tego jego samochodu to wyślę ci esemesem numer rejestracyjny tego auta. Super, ale dlaczego szepczesz? Ktoś cię obserwuje? – Terenia  sciszyła głos dostosowując się do swojej rozmówczyni. No coś ty – wybuchnęły śmiechem prawie jednocześnie. Kto by chciał babę w moim wieku obserwować?  Zosia ubawiona sytuacją zanosiła się od śmiechu. No to po co ta cała konspiracja – dopytywała Tereska. Tak na wszelki wypadek. Ty lepiej nie wypowiadaj słowa „wypadek” bo od razu zaczynam, się niepokoić. Przestań krakać – przerwała jej Zosia. Pan Michałowski wygląda na uczciwego człowieka. Jak powiedziałaś Michałowski? - zapytała – skąd ja znam to nazwisko? Może z kronik kryminalnych – wypaliła Zofia. A, już wiem!. Mamy w Dynowie nowego lekarza o tym nazwisku, to jakaś znana postać, przyjechał do nas z...
- Tereniu, przepraszam, że przerywam te nasze ploteczki, ale jak będziemy tak długo rozmawiać, to mój wybawca się zniechęci i zostanę na lodzie. Zrobimy tak: Wsiądę do samochodu pana Michała i zaraz prześlę ci numery rejestracyjne wozu. Po drodze zadzwonię do ciebie - tak dla pewności. Zgoda – odpowiedziała Terenia. Świetnie zapowiadają się nasze wakacje, jak za dawnych lat – zachichotała do słuchawki. No, to do zobaczenia – Zosia przerwała kuzynce w obawie, że Terenia zacznie wspominać ich młodzieńcze wyskoki i nie skończą tej rozmowy do jutra. 

Wróciła do stolika i od razu przystąpiła do rzeczy. Jestem zmuszona skorzystać z pana propozycji, nie mam innego wyjścia. Michałowski spojrzał na nią zza okularów i z rozbawieniem powiedział coś co ich oboje wprawiło w dobry humor: Moje dziecko ja już jestem w takim wieku, że nawet umiem się cieszyć z faktu, iż zostałem właśnie czyjąś ostatnią deską ratunku. Dopijmy więc zimną już kawę i ustalmy wreszcie gdzie jedziemy ku tej naszej przygodzie – mówił dalej żartobliwie. Moja kuzynka mieszka w Dynowie, mam adres, ale chyba nie trafię tam sama. Ostatni raz byłam w jej domu rodzinnym na wakacjach po maturze. No, to zupełnie niedawno – dokończyłam i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Widzę, że dobrana z nas para – powiedział Michałowski. Na to wygląda – zgodziła się z tym Zosia. Poczuła bowiem do pana Michała niczym nie wymuszoną sympatię. Popatrz moja droga Zofio, jak los potrafi spleść czyjeś losy zupełnie przypadkowo, chociaż w przypadki ja osobiście nie wierzę – zadumał się pan Michał. 

Co ma pan na myśli mówiąc o tych przypadkach – zapytała Zofia. A to,  że ja też jadę do Dynowa i to pierwszy raz w życiu. Kiedy mój syn przeniósł się do tamtejszego szpitala pomyślałem że to gdzieś na końcu świata. Byłem wtedy w Bostonie i wydawało mi się , że nigdy się już nie spotkamy, ale tęsknota za moim jedynakiem przywiodła mnie tutaj szybciej niż myślałem Rozmawiali sobie tak spokojnie jakby nigdzie się nie wybierali. Tak jak dwoje przyjaciół  wspólnej podróży. No czas już na nas – pierwszy wstał pan Michał. Zofia stanęła przy swoim samochodzie i zajęła się kotką, a kiedy zatrzymał się przed nią piękny, luksusowy,  czarny samochód po prostu oniemiała. Michał Michałowski stanął obok niej i wspólnie przepakowali jej bagaże. Dużo tego jak na wakacyjny wyjazd – zauważył i od razu skomentował – chyba że modnisia z pani wyjątkowa. Jaka tam ze mnie modnisia, spakowałam co mam bo może zostanę w Dynowie dłużej, może nawet na zawsze – powiedziała to tak bezpośrednio jakby znali się już od lat. 

Kiedy usadowiła Majkę na tylnym siedzeniu i sama zajęła miejsce koło kierowcy poczuła ulgę, jakiś spokój i przyjemność w jednym. Zastanawiała się czy to luksus tego samochodu, czy obecność jego właściciela. Piękny samochód. To tylko wygodny środek transportu, bardzo dużo podróżuję,  a w moim wieku wygoda to priorytet – mówiąc do Zofii szukał czegoś w schowku umieszczonym w podłokietniku między ich siedzeniami. Wyjął płytę kompaktową i cudowna muzyka zabrzmiała w samochodzie tak czysto i pięknie, że aż ją to zadziwiło. Michałowski widząc na jej twarzy zachwyt, uśmiechnął się lekko. Jechali tak dobrą chwilę w milczeniu, którą przerwał sygnał przychodzącego esemesa. Terenia : Żyjesz? Czekam na te numery i umieram ze strachu. Uśmiechnęła się do siebie czytając ten tekst co nie uszło jego uwagi. Przepraszam, muszę odpisać – popatrzyła tylko na spokojną twarz tego mężczyzny i już wiedziała, że on też jest daleko swoimi myślami. Odpisała krótko: Wszystko jest Ok. Będziemy za 20 minut.

Następne piknięcie i znowu nowa wiadomość. Terenia: Mam was czymś przyjąć, czy szybko go spławimy?  Raczej to drugie. Nie chcę zabierać mu więcej czasu - odpisała. Coś się stało? - zapytał, kiedy wysyła wiadomość. Nie, wszystko w porządku. Kuzynka się niepokoi. A pan już zawiadomił syna, że dojeżdżamy? Nie, bo on nie wie, że jestem w drodze do Dynowa. Uparty jest jak jego matka, a moja świętej pamięci żona. Stanowczo zakazał mi przyjeżdżać, ale który ojciec by tego posłuchał. Uśmiechnął się znowu do swych myśli. To pana żona nie żyje, współczuje – weszła mu w słowo. Niepotrzebnie moje dziecko, to już 10 lat jak odeszła we śnie, w kwiecie wieku, można powiedzieć. Bo ona była piękna i młoda duchem, co niejednego doprowadziło do zguby. Jak mam to rozumieć? - zapytała zaciekawiona tą opowieścią. 

Moja żona była znanym i cenionym prawnikiem. Kobietą o żelaznym charakterze i twarzy anioła. Swoiste połączenie, była niezwykle skuteczna i bystra, a jej uroda to był tylko kamuflaż. Chowała za ta piękną twarzą bezwzględny profesjonalizm. No cóż, paradoksalnie za to ją właśnie kochałem. Oboje się zamyśliliśmy, Michał zapewne wspominał żonę, a ja Pawła, uroczego drania. Do dzisiaj nie wiem za co ja go kochałam. Z zadumy wyrwał nas głos z pokładowego GPS – a. Do celu masz 5 minut, na skrzyżowaniu skręć w lewo, skręć w lewo   - i właśnie skręcaliśmy w ulicę Ogrodową. Przepiękną ulicę w starej części Dynowa. Rozglądałam się wokoło jakbym była tu pierwszy raz. Wszystko wygląda jakoś inaczej – Zofia stwierdziła z przerażeniem. A więc będzie to podróż sentymentalna - odparł jej towarzysz podróży. Otrzymałam w spadku po babci stary dom i muszę się tym zająć. Ach, to scheda tu panią przygnała? Można tak powiedzieć – Zofia od razu pomyślała ciepło o swojej kochanej babci Leokadii, która zawsze była dla niej opoką i lekarstwem na każde zło. 

Teraz też czeka na Zosię spora niespodzianka. Chociaż tym razem Leokadia patrzy na swoją wnuczkę tam z nieba i próbuje ulżyć jej w trudnych chwilach jej życia. Tylko Zosia jest nieświadoma tej cichej opieki.
                                                                                                                             c.d.n.



2 komentarze:

  1. Cieszę się bardzo ponieważ krótkie opowiadania to ulubiona forma mojej twórczości. Poza tym co udostępniam na Fp piszę również książkę, która ukaże się na wiosnę przyszłego roku.

    OdpowiedzUsuń