poniedziałek, 25 maja 2015

SCHEDA (1)

            Zosia wróciła do domu późnym wieczorem. Przysłowie „wszędzie dobrze ale 
w domu najlepiej” jakoś nie pasowało do jej obecnego stanu ducha. Postawiła walizki 
w przedpokoju, rozejrzała się po pustym domu i powiedziała do kotki: no, moja droga, wyruszamy w świat bo tutaj już nic mnie nie trzyma. Kotka była innego zdania, ale cóż pani każe, a Kicia musi. Uniosła swój okazały ogon i ruszyła na balkon. Weszła 
i natychmiast wróciła. Co ci jest Majeczko? Zosia popatrzyła na nią ze współczuciem. 
A więc tobie dom też źle się kojarzy?

Kolejne dni upłynęły na przygotowaniach do podroży. Pakowanie i kompletowanie nowej garderoby zajęło jej kilka dni. Stan konta został zasilony przez odprawę za dwudziestoletnią służbę. Wypłata i oszczędności stanowiłą więc pokaźną kwotę, która zapewni bezpieczeństwo finansowe na czas kiedy Zosia znajdzie nowe zatrudnienie. 

Dostała odpowiedź od swojej kuzynki z Dynowa z zapewnieniem, że będzie gościć Zosię 
z przyjemnością tak długo, jak tylko będzie chciała tam zostać. Tym bardziej, że dom jest duży, a dzieci rozjechały się po świecie, no i stęskniła się za ukochaną kuzynką, którą pamięta z dzieciństwa. Zosia zapakowała więc swój samochód po sam dach, na przednim siedzeniu umieściła kicię i ruszyła przed siebie w długą podróż ku wspomnieniom. 

Ze względu na kotkę robiła dłuższe przerwy, piła kawę, odpoczywała i delektowała się wolnością. Zadzwoniła do swoich dzieci, nie wtajemniczyła ich jednak w swoje plany, 
bo sama jeszcze nie wiedziała jaką podejmie decyzję. Poza tym musi się najpierw zmierzyć z tym co ją czeka na miejscu. Oficjalna wersja, którą przedstawiła swoim pociechom to dłuższy urlop u kuzynki Tereski. Trochę się dziwiły ale już dawno przywykły, że ich mama podejmuje spontaniczne decyzje, zwłaszcza jeżeli chodzi 
o wakacje. 

Podróżowanie w dzisiejszych czasach to czysta przyjemność – zagadnął Zosię starszy pan, który podróżował w pojedynkę i chyba znużyła go ta samotność. Tak rzeczywiście – przytaknęła. Przepraszam za śmiałość, czy mogę zapytać dokąd pani zmierza? Ku przygodzie – odpowiedziała wymijająco. A tak konkretnie – dopytywał przypadkowy znajomy. Tak dokładnie to jadę rozprawić się z przeszłością. To w takim razie będzie trudne wyzwanie – zamyślił się starszy pan. Dlaczego pan tak sądzi? Moja droga, przepraszam ja się nie przedstawiłem Michał Michałowski – szarmancko wstał i czekał, aż ona poda mu swoją dłoń. Zofia Gawłowska – powiedziała krótko. 

A wracając do naszej rozmowy – kontynuował pan Michał - to słowo „ rozprawić się”,  kojarzy mi się raczej z trudną przeszłością. Nie chcę być wścibski ale muszę zapytać czy dobrze to pani przemyślała? Zofia popatrzyła na niego zażenowana jego dociekliwością ale nie zamierzała mu się zwierzać. To się jeszcze okaże – odpowiedziała wymijająco. Wstała i krótkim -  do widzenia - pożegnała pana Michała Michałowskiego. Swoją drogą,  czy jego rodzice mieli takie poczucie humoru czy raczej jego brak. Michał,  i na dodatek Michałowski. Miło było panią poznać – powiedział starszy pan kiedy była już przy samochodzie. 

Następny postój dopiero za Rzeszowem – powiedziała do Majki, która wylegiwała się 
w cieniu przy otwartym oknie. Posłusznie wcisnęła się do swojej torby podróżnej i cicho miauknęła. Wiem, wiem, trochę dużo tych podroży, ale teraz mogę ci obiecać, że zakotwiczymy w Dynowie na dłuższy czas. Może na całe wakacje – Zosia się trochę rozmarzyła, ale szybko przywołała się do porządku i skupiła na jeździe. Podróżowanie 
w dzisiejszych czasach to rzeczywiście przyjemność – uśmiechnęła się na wspomnienie 
Pana Michała. Swoją droga bardzo sympatyczny ten starszy pan. Zosia miała trochę wyrzutów sumienia, że tak szorstko go potraktowała. Szybko jednak o nim zapomniała 
bo ruch na autostradzie zrobił się spory i musiała skupić się na drodze. Tym bardziej, 
że samochód raz po raz wydawał jakieś niepokojące dźwięki.

Proszę, kochany samochodziku nie psuj się teraz – Zosia błagalnym głosem przemówiła 
do auta. Ja chyba zwariowałam, rozmawiam z kotką albo samochodem, a jak żywy człowiek do mnie mówi to mi się nie chce odzywać. Jeżeli jeszcze nie zwariowałam to lada moment to nastąpi. Jej rozważania przerwał kolejny dźwięk, który wydobył się z silnika jej samochodu. Co teraz mam zrobić? Zatrzymać się czy jechać dalej, rozważała spanikowana. Jadę, najdalej jak się da – powiedziała na głos. Jak powiedziała tak zrobiła i zatrzymała się dopiero za Rzeszowem. Zostało jeszcze parę kilometrów, zadzwonię do Tereski na pewno coś wspólnie wymyślimy. 

Kiedy zjeżdżała na stację ,dziękowała Bogu, że się udało. Znalazła dogodne miejsce na parkingu, blisko wejścia na wypadek gdyby musiała zostawić tu samochód. Zgasiła silnik i dla pewności spróbowała odpalić go jeszcze raz. Niestety, bez skutku. No i miałam rację – znowu powiedziała do siebie. Trudno, najpierw kawa, a potem zadzwonię do Tereski – zadecydowała zadowolona, że udało się jej dojechać tak daleko. Zapięła smycz i wyprowadziła kotkę z samochodu. Odrobina ruchu dobrze jej zrobi,  wygląda na bardzo osowiałą. Oj,  ty moje biedactwo, chyba źle się czujesz. Jeszcze troszkę i będziemy bezpieczne. Schyliła się by pogłaskać Majkę i w tym momencie zobaczyła znajomego Michała Michałowskiego, który machał do niej przyjaźnie, zapraszając do swojego stolika na tarasie baru przyległego do stacji. No widzisz, jeszcze jego nam brakowało – powiedziała cichutko wprost do kudłatego uszka kici. Zaprowadziła kotkę do samochodu, a sama skierowała kroki do stolika Michałowskiego. 

Witam ponownie – z uśmiechem na twarzy przywitał ja Michał Michałowski – mamy dzisiaj szczęście spotykając się po raz drugi. Kto ma szczęście to ma, ja mam pecha, bo zepsuł mi się właśnie samochód i muszę jakoś zorganizować dalsza podróż. Opadła bez siły na krześle obok starszego pana. No to mamy swoiste szczęście w nieszczęściu – jej rozmówca najwidoczniej nie pojmował problemu jaki ją dosięgnął. Jak mam to zrozumieć? Zofia poczuła się przez chwilę jak w gabinecie u Alicji. Nieszczęście to jest awaria samochodu, a szczęściem jest nasze spotkanie. Kiedy zobaczył rozbawienie w jej oczach od razu wyjaśnił. Mam czas, wygodny samochód i chęć by pani pomóc. Nim mi pani odmówi, proszę dobrze rozważyć moją propozycję. No wie pan – Zosia zaczęła ostrożnie - mało się znamy i nie chciałabym pana fatygować. To dla mnie żadna fatyga, a raczej przyjemność pomóc tak uroczej młodej damie. Jest pan wyjątkowym człowiekiem, ale ja naprawdę sobie poradzę. 

Zamówiła kawę i szarlotkę na gorąco, bo czuła już ucisk w żołądku spowodowany stresem. Ma pani ślicznego kota – odezwał się jej towarzysz. Tak, faktycznie Majka jest uroczym stworzeniem. W takim razie obie panie jesteście urocze – dodał. Zofia spojrzała na niego nieufnym spojrzeniem – On chyba mnie nie podrywa? - pomyślała. Proszę się nie niepokoić – powiedział,  jakby czytał w jej myślach – mam syna w pani wieku i .... 
I ? – Zofia zachęciła mężczyznę do dalszych zwierzeń – i chciałbym mieć taka synową jak pani, ale to tylko moje pobożne życzenia. Jadę do mojego syna Tymoteusza, który ma teraz problemy rodzinne i bardzo potrzebuje wsparcia. Dobrze,  że ma na kogo liczyć – Zofia położyła swoją dłoń na pomarszczoną ale wyjątkowo wypielęgnowaną rękę mężczyzny. Dziękuję za dobre słowo - odpowiedział. 

Chyba oboje potrzebowali otuchy i wzajemnego wsparcia. Chociaż Zofia jeszcze tego nie wiedziała. Wybrała numer do Tereski ale jej telefon był poza zasięgiem. Trochę zaniepokojona rozważała czy aby nie przyjąć propozycji Michała Michałowskiego. Zauważyła kątem oka, że siedział trochę nieobecny, jakby zatopiony w swoich myślach. Przegnał jednak te chmury i z uroczym uśmiechem zaproponował: To może najpierw powie mi pani dokąd jedzie, a potem wymyślimy takie rozwiązanie, które nie będzie nas obojga krępować.
                                                                                                                                       c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz