poniedziałek, 28 grudnia 2015

Marzenia do spełnienia (3)

LIST DO ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA  cz. II

         Całe popołudnie Ewa myślała, zapisywała coś w notesie i prawie się nie odzywała.   A jak już Adam zaczął jakąś rozmowę to traciła ciągle wątek aż w końcu wymówiła się bólem głowy i zamknęła się w swoim pokoju. Adam kilka razy podchodził pod zamknięte drzwi jej pokoju, ale absolutna cisza świadczyła, że z pewnością śpi, a on nie chciał jej przeszkadzać. Potem dostał wezwanie do chorego konia i nie miał czasu dłużej się zastanawiać czym zajmuje się właśnie jego żona. 

Zapukał do pokoju Stasia. Tak? – usłyszał zza zamkniętych drzwi. Synu jadę do wezwania, będę jak będę. Nie wiem co mnie spotka na miejscu. Powiedz mamie, że jeżeli będzie to coś poważnego to zadzwonię. Dobra tato, powtórzę – Adam spojrzał na syna z niedowierzaniem – spoko nie zapomnę. Staś czytał książkę, a to czynność wyjątkowo go zajmuje, więc może nawet zapomnieć o bożym świecie, a co dopiero o przekazaniu wiadomości matce. Adam w pośpiechu wsiadał do swojego jeepa i postanowił wszystkie rodzinne dylematy właśnie dzisiaj rozwiązać. Dzisiaj zapyta swoją żonę co zaprząta jej umysł tak bardzo, że jest nieobecna duchem, chociaż jej piękne ciało jest jak najbardziej na miejscu. Nieco schudła, ale to jej tylko dodało uroku. Adam postanowił skupić się na jeździe, bo myśli związane z jego żoną zawsze sprowadzały się do tego samego, czyli zachwytu nad jej pięknym ciałem... Zaraz się upomniał i już myślami był w stajni swojego najlepszego klienta.

Ewa patrzyła jak odjeżdża. Chodziła po swoim małym gabineciku i rozważała wszystkie za i przeciw dotyczące jej nowego pomysłu, ba nawet sposobu na życie.
Dzisiaj muszę porozmawiać z Adamem, dłużej nie zamierzam męczyć się z tym sama – podjęła tę decyzję, chociaż obawiała się jak on przyjmie to co mam mu do powiedzenia.
Kiedy spojrzała na podjazd, śnieg zaczął sypać, a piękne małe płatki błyszczały w świetle ulicznej lampy jak brokat sypany wprost z nieba. Kolacja już dawno ostygła, Staś poszedł spać, a Adama jak nie było tak nie ma. Nie dzwonił i nie odbierał połączeń. Ewa już do tego przywykła, że kiedy chodzi o trudny przypadek lub życie jego podopiecznych, zapomina o tym by ją powiadomić. Skupia się na zwierzętach, które niejednokrotnie ratuje i dopiero jak sytuacja jest opanowana, dzwoni do domu.

Muszę przełożyć rozmowę na jutro – nie mam sumienia w środku nocy zaprzątać mężowi głowę trudnymi sprawami, i z tą myślą ułożyła się do snu. Zasnęła od razu, ale jakiś hałas na dole obudził ją i nieźle przestraszył. Teraz sobie przypomniała, że nie włączyła alarmu. Joker, ich wierny pies nawet nie drgnął na posłaniu, więc miała nadzieję, że to jednak jej mąż. Zeszła na dół bardzo cicho, jakby obawiała się nieproszonych gości. Adam stał tyłem do niej i przyglądał się jak pada śnieg, obok niego leżał przewrócony podnóżek z jego ulubionego fotela. Widocznie chodził po pokoju po ciemku. Podeszła bliżej, ale tym razem to on przestraszył się jej. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył ją schodzącą ze schodów. Lampy latarni oświetlały jej sylwetkę przesiewając jej cienką, nocną koszulę. Widział dokładnie jej kształtne ciało, a jego wyobraźnia zaczęła pracować na zwiększonych obrotach. Podeszła blisko i przywitała go gorącym pocałunkiem.
Ciężko było? - z troską w głosie cichutko zapytała. Tak – krótka odpowiedź musiała jej wystarczyć. Tulił ją do siebie i nie miał ochoty na rozmowę. Jestem zmęczony, opowiem ci jutro, a teraz chodźmy spać – chwycił ją za rękę i szli razem jak para nastolatków. Kiedy zamknęli drzwi do sypialni, żadne z nich nie miało ochoty na późne rozmowy.
Joker podniósł głowę ze swojego legowiska, ale zaraz ułożył się wygodnie zasnął spokojny.

Ewa właśnie parzyła sobie kawę, kiedy do kuchni wszedł zaspany Adam. Spojrzała na niego z miłością. Te same roześmiane oczy, piękne czarne włosy w nieładzie, ten sam szczery uśmiech. Ten sam od 16 lat, bo tyle są małżeństwem.
Dziękuję kochanie – pocałował ja w policzek i zabrał jej z ręki zrobioną przed chwilą kawę.
Proszę bardzo – Ewa uśmiechała się do siebie i już kolejną kawę zalewała wrzątkiem. 
Pili taka samą kawę, ona jadła dół z bułki, a on górę i tak od lat niezmiennie.
A gdzie podziewa się nasz synek? – zapytał z zainteresowaniem
Pobiegł na jakieś tajne spotkanie, tyle się dowiedziałam – powiedziała Ewa z uśmiechem. Była zadowolona, że ich syn wykazuje zainteresowanie jakąś tajemniczą koleżanką.
Skąd wiesz że chodzi o dziewczynę? - Adam zawsze słucha uważnie i lubi wiedzieć co myśli jego żona. Powiedział - muszę zapytać ją co myśli o moim pomyśle, po czym wybiegł i tyle go widziałam. Aha... to nasz jedynak stracił głowę dla jakiejś pięknej, młodej damy? No wiesz Adasiu, pewnie niejeden jeszcze raz zakocha się i przeżyje rozczarowanie, jest jeszcze młody. Moim marzeniem jest by była to młoda dama, ale nigdy nie wiadomo kogo przyprowadzi nam na obiad nasz kochany Staś.

No tak, twoja mama nie była zadowolona kiedy ja zjawiłem się u was na pierwszym obiedzie – oboje wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.  Zaraz jak to było? - Ewa pierwsza zdołała się uspokoić – Już dawno siedzieliśmy przy stole, jedliśmy właśnie drugie danie, które podała nam niezastąpiona Jadzia, kiedy przyszli rodzice. Najpierw mama zrobiła zdziwioną minę, potem ojciec spojrzał na mnie pytająco, a potem oboje uznali, że będą udawać, iż nie zapomnieli o proszonym obiedzie na którym mieli poznać przyszłego zięcia. Mama użyła wszystkich swoich umiejętności żeby prześwietlić kandydata na męża swojej jedynaczki. Biedny Adam czuł się jak na procesie na którym jego mama była oskarżycielem publicznym. Ojciec jadł spokojnie bo wiedział, że brudną robotę zrobi za niego żona, a on sam będzie grał rolę lepszego z rodziców.

Ewuniu, dziękuję Ci – Adam wstał od stołu i jednym ruchem podniósł żonę z krzesła i już niósł ją w stronę sypialni, kiedy drzwi wejściowe ich domu się otworzyły, a w progu stał Staś, a obok niego chuda dziewczyna, mniej więcej jego wzrostu. Była taka drobna, że na jej twarzy były widoczne tylko ogromne oczy, piękne, czarne i takie nieufne. Adam postawił Ewę natychmiast na podłodze, a niczym nie skrępowany Staś powiedział do dziewczyny: To są moi rodzice, a to Becia, moja koleżanka. Po czym zwrócił się do owej Beci - Oni są całkiem normalni – wskazał na nas - tylko trochę zwariowani na swoim punkcie. Becia spojrzała na nas i przemówiła cichym głosem – Ja przepraszam państwa za najście ale Staś się uparł i dla tego jestem tu nie proszona...spuściła oczy i cała spłonęła. A jednak dama – Adam szepnął do ucha Ewy i oboje ciepło się do Beci uśmiechnęli.
To my pójdziemy do mnie – powiedział Staś i już nakładał dwa duże kawałki babki na talerzyki i machnął na Becię, która stała jak wryta. No, to po romantycznym poranku – Adam szepnął do ucha swojej ślicznej żony. Będę u siebie – wyszedł do gabinetu zabierając zimną już kawę. Ewa poszła do swojego pokoju, żeby sprawdzić coś na internecie, czeka ją ważna rozmowa i chce się dobrze przygotować.

Mamo – Staś zajrzał do pokoju Ewy. Słucham synu – spokojnie zapytała by go nie spłoszyć.
Czy Becia może zostać z nami na święta – Ewa spojrzała na syna jakby nie rozumiała jego słów. Jak to na święta? A jej rodzice się na to zgodzą? Jej rodzice, a właściwie mama nie ma nic przeciwko temu, chyba... bo jest w szpitalu – Staś spuścił głowę jakby nie chciał patrzeć jej w oczy. Jak to w szpitalu? - wyrwało się jej to niedorzeczne pytanie. Normalnie, jest ciężko chora, ma raka. Becia miała spędzić święta z babcią ale musiałaby pojechać na drugi koniec Polski, a nie chce rozstawać się z mamą. Mamo proszę – Staś naprawdę przejął się sytuacją swojej koleżanki. Ewa bardzo chciała mu pomóc, ale musiała spytać o zdanie Adama i postanowiła wykorzystać tę sytuację by porozmawiać z Adamem o swoim problemie. Jutro wigilia więc musi to zrobić dzisiaj. Jutro jeszcze będzie miała przeprawę z rodzicami, ale to już niewielki problem. Dobrze Stasiu, twoja koleżanka może u nas zostać. Staś z radości o mało nie fiknął koziołka. – Ale pod warunkiem, że ojciec się zgodzi – dokończyła zdanie.
To lecę powiedzieć Beci, że może u nas zostać – zamknął drzwi za sobą i tyle go widziała. Ewę rozbawiła ta sytuacja, bo było jasne, że Staś wiedział, że jego ojciec zgodzi się na wszystko czego chce jego żona.

No, czas na najtrudniejszą rozmowę w ich małżeńskim życiu. Poszła wprost do jego gabinetu, na szczęście nikogo nie było w poczekalni. Zapukała.
Proszę – usłyszała miły głos swojego męża. Weszła a on nie podnosząc głowy znad dokumentów zapytał – Czym mogę służyć? Spojrzał na nią i już wiedział że ta rozmowa, której się tak bał, właśnie teraz się odbędzie.
Co się stało Ewuniu – zaraz odłożył to czym był zajęty – Co się stało? – powtórzył, a Ewa postanowiła już dłużej nie odwlekać tego, o czym chciała rozmawiać z mężem...
                                                                                                                                    
                                                                                                                                          c.d.n.
 

niedziela, 20 grudnia 2015

Marzenia do spełnienia (2)

LIST DO ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA.

         Ewa kolejny raz czytała list, który dzisiaj znalazła. Adam spojrzał na nią zza swojej gazety i nie mógł uwierzyć, że jego żona tak bardzo przejęła się losem tej nastoletniej dziewczynki. Może to magia świąt spowodowała, że stała się taka wrażliwa?

Ewa jest jedynaczką i zawsze po cichu cierpiała z tego powodu. Dobrze, że Adam pochodzi z wieloletniej rodziny, ma szóstkę rodzeństwa. Chociaż na co dzień są dość daleko od siebie, zawsze w razie potrzeby mogą na siebie liczyć, a opiekę na starszymi już rodzicami rozdzielili między siebie. Ewa najmniej się nimi zajmuje, ale jeżeli już jest w Grabówce to chętnie odciąża starszą siostrę Adama i pomaga w małym gospodarstwie teściów. Teraz chodzi jej pewien pomysł po głowie ale na razie musi dobrze sobie to wszystko przemyśleć.

Adam przygląda się żonie i zastanawia się czy ona jest szczęśliwa. Ma wszystko czego można chcieć, a ciągle jest jakaś smutna czy zamyślona. Mają duży dom, ukochanego synka Stasia, dużą przychodnię weterynaryjną, która przynosi znaczące dochody. Ewa nie pracuje i zajmuje się ich rodziną bardzo troskliwie. Ma gosposię do pomocy i ogrodnika. Psa, kota i konie, którymi zajmuje się z pasją. Szkółka jazdy konnej stała się dla Ewy hobby, a nie pracą na cały etat. Otacza ją grono przyjaciół, a mimo to ma smutek w oczach. Adam widzi to doskonale ale boi się zapytać żony o powód jej smutku. Kocha ją bardzo i sama myśl, że czegoś jej brakuje przyprawia go o ból głowy. 

Ewa jest piękną, młodą kobietą.  24 grudnia skończy 37 lat. Urodziła się w samą wigilię i jest największym skarbem swoich rodziców, no i Adama. Każdego roku jego teściowie przyjeżdżają do nich na święta, bo nikogo więcej na świecie nie maja, oprócz swojej jedynaczki. Kochają Ewę miłością bezwarunkową, ale każdego roku, kiedy się spotykają na wigilię zasmucają swoją ukochaną córk, dając jej do zrozumienia, że jej małżeństwo to po prostu mezalians. Kochają bardzo Stasia i są spełnieni jako dziadkowie. Ewa natomiast chciałaby by Staś miał rodzeństwo. Adam też chciałby mieć więcej dzieci, ale nie jest to dla niego tak istotne jak dla jego żony. Starają się od dziesięciu lat o kolejnego potomka. Chociaż nie ma żadnych medycznych przeszkód by to ich marzenie spełniło się, to jednak Ewa nie może zajść w ciążę. Dzisiaj zapytam Ewunię o powód tego smutku, który nosi w sercu...może to zrobię – pomyślał Adam i wrócił do swojej lektury, bo nie wiedział do końca czy jest na tą rozmowę już gotowy. 

Może ten list to znak od Boga, że mam zacząć wdrażać w życie swoje największe marzenie – pomyślała Ewa, kolejny raz czytając list, który dzisiaj znalazła obok poczty. Staś jest już dużym chłopcem i na pewno mnie zrozumie, a Adam, no cóż - kocha mnie bardzo i na pewno zrobi wszystko bym mogła się spełniać jako matka i kobieta.
Ewa od zawsze, to znaczy od dzieciństwa wiedziała, że jej rodzina będzie duża. Kiedy poznała Adama zakochała się w nim i jego wielkiej rodzinie. Przyczepiła się do nich jak rzep do psiego ogona. Ciągle pomagała jego siostrom przy dzieciach, co było dla nich niezrozumiałe i uznały, że chce w ten sposób skraść serce ich najmłodszego brata. Mieszkali jeszcze wtedy blisko siebie bo Ewa i Adam studiowali w Rzeszowie. Ona na pedagogice specjalnej, a on na weterynarii. Każdą wolną chwilę spędzali w domu jego kolejnej siostry, a na każdy wolny weekend wyjeżdżali do Grabówki do jego rodziców. Kiedy na trzecim roku zaszła w ciążę była najszczęśliwsza na świecie. Adam przestraszył się trochę, że nie sprosta wymaganiom narzeczonej, która pochodziła z zamożnego domu. Postanowił sobie wtedy, że zrobi wszystko by zapewnić jej dom na jaki zasługuje i jak na razie słowa dotrzymał.

Ewa pierwszy raz poczuła magię świąt Bożego Narodzenia, kiedy zaraz po ślubie pojechali do Grabówki, a tam cała liczna rodzina Adam przyjęła ją do swojego grona. I gdyby nie pretensje jej rodziców, że zostali na święta sami, chętnie by spędzała każde święta ze swoją nową, liczną rodziną w małym domku rodziców Adama, wypełnionym miłością do granic możliwości. Mama Adama zaproponowała by jej rodzice spędzili święta z nim, ale rodzice Ewy nie mogli sobie wyobrazić świąt poza swoim nienagannym i pięknym domem. Ojciec znany krakowski architekt i mama wzięta prawniczka, ciągle pracowali, a dom prowadziła gosposia, cudowna ciocia Józia. Ewa bardziej pamięta ją z dzieciństwa niż swoich własnych rodziców. 

Rodzice kochają ją ogromnie ale przy byle okazji nie omieszkają przypominać Ewie jak bardzo ich rozczarowała. Najpierw wyborem kierunku studiów, a potem wyborem partnera życiowego. Chociaż Adam jest ich legalnym zięciem, nigdy nie mówili o nim nasz zięć tylko partner życiowy naszej córki. Przyjeżdżali do nich tylko na święta, chociaż bardzo tęsknili za Stasiem, który stał się oczkiem w głowie swoich dziadków. Każde wakacje letnie czy zimowe chociaż w części ich syn spędza z rodzicami Ewy na różnych egzotycznych wycieczkach. Staś ma talent plastyczny po Adamie, ale ojciec Ewy uznał, że to to jego geny odziedziczył i teraz gdy Staś myśli już o tym co chciałby robić w dorosłym życiu, jego dziadek Marek przekonuje go do zawodu architekta. Babcia Weronika natomiast wmawia wnukowi, że ma zadatki na dobrego adwokata. Ewa wybierając swój zawód zawiodła matkę i duża kancelaria prawnicza czeka tylko na wnuka jako wspólnika, a potem spadkobiercę ogromnej fortuny rodziny Michałowskich. Staś jest jednak nieodrodnym synem swoich rodziców i na razie wykazuje zamiłowanie do przyrody, zwierząt i rysunku ołówkiem.

Ewa tęskni za rodzicami i cieszy się na ich przyjazd, ale też martwi się jak to zrobić by wilk był syty i owca cała. Chociaż trzeba przyznać, że i rodzice i jej mąż byli dla siebie mili i nie wchodzili w żadne konfliktowe rozmowy ani sytuacje. Daleko było do idylli rodzinnej, ale wypracowany przez nich system był do przyjęcia. Najszczęśliwszy był zawsze Staś kochany i rozpieszczany przez dziadków i rodziców.

Rodzice przyjadą dopiero za dwa dni więc dzisiaj Ewa może oddać się swoim marzeniom. Właśnie układa sobie plan działania bo o tym, że to już odpowiedni czas na realizację swoich marzeń wie od momentu kiedy znalazła ten niezwykły list...

                                                                                                                                         c.d.n.

niedziela, 15 listopada 2015

ZAKĄTEK CISZY

"Zakątek ciszy" - opowiadanie z mojej szuflady  

... A gdzie jest szklana kula i czarny kot? Zapytał mężczyzna, który wszedł do mojego gabinetu. Na koty mam uczulenie, a kulę kto wie, może sobie kiedyś kupię - odpowiedziałam z uśmiechem.

Co pana do mnie sprowadza? – zapytałam patrząc mu w oczy. 
- Miłość proszę pani, a raczej jej brak – odpowiedział młody, pewny siebie mężczyzna. Usiadł wygodnie na fotelu naprzeciwko mnie. Rozglądał się z ciekawością po pokoju wypełnionym przeróżnymi aniołami. 
- Mam na imię Alicja, a pan? 
- Ja? No, ja mam na imię Artur. 
- Piękne imię, chyba zobowiązuje – zapytałam delikatnie. 
- Tak, żeby pani wiedziała – odpowiedział skupiając swoją uwagę na mojej osobie. 
- Możemy mówić do siebie po imieniu – zaproponowałam. 
- Dobrze, może być po imieniu - odpowiedział nieco zmieszany.  
- No więc co z tą miłością, a raczej z jej brakiem?

Mam trzydzieści lat i jestem kawalerem, no raczej singlem, takim z wyboru. Mieszkam i pracuję w Londynie. Jest mi z tym dobrze, ale moi rodzice, a zwłaszcza mama ciągle mnie namawia do ustatkowania się, do znalezienia sobie odpowiedniej osoby z którą będę wiódł szczęśliwe życie. I to właśnie ona, dała mi do pani, to znaczy do Ciebie namiary... no, i jestem. 
- Wyglądasz na zdecydowanego mężczyznę, dlaczego więc ulegasz namowom mamy? – zapytałam, chociaż wiedziałam już, co go tak naprawdę do mnie sprowadza. Chciałam jednak usłyszeć to od niego. 

- Wiesz, moja mama kocha mnie bezgranicznie i na pewno chce mi pomóc. Ojciec zawsze liczył się z jej zdaniem więc i dla mnie jej opinia się liczy. Wyobrażasz sobie, że po moim urodzeniu moi rodzice przez trzy dni mówili do mnie dzidzia, bo nie umieli wybrać dla mnie imienia? Każde było mało inteligentne, romantyczne lub zbyt pospolite. Byłem przecież jedynym ich dzieckiem poczętym w dość późnym wieku, więc imię musiałem mieć wyjątkowe. To matka wymyśliła Artur, szlacheckie imię. W końcu nosił je wielki król, mądry i prawy. Od małego wpajano mi, że jestem wyjątkowy, mądry i przystojny. Jako pięciolatek wiedziałem już,  że cały świat może do mnie należeć, jeżeli będę tylko chciał i będę się dostatecznie starał. No, to się starałem. Kończyłem z wyróżnieniem kolejne szkoły, wymarzone studia i z łatwością zdobywałem kolejne stanowiska. Jak już gdzieś się zadomowiłem to matka przypominała mi, że stać mnie na więcej i, że wszystko czego będę chciał mogę osiągnąć. Pracuję na wysokim stanowisku w jednej z najlepszych firm w Londynie, mam piękny dom, samochód i zasobne konto. Tylko nie mam tego najważniejszego - miłości. To znaczy miałem przyjaciółki, piękne i mądre kobiety ale one są niezależne i nie chciały się z nikim wiązać na stałe. 

- Skoro Ci z tym dobrze to po co zmieniać? - Zapytałam. Zamyślił się chwilę a potem poprosił bym postawiła mu karty. 
- A o co chcesz zapytać? Tasowałam anielskie karty i wnikliwie się mu przyglądałam. 
- Mam pewien problem z przeszłości, ale nie wiem jak mam zapytać…no, anioły. - Widziałam jaki ma problem już od momentu kiedy do mnie wszedł, ale postanowiłam nie ułatwiać mu zadania.
-  No to opowiedz swoją historię, anioły same pokierują rozkładem.

- Kochałem kiedyś ze wzajemnością, młodszą ode mnie dziewczynę, były to nasze pierwsze miłosne doświadczenie. Magda była delikatna, subtelna i piękna. Ruda i piegowata, ale piękna jak żadna inna kobieta. Byłem szczęśliwy i z radością przyprowadziłem ją do domu, by przedstawić ją mojej mamie. Wizyta była udana, a moja mama była niezwykle miła do mojej dziewczyny i wydawało mi się, że chwyciłem Pana Boga za nogi. Dwie ważne dla mnie kobiety polubiły się od pierwszego spotkania. Kiedy Marta wyszła, mama wzięła mnie na rozmowę. - Synu, czy ty chcesz mieć rude dzieci? - zapytała bez ogródek. Jak ty sobie to wyobrażasz, jak to będzie kiedy za twoim synem będą wołać - rudzielec?  Mówiła to spokojnie, bez żadnych nacisków, a ja oczami wyobraźni widziałem małego, wylęknionego, rudego chłopczyka z którego nabijają się wszyscy koledzy. Możesz mi wierzyć, nie mogłem znieść tego widoku. Tak bardzo się przestraszyłem, że w niedługim czasie rozstałem się z Magdą zupełnie bez powodu. Wyjechałem do Anglii i próbowałem o niej zapomnieć. Ona mnie nie zatrzymywała, nic nie mówiła,  kiedy z nią zrywałem, tłumacząc się koniecznością wyjazdu za granicę. Patrzyła tylko na mnie tymi swoimi zielonymi, pięknymi oczami pełnymi łez. 


- Chciałbyś zapytać anioły co dzieje się z tą kobietą? 
- Tak, chciałbym wiedzieć czy jest z kimś związana.  Chciałbym zapytać czy jest możliwość by przyjęła mnie i moją miłość po raz drugi. 
- A jeżeli już z kimś jest, to co wtedy?  Nie będziesz o nią walczył? - dopytałam. 
- Jestem człowiekiem honoru, nie umiałbym żyć ze świadomością, że ktoś przeze mnie cierpi. 
- Już raz to zrobiłeś, ona już przez ciebie cierpiała – przypomniałam. To może zostaw to tak jak jest - zasugerowałam.  
- Już się nad tym zastanawiałem – odpowiedział spuszczając oczy. 
- No i co? 

- Mam przeczucie, że ona też na mnie czeka, cały czas widzę te jej szczere i piękne oczy. Wiedziałem, że Marta mnie kocha, tylko nie potrafiła mnie zatrzymać, chciała żebym spełnił się zawodowo, chciała mojego dobra. 
- Dobrze postawię Ci karty, ale cały czas nie mogę zrozumieć dlaczego zrezygnowałeś z takiej wielkiej miłości?  
- Bo wpojono mi do głowy, że tylko doskonali ludzie osiągają sukces i są spełnieni i nie chodziło bynajmniej o mnie, lecz o tego małego rudego chłopczyka -  Posmutniał a ja postanowiłam już dłużej nie trzymać go w niepewności. Tasowałam karty i w cichej intencji poprosiłam o szczery i zrozumiały dla mnie rozkład.
Trzy karty położyłam na stole. Artur obserwował każdy mój ruch, patrzył raz na karty, raz na mnie. Nic nie rozumiał z rozkładu i nie czuł się z tym komfortowo. 
- Szczęście w nieszczęściu to sytuacja w której się teraz znalazłeś – powiedziałam – Mówiąc inaczej: To co się wydarzyło, wydarzyć się musiało. Artur popatrzył na mnie zdziwiony. Skrzywdziłem niewinną dziewczynę i to jest to, co miało się wydarzyć? 
- Tak, może trudno ci jest na razie to zrozumieć, ale to co się wydarzyło dawno, będzie procentowało teraz. Muszę ci jeszcze coś powiedzieć, jest coś bardzo ważnego...musisz odnaleźć tę dziewczynę, jeżeli chcesz, by twoje życie ruszyło naprzód. Jeżeli chcesz znaleźć miłość swojego życia, musisz wyjaśnić tą sprawę z przeszłości i dopiero potem pojawi się prawdziwe uczucie. Minęło prawie pięć lat odkąd się rozstaliście, więc dużo się mogło w tym czasie zmienić. 
- Skąd wiesz ile lat temu zerwałem z Martą? 
- Mój drogi ja wiem więcej niż ci się zdaje. Myślę, że dlatego właśnie mnie odwiedziłeś. -Artur siedział w fotelu jakby zatopił się w swoich myślach. Siedzieliśmy naprzeciw siebie nic nie mówiąc. 
- To wszystko, co masz mi do powiedzenia? - zapytał z żalem w głosie. 
- Tak, odszukaj Martę i wyjaśnijcie sobie wszystko, wtedy dopiero twoje życie ruszy do przodu. Nie martw się, odnajdziesz to czego szukasz – powiedziałam, kiedy żegnał się ze mną. 
- Przed przyjściem do ciebie wiedziałem, że muszę ją odnaleźć ale potrzebowałem...
- Potrzebowałeś impulsu, zachęty lub potwierdzenia – dodałam. Jestem Anielską Terapeutką, a więc potrafię czytać w duszy człowieka, a karty są tylko jednym z narzędzi tej wyjątkowej terapii. Jeżeli potrzebujesz zmian i poszukujesz kogoś, kto cię przez nie przeprowadzi, znalazłeś odpowiednią osobę. 
- Dziękuję za wszystko – powiedział i podał mi dłoń na pożegnanie.

Podeszłam do okna by zobaczyć jak odjeżdża. Spojrzał do góry, jakby poczuł moją obecność. Pomachałam mu na pożegnanie, a on skinął mi tylko głową. No cóż, jest tak inteligentny, tak idealny i nie może wprost uwierzyć, że przyszedł do wróżki prosić o radę. Pamiętam, jak jego matka przyszła do mnie pięć lat temu prosić o radę w sprawie syna. Była elegancka, wyniosła i prawie musiała ze sobą walczyć by przełknąć moje słowa. Potem chodziła do mnie regularnie i bardzo się polubiłyśmy. To w gruncie rzeczy bardzo mądra i dobra kobieta, tylko trochę się w życiu pogubiła. Wyobraziła sobie, że żyje w świecie Rycerzy Okrągłego Stołu, jako wybranka losu. A jej syn, to król Artur - nieskazitelny, chodzący ideał. Przyznam szczerze, że wiele mu do tego ideału nie brakowało, ale ile go to kosztowało wysiłku i wyrzeczeń to już wie tylko on sam. Eleonora - bo tak ma na imię matka mojego klienta, dużo czasu musiała poświęcić by zmienić swoje poglądy i tym samym pozwolić, by syn mógł sam decydować jak ma przejść przez własne życie. Przestała się w końcu wtrącać w życie dorosłego syna i wyczekała moment, aż on sam poprosił ją o radę. Potem skierowała go widocznie do mnie. Wiedziałam, że teraz już wszystko zależy wyłącznie od tych dwojga, nadal kochających się młodych ludzi. No, i jest jeszcze ktoś, kto na miłość w pełni zasługuje. Uśmiechnęłam się do swoich myśli, bo już wiedziałam jaki będzie finał tej miłosnej przygody pełnej niedomówień. 
                                                                               *** 
Marta Wolska – przeczytał na wizytówce. To jej panieńskie nazwisko, a więc jest szansa, że mieszka sama – powiedział sam do siebie. Długo wahał się czy zadzwonić, bo co jej powie: Wróciłem, czy mogę wejść? Należy jednak do osób, które doprowadzają sprawy do końca, więc zadzwonił. Raz, drugi i nagle drzwi się otworzyły i stanęła w progu śliczna mała dziewczynka o rudych włosach i zielonych oczach. Artur zamarł, bo zobaczył miniaturkę Marty. 
- Dzień dobry – powiedziała roztropnie – Kim pan jest? 
Amelka! tyle razy ci mówiłam, nie otwieraj nikomu drzwi – powiedziała głośno Marta podchodząc do drzwi z głębi mieszkania.  
- To ty? - powiedziała do mężczyzny stojącego w progu jak słup soli. 
- Mamusiu czy ty znasz tego pana? – dziewczynka pytała matkę szarpiąc ją za fartuszek, który Marta usiłowała dyskretnie zdjąć. 
- Tak,  znam tego pana. To jest mój dawny znajomy, ma na imię Artur. 
- Och znajomy, to dobrze bo już się martwiłam, że zrobiłam źle otwierając drzwi temu panu – mała, rezolutna dziewczynka mówiła jak nakręcona, a oni patrzyli na siebie jak zahipnotyzowani. 

Kiedy wszedł do przytulnego wnętrza, poczuł się jak w swoim domu. Pachniało ciasto gdzieś w kuchni, a on usiadł w salonie przy stole i o mało nie zemdlał, bo na komodzie stało zdjęcie jego mamy. Marta poszła zrobić kawę, a on został  w towarzystwie małej, cudownej dziewczynki, która nie spuszczała z niego swych zielonych oczu. 
- Kto to jest ta pani? - zapytał dziecka. 
- To moja babcia Eleonora – odpowiedziała Amelka. Zaschło mu w gardle i zbladł, a Marta kiedy weszła do salonu z kawą na tacy już wiedziała, że poznał jej sekret. Jej i Eleonory.
 
- Amelko, zostaw nas samych. Idź, pobaw się u siebie, chcemy porozmawiać. - Dziewczynka bez najmniejszych protestów poszła do drugiego pokoju. 
- Twoja mama odnalazła mnie zaraz po tym jak wyjechałeś do Anglii – zaczęła swoje opowiadanie. - Chciała się wytłumaczyć przede mną, bo sumienie jej nie dawało spokoju, jak sama mi powiedziała. Zobaczyła mnie w zaawansowanej ciąży, nie zadawała zbędnych pytań i wtedy byłam jej za to bardzo wdzięczna. No, wiesz tych w rodzaju: Czy to na pewno dziecko mojego syna? Chciała nawet dzwonić do ciebie w tej sprawie, ale jej to wyperswadowałam. Chciałam, żebyś wrócił, bardzo chciałam, ale z własnej nie przymuszonej woli. Twoja mama zaproponowała mi pomoc, a ja ją przyjęłam. Rozpoczynałam studia, zostałam sama z dzieckiem w drodze, a moi rodzice no cóż, niewiele mogli mi pomóc. Kiedy urodziłam Amelkę, twoja mama zupełnie dla niej straciła głowę. Nie dość, że kupiła nam to mieszkanie, urządziła je, to jeszcze aktywnie uczestniczy w życiu Amelki. Jest jej ukochaną babcią i nieocenioną przyjaciółką. A ja dzięki twojej mamie skończyłam studia i zdobyłam wykształcenie, które pozwala mi utrzymać siebie i dziecko. 

 - A mój ojciec, czy on wie? 
- Nie, ponieważ według twojej mamy nie umie utrzymać żadnej tajemnicy, a to był mój warunek. Widzę jednak, że babcia Eleonora nie dotrzymała słowa. 
- Moja mama nie ma pojęcia o tym, że ja tu jestem. - Kiedy to powiedział, zobaczył w zielonych oczach Marty tę samą miłość, którą tak dobrze zapamiętał.  
- Jak się więc o nas dowiedziałeś? - zapytała nie dowierzając. 
- Poszedłem do wróżki – odpowiedział szczerze...
                                                                                                                                         c.d.n.


środa, 4 listopada 2015

Bajka dla Oli

         Młoda kobieta jest samotna w dużym domu, chociaż mieszka wśród domowników wielu. Ktoś mówi do niej, ktoś inny pyta ją o coś, a ona nic nie odpowiada. Milczy, bo już nie raz mówić próbowała, ale co by nie odpowiedziała czuła się krytykowana, niedoceniana i niekochana. Milczy dla świętego spokoju, nie chce się odzywać by nie dolewać oliwy do ognia, chociaż nie raz miała na to ochotę. Uparta i nieugięta była kiedyś, ale to było dawno temu, kiedy mieszkała w rodzinnym domu. Ona sobie da radę w życiu – mawiali o niej rodzice - bo jest silna jak taran w spódnicy. Ale to było dawno temu...

Anioł usiadł obok niej i przytulił ją czule. Dziewczyna płakała cicho, a łzy płynęły z jej oczu jak potok górski po roztopach śniegu. Kim jesteś? - cicho zapytała. Elohim Haniel jestem i przybywam po to by obudzić w tobie moc kobiecej siły. Ja jestem słaba, nie mam w sobie żadnej siły – mówiła cicho młoda kobieta, by nie obudzić swojej rodziny. Masz wszystko czego ci potrzeba. To jest jak chleb powszedni i manna z nieba. Ja nie dam rady – broniła się kobieta. Dasz i basta!  Elohim Haniel głos podniosła z bezsilności rzecz jasna, bo pokochała tą młodą kobietę miłością siostrzaną jak kobieta – istotę kobiecą. Mów, co mam zrobić by odnaleźć szczęście, radź skoro masz taką wolę – powiedziała kobieta do anioła w przepięknej sukience. 

Pokochaj samą siebie, bezwarunkową miłością. Doceń to co masz w sobie pięknego i podziel się tym bogactwem z każdym, kogo spotkasz na swojej życiowej drodze. Rozsiewaj szczęście, miłość i dostatek, a wszystko wróci do ciebie z podwojoną mocą. Pożegnaj się ze swoją świadomością niedostatku i braku. Przestań zajmować się tym czego ci brakuje, a doceniaj to, czym sama dysponujesz. Masz wiele - powiedziała Elohim Haniel by uprzedzić pytanie, bo dobrze znała tą młodą kobietę i jej ciekawą duszę. Masz piękne dzieci i dobrego męża. Wsparcie rodziny, choć tego akurat nie doceniasz. Jesteście zdrowi, młodzi i wszystko przed wami lecz tylko wtedy, gdy razem pójdziecie ramię w ramię jak jeden zespół do zadań specjalnych. Będzie nam ciężko? - zapytała kobieta. Nie, lecz tylko wtedy gdy miłość zwycięży wasz upór i niechęć do wspólnego działania. Dobrze ci radzę, zatrzymaj się w swoim życiu, przyjrzyj się mu uważnie. Skup się na tym, co jest teraz ważne. Macierzyństwo jest teraz priorytetem, bo kiedy mama jest szczęśliwa to i szczęśliwe jest jej dziecię. Pamiętaj również o tym, że życie jest darem, a każdy sam ponosi odpowiedzialność co zrobi z tym darem.

 Kobieta posmutniała bo sprawę sobie zdała z błędów, które w swoim życiu popełniała. Idź naprzód i wybacz sobie powiedział anioł, bo przecież potrafi czytać w jej myślach, jak to anioł. Nadszedł czas by otworzyć twe serce na miłość do ludzi, którzy są wokół ciebie. W ten sposób twe szczęście zwróci się do ciebie.
Wtedy wkroczyła Archaii Dobroczynności  i otworzyła drzwi pokoju w którym siedziała samotna dziewczyna. Śmiało przejdź przez te drzwi niespełnionych lub zranionych uczuć. Radzę ci: poznaj swoje słabości, a one pokażą ci drogę do lepszego życia tu i teraz ale we dwoje. Kiedy już je poznasz, odkryjesz też swą siłę i wtedy łatwo zmienisz swoje życie. Poczujesz się wtedy jakbyś w ciemnym pokoju zaświeciła światło – światło nadziei. 

I przeszła młoda kobieta przez te drzwi, wprost w ramiona Lady Amethyst – Archaii Przemiany. Oto mój dar dla ciebie – powiedział anioł . To jest głos twojej intuicji, który ci ułatwi nowe życie na łonie rodziny. Poznasz życie od lepszej strony, bo jesteś już na to gotowa. Docenisz to co cię otacza, wyznaczysz sobie drogę i ruszysz odważnie byle do przodu. Nie oglądaj się za siebie, nie rozpamiętuj przeszłości, tylko stwórz własne życie tu, w tym wielkim domu, który od dawna należy do ciebie. Musisz to tylko poczuć i dać sobie przyzwolenie na bycie kimś więcej, niż jego lokatorem. 

Kobieta weszła do drugiego pokoju gdzie spał jej mąż, zmęczony trudami codziennego znoju. Czy coś się stało? – zapytał zaspany. Nie, nic, śpij kochany. Położyła się obok niego spokojna, a on ten spokój poczuł całym sobą. Kochanie wyszeptała, jakże tu spać w taką noc piękną?. Odwrócił się do niej i mocno ją przytulił. Dobrze że jesteś tu ze mną, kochana żono – powiedział cicho, by nie zbudzić córeczki, która spała w swoim łóżeczku tuż obok niego.

Obraz Lilianna Lilu Lazarska 

























lubuskieanioly

środa, 21 października 2015

Bajka dla Lilki od Cioci Halinki

        Liluś śpisz? – cichutkim szeptem powiedział aniołek w prost do uszka leżącej w szpitalnym łóżeczku małej dziewczynki.
Nie, nie śpię, tylko mam zamknięte oczka. A kto pyta?  odpowiedziała Lilka.
Mam na imię Mija. Jestem aniołkiem do zadań specjalnych.

Co to znaczy? - dopytała Lilka.
Wiesz,  jest wielu ludzi, a jeszcze więcej dzieci, które chciałyby cię poznać – uśmiechnięta Mija siedziała już na łóżku i opowiadała jak to ona. Wczoraj byłam u Kubusia i on prosił bym cię pozdrowiła. Po drodze wpadłam do pewnego przedszkola i poznałam Filipka, który jest fajnym małym chłopczykiem, ale nie lubi jeszcze przedszkola bo tęskni do swoich rodziców.
Czy on jest chory tak jak ja? - zapytała Lilka.
Nie, ale jest smutny i dlatego go odwiedziłam – odpowiedziała roztropna Mija.
To powiedz mu,  żeby się nie smucił, bo mamusia na pewno po niego przyjdzie. Powiedz mu, że jak wyzdrowieję to też pójdę do przedszkola, bo bardzo lubię dzieci i chciałabym się z nimi bawić. Ja też często czekam na mamusię ale nie płaczę,  żeby się mamusia nie smuciła jeszcze bardziej. Wiem,  że do mnie przyjdzie i poczyta bajeczkę.
Jesteś bardzo dzielna Liluś,  a ja opowiem o tym innym ludziom.

Myślisz Mija, że ci ludzie mnie polubią? Ciągle leżę w łóżeczku i nie mam wielu kolegów, ani koleżanek. 
Jestem tego pewna i takie mam właśnie specjalne zadanie by jak najwięcej polubień zebrać dla ciebie kochanie.
A czy myślisz, że dzieci mnie też pokochają? - cichutko zapytała Lilka.
Jestem tego pewna, bo jesteś taką dzielną,  malutką kruszynką – Mija przytuliła się do Lilki jak to robi często jej mama.

Powiem mamusi, że jesteś tu przy mnie, żeby się nie martwiła, że jestem sama. Ona ciągle śpieszy się do mnie, do szpitala. Jak będzie wiedziała,  że jesteś tu ze mną będzie się mniej o mnie obawiała.
Wiesz Liluś,  zaraz przyjdzie twój tatuś i opowie ci kolejną, cudowną, wymyśloną bajkę. Specjalnie dla Ciebie kochanie. Zobaczysz będzie fajnie – Mija starała się pocieszyć swoją przyjaciółkę, bo sama musiała na małą chwilkę odlecieć by spełnić swoje specjalne zadanie.

Odchodzisz? – spytała smutnym głosem Lilka.
Tylko na małą chwilkę, bo muszę rozesłać wiadomość do ludzi dobrej woli, by otworzyli swe serca dla pewnej cudownej istotki, zamkniętej w ciele malutkiej chorej dziewczynki.
Mija poleciała, a Lilka spokojnie zasnęła. Bo chociaż jest taka mała,  doskonale wie o tym , że aniołki zawsze dotrzymują danego słowa.













poniedziałek, 12 października 2015

Bajka dla Kubusia od Cioci Halinki

         Na małym łóżeczku w ogromnej szpitalnej sali śpi chłopczyk, a obok na krzesełku siedzi aniołek mały.
- Kim jesteś? - zapytał Kubuś, którego ból właśnie obudził.
- Jestem twoim Aniołem Stróżem tylko takim małym.
- A jak ja urosnę ty też będziesz duży? - zapytał chłopczyk bo był bardzo bystry.
- Tak – odpowiedział aniołek.
- Wiesz, ja jestem chory, to może znajdź sobie innego chłopca, bo będziesz się ze mną nudził -
Aniołek spojrzał na chłopca zdziwiony. Jest przecież z nim od dnia jego urodzin i nieustannie cieszy się, że właśnie do niego został przydzielony.

- Jesteś wspaniały, dobry i mądry i nie mogłem sobie nikogo lepszego wymarzyć - odpowiedział anioł.
- No, to powiedz mi co będziemy robić razem? - spytał Kubuś.
- Będziemy marzyć o wielkich sprawach, będziemy robić ciekawe rzeczy, będziemy uczyć się razem jak być dobrym człowiekiem – aniołek mówił, a Kubuś słuchał i już się cieszył, gdy nagle się znowu mocno zasmucił.
- Co cię tak smuci? - zapytał anioł.
- Szkoda mi ciebie, ty mój aniele.
- A to dlaczego? – zapytał anioł.
- Mógłbyś pobiegać i zagrać w piłkę z innym zdrowym chłopczykiem, a nie siedzieć tu przy szpitalnym łóżku -  Anioł spojrzał na niego i nie mógł uwierzyć w to, że mały chłopczyk i do tego chory, wcale się nie użala nad sobą tylko martwi się o anioła wygody.

- Posłuchaj mnie mój przyjacielu. Jeżeli oboje będziemy marzyć o twoim wyzdrowieniu to przyjdzie kiedyś taki dzień gdy te marzenia się spełnią. Poprosimy jeszcze ludzi tu na Ziemi i wszystkie małe aniołki by otoczyli Cię wielkim kręgiem ogromniej miłości, który będzie dla ciebie wsparciem i kołem ratunkowym, wtedy gdy będziesz smutny albo trochę chory.
Pamiętaj również o tym, że ja,  twój Anioł Stróż zawsze jestem przy tobie i w zdrowiu i chorobie.

- To dobrze, bo tatuś dużo pracuje by nam niczego nie brakowało, a moja mama jest taka dzielna i ciągle się mną opiekuje. Widziałem wczoraj, że była zmęczona i przyda jej się  każda pomoc, zwłaszcza anioła - Anioł znów ogromnie się zadziwił,  że mały chłopczyk troszczy się o innych.
Kubuś ziewnął i zasnął zmęczony, ale szczęśliwy bo anioł obiecał, że pomoże mu zaopiekować się mamą i tatą. 
Bo dla Kubusia największym marzeniem jest szczęście jego rodziny.

Bajeczka napisana specjalnie dla Kuby Pobłockiego "Radość Kubusia"




sobota, 26 września 2015

Marzenia do spełnienia

         Piszę to opowiadanie na gorąco, pewnie później jak tylko trochę ochłonę to go zmienię, polukruję może popieprzę (mam na myśli - przyprawię) ale teraz przeleję emocje na papier.
Stojąc w kolejce w aptece usłyszałam rozmowę dwóch kobiet i taką utkałam z tego opowieść: Jest mroźny styczeń i pora przeziębień. Młoda kobieta o imieniu Joanna stoi w aptece i mimo woli jest świadkiem rozmowy, która staje się początkiem zmian w jej życiu. Może przypadek, a może to Anioły spowodowały, że rozmowa dwóch zupełnie nieznanych jej kobiet spowodowała u niej taką lawinę zmian.

Joanna stoi w kolejce, denerwuje się bo ma mało czasu. Gdyby to nie była apteka pewnie ponaglałaby ekspedientkę. Dzieci są przeziębione i nie ma wyjścia, musi zakupić potrzebne leki. Tyle mam jeszcze na głowie, jak zdążyć z tym wszystkim – myśli rozgorączkowana. W kolejce stoją przeważnie starsi ludzie. No tak, emeryci oni zawsze mają czas. Ciekawe czy ja będę miała kiedyś czas dla siebie – kontynuuje ten wewnętrzny dialog sama ze sobą. Jakże zazdrości tym, którzy łatwo nawiązują dialogi nawet z obcymi ludźmi. Przed nią stoją dwie kobiety: jedna elegancka, małomówna, taka trochę wyniosła. Joanna ogląda ją dyskretnie z góry na dół - takie zawodowe zboczenie. Jest krawcową, artystką ale sama nie ma tego świadomości. Szyje w domu po kryjomu, żeby nie denerwować Maćka. Jej mąż nie pracuje nigdzie na stałe, chociaż jest bardzo zdolnym kafelkarzem, ot powiedzmy taka złota rączka, fachowiec od wszystkiego. Kiedy złapie jakieś zlecenie, ona przyjmuje zamówienia na szycie, a kiedy mąż jest w domu musi być bardzo ostrożna bo on nie lubi nici na podłodze i obcych bab, które kręcą mu się po domu. Joanna przygląda się tej drugiej kobiecie. Jest skromnie ubrana, ale otwarta na ludzi, ma szczęśliwe oczy i uśmiech na twarzy. 

Młoda kobieta przysłuchuje się rozmowie tych dwóch kobiet:
Ona jest siłaczką usłyszałam jak jedna mówi od drugiej. To znaczy? - pyta ta druga, elegancka, trochę zamyślona i mniej rozmowna. Pracuje, prowadzi dom i wychowuje dwoje dzieci – ciągnie wątek ta pierwsza. A jest przecież jeszcze taka młoda. Jest samotna? Pyta ta mniej rozmowna. Ależ skąd ma męża lenia jednego. Nie pracuje, nie pomaga a dzieci to chyba tylko umie robić i tym się chwali przed kolegami – mówi ta która rozpoczęła rozmowę. To dlaczego go nie rzuci? - pyta ta mniej rozmowna. A co on biedaczek by bez niej zrobił. Może drugi raz miałby więcej szczęścia i trafił by na księżniczkę – mówi ta mniej rozmowna. To znaczy – dopytuje ta druga. Jak by mu się trafiła taka kobieta co niczego nie ogarnia to by musiał wziąć się do roboty leń jeden – mówi ta co przedtem była mniej rozmowna. Myśli pani – zastanawia się ta co zaczęła rozmowę. Ja to wiem na pewno - mówi elegancka kobieta …z autopsji, dodaje po chwili i znowu się zamyśla.
Joannie zrobiło się gorąco, cała zalała się potem. Co pani jest? - zapytała z troską elegancka kobieta, a ta druga ruszyła po wodę do automatu stojącego w rogu apteki i już podaje jej kubek zimnej orzeźwiającej wody. Proszę przepuścić tą panią bo zrobiło się jej słabo – powiedziała ta elegancka kobieta i już prowadzi Joannę na początek kolejki. Ja też źle się czuję – warknął mężczyzna z samego końca. Obie kobiety spojrzały na niego z takim wyrzutem w oczach, że zamilkł od razu. Joanna kupiła potrzebne specyfiki i wyszła na świeże powietrze. Od razu lepiej – powiedziała sama do siebie i ruszyła prosto na przystanek autobusowy. Normalnie poszła by pieszo, mimo siarczystego mrozu ale dzisiaj brak jej siły. Może będę chora – pomyślała.

Kiedy stanęła pod drzwiami mieszkania była już opanowana i zimna jak skała lodowa.
Jadę do twojej mamy – burknęła do męża, który jak zwykle siedział przed telewizorem z pilotem w ręce.
Zaraz, a obiad? Gdzie masz zakupy – zarzucał ją pytaniami a właściwie pretensjami.
Zjesz obiad jak sobie go ugotujesz, ale żeby to zrobić musisz zrobić zakupy – dawała mu instrukcje pakując jednocześnie torbę z rzeczami dzieci.
Co ty robisz – zapytał już trochę łagodnie.
Pakuję się, to chyba widzisz – odpowiedziała hardo.
Co ci się stało, kobieto – krzyczał już na dobre.
Przejrzałam na oczy – odpowiedziała rzeczowo.
Ty przejrzysz na oczy jak ja się wkurzę, teraz ci dobrze radzę opamiętaj się kobieto – podszedł do niej i chciał ją przytulić. Fajna jesteś tak wnerwiona – powiedział niskim zmysłowym głosem, jakby ta kłótnia była niczym innym jak grą wstępną kochającej się pary.
Przestań traktować mnie przedmiotowo – Justyna wyrwała się z jego uścisku.
Wczoraj w nocy nie miałaś nic przeciwko temu – zaśmiał się zadowolony ze swojej riposty.
Nie chcę z tobą w tej chwili rozmawiać. Dzieci odbiorę z przedszkola – zabrała torbę i trzasnęła drzwiami. Nie wiem po co mu to powiedziałam, przecież zawsze to robię – znowu rozpoczęła ten dialog sama ze sobą. Szybko weszła do windy i zjechała na dół. Bała się, że Maciek będzie ją namawiał do powrotu.

Sama nie wie jak znalazła się w domu teściów.
Co się stała? - zapytała Marta, jej teściowa zabierając z jej rąk ciężką torbę.
Odeszłam od Maćka, bo już nie mam siły – rozpłakała się.
Zaraz kochana, jak to odeszłaś? Przecież wy się kochacie, macie dzieci. Co powie Michałek i Sabinka – mówiła do mnie podniesionym głosem.
Mamo ja dłużej nie mogę, jestem zmęczona, zniechęcona. Może jak nim coś wstrząśnie to się opamięta – wytarła nos i spuchnięte oczy.
Siadaj, zrobię kawy i porozmawiamy.
Joanna usiadła przy małym stoliku w zadbanym salonie domu rodzinnego jej męża. Od razu skojarzyła dlaczego się starała ponad swoje siły utrzymać ład i porządek w swoim małym mieszkanku, przy dwójce małych dzieci. Robiła to dla Maćka, żeby nie czuł się gorzej niż w swoim dawnym domu.

Teściowa postawiła przed nią aromatyczny płyn i kawałek domowego ciasta.
Mów Joanno co cię skłoniło do tego by odejść od mojego syna i dlaczego przychodzisz z tym właśnie do mnie. Bądź co bądź jestem jego matką i wiele ode mnie nie oczekuj – powiedziała szczerze.
Mam prośbę – spojrzała na Martę zastanawiając się czy faktycznie dobrze zrobiła jadąc właśnie do niej. W zasadzie nie miała do kogo się zwrócić. Jej rodzice mieszkają w Bieszczadach z czwórką jej rodzeństwa i ze świadomością że ich najstarszej córce żyje się świetnie w mieście. Koleżanek nie ma bo Maciek nie lubi udzielać się towarzysko a jej samej nie pozwala nigdzie chodzić bo jest o nią strasznie zazdrosny. Na początku jej to nawet imponowało, ale na dłuższą metę poczuła się osaczona.
Bo chciałam mamę prosić by zajęła się dziećmi, ja muszę poukładać sobie wszystko w głowie – jak i gdzie by to miała zrobić tego jeszcze nie wiedziała.
Co chcesz sobie poukładać? Poznałaś kogoś? - teściowa powiedziała nadzwyczaj łagodnie jak na jej temperament.
No co mama, przecież ja kocham Maćka i dzieci, tylko......
Tylko co, wyduś to z siebie dziewczyno bo jak Boga kocham tracę już cierpliwość – Marta mimo dobrej woli traci już cierpliwość.
Tylko ja jestem zmęczona, wszystko jest na mojej głowie, dzieci, dom. Nie mamy oszczędności żyjemy z dnia na dzień. Jesteśmy dla was ciężarem, chociaż oboje jesteśmy młodzi, zdrowi i zdolni na dodatek. Maciek mało pracuje, a mi na to nie pozwala. Jak ja mam żyć, żeby mieć szacunek sama do siebie – Joanna mówiła jednym potokiem słów. Wiedziała, że tego czego dzisiaj nie odważy się powiedzieć już nigdy, nikt od niej nie usłyszy.
Monika słuchała ją i otwierała coraz szerzej oczy ze zdziwienia. Nie mogła sobie podarować, że niczego niepokojącego nie zauważyła w życiu swojego dziecka. Może nie chciała niczego zobaczyć? I to ta świadomość nie dawała jej teraz spokoju.

Nie miałam pojęcia drogie dziecko, że ty jesteś taka nieszczęśliwa. Jeżeli chodzi o nas to z przyjemnością wam pomagamy, przecież Maciek to nasz jedynak. Masz rację, zdolny z niego człowiek tylko leń patentowy. Wstyd się przyznać, ale ja myślę, że on sobie bez ciebie nie poradzi – Marta mówiła, a Joanna słuchała w osłupieniu.
Obie zamilkły. Joanna z wyczerpania, a Marta krążyła po pokoju jakby coś rozważała.
No to mówisz że chcesz sobie coś przemyśleć? To ja mam do ciebie pewną propozycję – mówiąc to zaczęła szukać czegoś w swoim antycznym biurku. Podała Joannie kopertę i poleciła by ta dokładnie przeczytała jej zawartość. Kiedy Joanna czytała, Marta zamilkła i w napięciu czekała na jej decyzję. Ale przecież ten wyjazd jest na trzy tygodnie, co ja zrobię z dziećmi. Poza tym to na pewno dużo kosztuje, a ja...
No to chcesz pojechać na tą Anielską Terapię czy nie? Nim odpowiesz, to muszę ci coś wyjaśnić : Za wszystko już zapłaciłam, bo przyznam szczerze chciałam pojechać tam sama, ale im bliżej jest do wyjazdu tym więcej mam wątpliwości. Teraz już wiem dla kogo wykupiłam ten pobyt. Dziećmi się nie martw, ja się wszystkim zajmę. Przecież one mają jeszcze ojca no, i dziadków do pomocy oczywiście – dodała z uśmiechem na twarzy. Już ja mu zgotuję szkołę życia – dodała.

Joanna też się lekko uśmiechnęła – bo wie jaką silną kobietą jest jej teściowa.
A co na to powie Roman? - zapytała cichutko.
No wiesz to dziwne pytanie, zważywszy na to, że już jakiś czas jesteś w naszej rodzinie i wiesz doskonale że on akceptuje wszystkie moje decyzje. Mówiąc to podniosła oczy ku niebu, jakby chciała powiedzieć że taki felerny się jej mąż trafił Zaraz ile to już lat – zamyśliła się znowu.
Siedem – odpowiedziała Joanna.
Zadam to pytanie jeszcze raz: Jedziesz?
Tak jadę – odpowiedziała Joanna.
Dobra decyzja – pochwaliła ją teściowa.
Jedziemy do ciebie bo musisz się spakować, wyjazd jutro z rana – żeby była jasność Roman cię zawiezie, a ja przejmę dowodzenie w twoim domu.
Dobrze, że Joanna nie miała czasu na dłuższe zastanowienie się, bo pewnie by się na taki wariacki krok nie zdecydowała.
Kiedy Maciek zobaczył w progu obie kobiety spodziewał się karczemnej awantury, ale tak był zaskoczony tym co się potem wydarzyło, że chyba do końca życia tego styczniowego dnia nie zapomni.