poniedziałek, 5 grudnia 2016

MARZENIA DO SPEŁNIENIA


List do Świętego Mikołaja cz. III 


Nie wiem jak ci to powiedzieć – Ewa spuściła wzrok i zastanawiała się jakich użyć słów żeby mąż ją dobrze zrozumiał.
Adam czekała na to co powie żona, a serce waliło mu tak głośno aż miał wrażenie że ona to słyszy.
Mam takie marzenie.... chcę mieć więcej dzieci – spojrzała na niego i zobaczyła ulgę w jego oczach.
No wiesz zawsze możemy nad tym popracować – uśmiechnął się i podszedł do niej by ją przytulić.
Obawiam się że źle mnie zrozumiałeś.
Źle? - znowu niepewność wkradła się do jego serca.
Adasiu ja chcę stworzyć Rodzinny Dom Dziecka – powiedziała to jednym tchem, żeby znowu się nie rozmyślić – Ja wiem że to jest ogromne wyzwanie i wiele pracy, ale zobacz ile nieszczęśliwych dzieci jest na świecie....choćby ta Becia..…

Ewuniu i to o tym tak ciągle myślałaś? - przerwał jej w pół słowa
Od czasu kiedy znalazłam ten list na poczcie, no wiesz od tej dziewczynki z Domu Dziecka....
Dlaczego od razu mi o tym nie powiedziałaś? - zapytał z nutką zawodu w głosie.
Chciałam najpierw sama to przemyśleć, przepraszam....
Nie przepraszaj. Jestem szczęśliwy, że mam obok siebie tak cudowną kobietę – Adam tulił do siebie żonę i dziękował Bogu, że to co ją martwiło nie zagraża ich rodzinie, a wręcz może uczynić ich jeszcze bardziej szczęśliwym, o ile jest to w ogóle możliwe.

Kiedy tak tulili się do siebie do gabinetu zajrzała pani Janowska właścicielka kotki, która ciągle symuluje. Kotka udaje że jest chora, a jej właścicielka ciągle z tą samą troską chodzi z nią do weterynarza.
Chrząknęła porozumiewawczo, nie chciała przeszkadzać, ale skoro już weszła niegrzecznie było podglądać.
Przepraszam, pukałam ale państwo nie słyszeli więc weszłam. Jeszcze raz przepraszam.
Nie ma za co – odparł jak zwykle grzecznie doktor Adam Michalski najlepszy weterynarz w okolicy.
Zapraszam – wskazał ręką stół na którym pani Janowska postawiła swoją niesforną kotkę Bonitę.
Ewa grzecznie przeprosiła i wyszła pospiesznie z gabinetu, by nie przeszkadzać mężowi w pracy.
Jest, jest, jest ! – radośnie skierowała ręce ku niebu.
Co panią tak ucieszyło? - zapytała asystentka doktora.
Życie jest cudowne, prawda?
Może i jest, ale ja o tym nic nie wiem – odparła z uśmiechem Oliwia.
Ewa w lot zrozumiała co Oliwia miała na myśli, ponieważ wiedziała że jest bardzo pogodną i szczęśliwą osobą. Młoda pani weterynarz uwielbia swoją pracę i czworonożnych przyjaciół. Jest weterynarzem z powołania i to daje jej szczęście i poczucie spełnienia.

Prawie biegła do domu. Radość rozpierała jej serce, w głowie miała tysiąc pomysłów. Musi przemeblować ich ogromny dom, nareszcie się do czegoś przyda tych kilka nieużywanych pokoi. Musi porozmawiać z Krysią ich gosposią bo przecież przybędzie jej obowiązków. Najważniejsza rozmowa czeka ją jednak ze Stasiem, ale to postanowiła odłożyć na później, jak Adam skończy pracę. Ewa chce żeby wszyscy troje uczestniczyli w rozmowie, bo wszystkich ich ona dotyczy.

Staś jest jedynakiem i to dla niego oznacza wielkie zmiany. Nie wspomnę już o rodzicach, ale im opowie wszystko jak załatwi wszystkie niezbędne formalności....pomyślała o mamie przecież jest świetnym prawnikiem, może by ją poprosić o wsparcie. Jak szybko o tym pomyślała tak szybko się rozmyśliła. Mama jej nie zrozumie, chyba że stałby się jakiś cud.

Kolację !!!! - Ewa krzyknęła stojąc przy schodach.
Idziemy!!!! - usłyszała równie głośno.
Adam siedział już przy stole i z przyjemnością przyglądał się żonie. Takiej rozpromienionej dawno już nie widział. Gdyby nie wiedział o jej tajemnym planie pomyślałby że jest przy nadziei. Jakaś radosna aura ją otaczała.
Oj jak tu pięknie pachnie – pochwaliła Becia i od razu usiadła przy suto zastawionym stole.
Staś popatrzył na pięknie zastawiony stół i zapytał: Czy my coś świętujemy? Czy mi się tylko wydaje?
Mamy w domu gościa – powiedziała Ewa
No i mama ma ważną sprawę, którą chce z nami przedyskutować – dodał Adam
Może jednak najpierw zjemy – Ewa straciła pewność siebie, bo nie wiedziała, czy to co ma do powiedzenia synowi, będzie dla niego powodem do świętowania.
No śmiało – zachęcał ją mąż.
Mamo powiedz mi o co chodzi bo zaczynam się denerwować – mówił do matki nakładając sobie na talerz dużą porcję lazanii.
Wiesz synu wpadłam na taki pomysł....
A ja to zaakceptowałem – dodał ojciec
Chciałabym, to znaczy chcielibyśmy z tatą stworzyć w naszym domu Rodzinny Dom Dziecka. Co ty na to?
Staś spojrzał na matkę, potem na ojca i nic nie odpowiedział.
Becia przestała jeść i patrzyła na nich wszystkich swoimi wielkimi oczami.
Stasiu powiedz coś – poprosiła mama.
A co chciałabyś usłyszeć mamo? Przecież już wszystko ustaliliście z tatą. Co mam powiedzieć? Że chętnie podzielę się z mamą i tatą, oddam swój pokój? Mamo jak sobie to wyobrażasz? To ten list do Świętego Mikołaja tak cię nakręcił i dlatego wpadłaś na taki pomysł?
Nie do końca tak było. Od dawna marzyłam o tym, by nasz dom był pełen szczęśliwych dzieci, ale Bóg nas obdarzył jedynym synem i myślę że zrobił to celowo, bo chciał żebyśmy pomogli innym dzieciom, z którymi los obszedł się mniej łaskawie.
Może masz rację – Staś zmienił ton i trochę się uspokoił.

Becia spojrzała na Stasia – Czy mogę coś powiedzieć? - chłopiec kiwnął głową.
Twoja mama ma wielkie serce, bo chce dać innym dzieciom szanse na normalne dzieciństwo. Stasiu nie obraź się, ale ty nie masz bladego pojęcia jak wygląda moje życie. Ciągły strach, co ze mną będzie gdy moja mama gorzej się poczuje, że już nie wspomnę kiedyś odejdzie. Bieda, która nas dotknęła nawet nie jest najgorsza, gdyby tylko mama była zdrowa. Ale nie jest, a ja powinnam ją wspierać, ale wiesz już nie mam siły. Nie pamiętam kiedy jadłam tak smaczny posiłek. Nie wiem kiedy było mi tak ciepło jak w tej chwili. Nie pamiętam by kiedykolwiek pytał mnie ktoś o zdanie, bo moja mama chociaż bardzo mnie kocha zawsze musiała wybierać "lepsze" rozwiązanie. Czyli kupno lekarstw, albo dla mnie nowe ubranie. Przepraszam że się wtrącam ale musiałam to powiedzieć. Jest pani cudowną osobą – zwróciła się do Ewy – A ty Stasiu masz szczęście że możesz dorastać w tak cudownym domu – dziewczynka wstała od stołu i pobiegła do łazienki, a Ewa poszła za nią.

Co ja takiego zrobiłem? – zapytał ojca.
Nic synu, to nie twoja wina. Twoja koleżanka ma gorszy dzień i na pewno jest tym wszystkim już zmęczona. To co ją spotkało to zbyt wiele na dziecięce barki. Nic nie zrobiłeś jesteś dobrym dzieckiem to Becia ma problem, który ją przerasta. Jedz synu panie zaraz do nas wrócą. Jedz bo nam lazania wystygnie, a mama tak się starała. Zaczęli jeść, a za małą chwilę Ewa z Becią wróciły do stołu. Dziewczyna jadła z apetytem ale już nic nie mówiła. Kolacja dobiegła końca i Ewa zaproponowała by Becia u nich została. Przygotowała jej jeden z gościnnych pokoi z samodzielną łazienką. Dla dziewczynki był to szczyt luksusu, bo nigdy jeszcze w takim pokoju nie mieszkała. Jasny dziewczęcy pokój nareszcie przydał się komuś i spełnił swoje zadanie.
Staś poszedł do swojego pokoju i już nie wracali do tego tematu.

Jak myślisz zgodzi się na takie zmiany? - Ewa zapytała męża szukając w nim pociechy.
Musi sobie wszystko poukładać w swojej młodej głowie. Tak go wychowaliśmy, by śmiało wygłaszać swoje zdanie. Myślę że się zgodzi, ale.... lepiej jakbyś miała plan B gdyby jednak nie chciał na to przystać. Kochanie nie martw się na zapas, dajmy mu trochę czasu – przytulił Ewę i poczuł taką miłość do niej, jak wtedy gdy się w niej zakochał.

Joker wrócił już z nocnego obchodu. Zjadł miskę psiej karmy i poszedł na swoje posłanie.
Dom ucichł, noc nastała ale nikt z domowników nie mógł dzisiaj zasnąć . Staś rozmyślał nad tym co ma powiedzieć jutro swojej mamie. Jaką ma podjąć decyzję w tak ważnej sprawie. Z jednej strony podziwiał ją, a z drugiej bał się utracić przywileje jakie otrzymał w ich małej rodzinie. Wiedział jedno że powinien zaufać rodzicom, bo nigdy by nie zrobili niczego by go zranić. Obracał się z boku na bok i zasnął już zupełnie nad ranem.
Ewa i Adam długo rozmawiali jak zrealizować jej marzenia , jak ułożyć życie sobie z dziećmi, którym chcieli stworzyć dom. Taki normalny z tata i mamą i starszym bratem.
Becia prawie całą noc przepłakała. Było jej wstyd że pomimo choroby mamy ona cieszy się tym, że może spać w tak pięknym pokoju z własną łazienką i telewizorem. Kiedy już zmówiła pacierz poprosiła Boga by jej wybaczył że jest dzisiaj taka szczęśliwa.

Ciąg dalszy opowiadania List do Świętego Mikołaja przeczytacie w książce MARZENIA DO SPEŁNIENIE. 









piątek, 25 listopada 2016

WŁOSKIE WAKACJE


Moja droga Mario przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale jakaś niemoc mnie ogarnęła. Nie, nie twórcza tylko fizyczna, a konkretnie ból prawej ręki. Co innego napisać list na klawiaturze komputera, a co innego odręcznie. Przesiliłam rękę robiąc porządki po powrocie z wakacji, jakiś przykurcz mięśni dostałam, ale już jest lepiej więc od razu piszę do ciebie. No cóż jesień nastała moja ulubiona pora roku. Trochę nostalgiczna, ale z jakiś powodów dla mnie cudowna. Pogoda dopisuje i mamy piękny wrzesień. Mój ogród mocy powoli szykuje się do snu zimowego. Czasami zajrzy wiewiórka, czasami jeżyk przyczłapie, liście opadają i z tym jest więcej roboty. 

Wakacje już za nami a włoskie morze to tylko wspomnienie.

Tylko opalenizna jeszcze została i moje wspomnienia. W tym roku zdałam sobie sprawę, że nasza Polska jest taka piękna i że mało co mnie może zadziwić. 

Miasta włoskie no cóż nic szczególnego chyba że Wenecja, Werona czy Rzym. Nad morzem tłumy, w kawiarniach tłumy tylko za miastem trochę spokoju. Zakupy prawie jak w kraju i nawet jest Lidl i Inter Spar żeby swojsko było. Płacisz w Euro ale przelicznik wskazuje, że te same pieniądze i tam i tu życie nas kosztuje.

Mieszkaliśmy w domu naszych przyjaciół i to już piękne wspomnienie. Typowy dom włoski urządzony w śródziemnomorskim stylu. Kafle na podłodze żeby było chłodniej w kolorze cegły z niebieskim dekorem. Meble białe, niebieskie dodatki, muszelki, kamyczki i rozgwiazdy. Kuchnia biała aż strach tam coś robić, ale przywykłam bo oswoiłam to miejsce. Stawiając wszędzie zioła, przyprawy i kwiaty. Kuchnia to moje królestwo i panowałam tam niepodzielnie, bo moja przyjaciółka nie lubi gotować, a ja wręcz przeciwnie i tu się zgrałyśmy. Stwierdzam że z moją pasją gotowania pasuję do każdego ludzkiego zestawu. Teraz dotarłam do najważniejszej sprawy jak przeżyć piękne wakacje mieszkając 24 godziny pod jednym dachem z tak różnymi silnymi osobowościami.

Ja mam swój sposób i jak dla mnie niezawodny: Humor, dowcip, duża doza tolerancji i własne zaciszne królestwo w razie gorszego dnia. Pisanie przynosiło mi wiele radości bo miałam gdzie odpływać w razie „burzowej” pogody ducha naszych gospodarzy. Którzy nieustanie prowadzą ze sobą 50 letnią wojnę podjazdową…..są już tyle lat razem i ciągle ze sobą "walczą". Każde z osobna cudne, mądre i silne tylko razem tworzą jakąś dziwną mieszankę wybuchową. Czasami bywało „gorąco” jak to na włoskich wakacjach, ale cóż życie. Podsumowanie jest takie: Pogoda była piękna, piękny basen do dyspozycji, dom cudny, jedzenie smaczne (tutaj się chwalę), a towarzystwo wyjątkowe, więc i wakacje były udane takie typowe włoskie głośne i urozmaicone.

No cóż wróciłam już do mojej rutyny dnia codziennego i z tymi mi dobrze i z tym mi po drodze.
Mój dom, moje dzieci i mąż i cała reszta i z tym czuję się bezpiecznie i na swoim miejscu. Robię generalne sprzątanie tak jak co roku na jesień, bo to dla mnie pora zmian, odnowy i nowych porządków.

Wyrzucam co stare, robię miejsce dla nowego i lepszego.
Polecam tę metodę każdemu. „Wymiatania złego z każdego kąta domu swego”.

Kurz, stare gazety, zepsute przedmioty blokują energię i spokój domowników. Ruszyłam więc ostro do roboty, ale nie przewidziałam że będą drobne zdrowotne kłopoty. No cóż nie mam już 20 lat, ani 30, ani 40 , ani nawet 50 lat, tylko trochę więcej jak wskazuje metryka, serce się rwie do roboty, ale ciało niekoniecznie. Odpoczęłam, zrobiłam przerwę i od poniedziałku ruszam do pracy by ukończyć dzieło.

Jeżeli chodzi o moją „twórczość” to robi się nerwowo, bo kończę kolejną książkę i temu zwykle towarzyszą emocje.

Ciągle nowe pomysły i nowe wątki przychodzą mi do głowy ale wiem, że zmierzam już do portu i trzeba będzie rozstać się z bohaterami Anielskiej Terapii. Niby ulga, ale i żal jakiś. No chyba zrobiłam się nostalgiczna jak zwykle na jesieni.

Mam już szkice nowych książek i wiele nowych pomysłów, ale jestem osobą systematyczną więc najpierw zakończę zaczęte już „dzieło” by móc ruszyć z nową przygodą. „W Lawendowym Domu”(to roboczy tytuł),opowiadania które właśnie zaczynam. Cudna opowieść jak z bajki z zielarką, czarodziejką w roli głównej. Moją muzą stała się zielarka, która zobaczyłam na zdjęciu na Fb stronie Gadziokarnia…... Agis Wojciechowska kobieta w zielonym turbanie…..to właśnie zdjęcie zainspirowało mnie do pisania. Poznam ją niebawem i mam nadzieję na owocną współpracę, bo w tej książce obok baśniowej fabuły będzie wiele sprawdzonych zielarski porad. No i taka ze mnie pisarka, która pisze książki w przerwach od sprzątania, gotowania i niańczeniem wnucząt.

Mam jeszcze przyjaciół których kocham, wspieram i pomimo tak licznych zajęć znajduję dla nich czas. Bo przyjaźnie trzeba pielęgnować droga Mario. Tak moja droga o przyjaźń trzeba dbać, bo to co dasz z siebie, wróci do ciebie z podwojoną siłą.


Ps. Pisanie listów do Ciebie jest dla mnie przyjemnością.


Pozdrawiam Cię kochana i czekam na wieści od ciebie. Ciekawa jestem czy lubisz jesień i czy robisz już Mapę Marzeń i w ogóle jak żyjesz, co lubisz a co sprawia ci kłopot, co cię denerwuje a co bawi …..

Pozdrawiam, całuję


Halina ……. Anielska Poczta.











niedziela, 20 listopada 2016

ZMIANA KIERUNKU

Dostałam dzisiaj na priv kolejną wiadomość o treści :
Dlaczego tak mało piszesz na Fb?
Osobiście nie odczuwam takiego braku,ale zapytałam dzisiaj swoje Anioły co się takiego zmieniło w moim życiu, że zmieniły się moje priorytety i taką dostałam odpowiedź:
ZMIANA KIERUNKU
Zmiany, których doświadczasz, zmierzają w kierunku wyznaczonym pragnieniem na miłość i anielskie przewodnictwo. Anioły otaczają Cię ochroną teraz i w przyszłości, więc krocz swoją drogą wyznaczoną ku upragnionym celom. 
Czyli rozpoczyna się nowy etap w moim życiu. Dawny styl życia przestał mnie już interesować i wkraczam na nową drogę. Pragnę życia i pracy, które lepiej będą pasowały do moich nowych zainteresowań. Skupiłam się więc na pisaniu kolejnej książki i to daje mi poczucie spełnienia. Odnalazłam w sobie pasję prowadzenia anielskich warsztatów i temu zagadnieniu poświęcam wiele czasu.
DESZCZ OBFITOŚCI 
Zwykle karta ta pokazuje się wtedy gdy chcemy uzdrowić swoje finanse, ale również wtedy kiedy los obdarza nas obfitością wszelkiego rodzaju, na przykład jako więcej niż zwykle czas, sposobności czy pomysłów. Na brak pomysłów nie narzekam a i innych zarażam optymizmem. Przygotowuję nowy projekt o nazwie:
MARZENIA DO SPEŁNIENIA
ZABAWA
Zabawa, wesołość i śmiech dodają mi wigoru. Oddaję się więc bez reszty zajęciom, które dają mi wiele radości. Proste przyjemności, krótkie wygłupy, chwila śmiechu z przyjaciółmi pomagają mi osiągnąć równowagę w życiu.
Opieka nad najmłodszymi członkami mojej rodziny daje mi wiele szczęścia i poczucie spełnienia. A wiec wnuki to treść mojego życia. Dzięki nim obudziło się we mnie wewnętrzne dziecko. Dzięki temu żyję zdrowo i szybciej realizuję swoje pragnienia. Zabawa stanowi więc nierozłączną część mojego życia. Dzięki czemu odczuwam radość i pewność, że wszystko w życiu jest możliwe.
NOWY PARTNER BIZNESOWY 
Żadne spotkanie nie jest przypadkowe.
Zwracam więc baczną uwagę na nowych ludzi, których Anioły stawiają na mojej drodze. Rozpoznaję ich, bo wydają mi się znajomi, przynosząc otuchę i poczucie bezpieczeństwa. 
Niedawno spotkałam się z osobą, która pomoże mi spełnić się jako pisarka, ale odłożyłyśmy nasze plany na przyszły rok by wszystko toczyło się własnym torem.
Codziennie dziękuję za to Bogu.
Dziękuję za wszystkich ludzi, którzy pomagają mi w spełnieniu moich marzeń.
NAGRADZAJ SIĘ
Ostatnio dużo od siebie dawałaś, czas więc, żebyś i ty coś otrzymała. Znajdź chwilę, by się nagrodzić.
RÓWNOWAGA DAWANIA I PRZYJMOWANIA JEST NIEZBĘDNA DLA UTRZYMANIA STAŁEGO WYSOKIEGO POZIOMU ENERGII, NASTROJU I MOTYWACJI.
Ostatnia karta dała odpowiedź moim troskliwym Fb znajomym.
Dziękuję kochani za troskę i zainteresowanie moją osobą.
Informuję, że mam się dobrze, jestem szczęśliwa i zadowolona z życia.
Rozwijam swoje zainteresowania, pracuję nad własnym rozwojem i cieszę się każdą chwilą.
Piszę kolejne książki i żyję zwyczajnie spełniając się jako żona, matka i przede wszystkim babcia.






wtorek, 15 listopada 2016

ZAPROSZENIE DO ANIELSKIEJ PRZYSTANI

„Radość to największa energia.
To magiczne poczucie, że wszystko jest możliwe.
Jej źródłem jest wdzięczność za dary, które niesie każdy moment.”

dr Doreen Virtue

Ostatni weekend był dla mnie bardzo ważny.
Wieczór autorski dla moich przyjaciół w gościnnych murach Leśnego Kurortu w Gierczynie był dla mnie wyjątkowy, chociaż wiele już takich spotkań się odbyło ten był nieco inny. Odbywał się bowiem w miejscu dla mnie szczególnie ważnym a i goście byli wyjątkowi. Spotkali się bowiem moi wieloletni przyjaciele z ludźmi, których znałam do tej pory tylko z Facebooka. 

Jakaż była moja
Radość kiedy przytuliłam do siebie Elkę Elka BursztyNowa z którą od roku piję kawkę tyle że przed monitorem komputera. 
Moja wdzięczność nie zna granic, bo przyjechali na spotkanie ze mną, goście aż z Bydgoszczy pokonując 500 km w jedną stronę. 
Krysiu Krystyna Nowak-Grobelska sprawiłaś mi ogromną przyjemność i bardzo Ci dziękuję za te trzy dni spędzone z Tobą, twoją rodziną i przyjaciółmi. 

Magia zadziałała i moje marzenie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamanifestowało się w realnym życiu. Za sprawą mojej książki w jednym miejscu spotkali się ludzie o podobnym sposobie myślenia. Radośni, życzliwi i gotowi dzielić się tą miłością do życia z innymi. 
Nowe przyjaźnie, plany i pomysły są owocem tego spotkania. 

Stało się coś, czego się sama nie spodziewałam, pożegnałam bez żalu to co mi wadziło od dawna, by zrobić miejsce nowemu i to w jeden czarowny wieczór. 

CUDowne
jest życie, bo pozwoliło mi napisać scenariusz zgodny z moimi pragnieniami.
Stało się to w momencie kiedy określiłam czego najbardziej pragnę i poczułam że jestem gotowa i zasługuję na spełnienie swoich marzeń.

Moje kochane dziewczyny z Klubu Pozytywnego Myślenia: 
Żaneta KonsekMałgorzata TequilaBeata MarchewkaBeata MakselonMarzena CzechowskaAgnieszka Pałamarz jesteście dla mnie wsparciem, inspiracją i dowodem na to, że radość skumulowana jest darem od losu za który jestem wdzięczna.

Dziękuję za to, że znalazłam Anielską Przystań a moi przyjaciele właśnie do niej zmierzają.


niedziela, 6 listopada 2016

Z PAMIĘTNIKA ŁAKOMCZUCHA IV



14.04.2016

Wizyta u lekarza czyli kurtyna opadła.

Siedzę sobie w przychodni lekarskiej, czekając na swoją kolejkę do lekarza. Zabijam czas czytaniem broszurek reklamujących różnych specyfików na obniżenie cholesterolu, cukru i ciśnienia. Między pacjentami nawiązuje się rozmowa dotycząca chorób, z którymi przyszli do lekarza. Nie biorę w niej udziału bo generalnie unikam tego typu rozmów. Pani siedząca obok mnie nie daje jednak za wygraną i już kolejny raz pyta z czym ja idę do lekarza. Uśmiecham się uprzejmie i wymiguję od odpowiedzi. Ale dociekliwa sąsiadka nie daje mi spokoju. 

Idę tylko na kontrolę – odpowiadam zdawkowo
Już oni tam pani znajdą jakąś chorobę – odpowiada nadgorliwa pani
Dlaczego pani tak myśli? – dopytuję wciągnięta już w rozmowę
Bo nie ma proszę pani ludzi zdrowych, oni tylko o tych chorobach jeszcze nie wiedzą – skwitowała zadowolona z siebie.
Pomyślałam, że może coś w tym jest i przypomniałam sobie dlaczego się tu znalazłam: Kogo ja chcę oszukać ?– zapytałam siebie w myślach. Od dawna źle się czuję i dlatego tutaj siedzę. Spojrzałam na panią siedzącą obok mnie i zastanawiałam się z czym też ona przyszła do lekarza. Tak na oko wyglądała na okaz zdrowia.
No, cóż to nie moja sprawa – pomyślałam, a w rzeczywistości aż mnie korciło by zapytać co jej dolega. Kiedy już się zebrałam na odwagę, drzwi gabinetu się otwarły, wyszedł z nich starszy pan a ja usłyszałam moje nazwisko i : Następny proszę!

O jak miło panią widzieć – przywitał mnie mój lekarz pierwszego kontaktu
Dzień dobry – powiedziałam, ale nie byłam pewna czy jest taki dobry skora ja jestem w gabinecie u lekarza zamiast na kawie z koleżanką.
Pan doktor zmierzył mi ciśnienie i nie był z niego zadowolony. Za wysokie….. no ale cóż ja zwyczajnie przeżywam każdą wizytę u lekarza co skutkuje podwyższonym ciśnieniem tętniczym.
Wysłuchał spokojnie z czym do niego przyszłam, po czym wyszedł z gabinetu by po chwili wrócić z małym etui w ręku.

Zmierzę pani poziom glukozy we krwi bo te objawy, o których mi pani opowiedziała sugerują, że może mieć pani cukrzycę. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale od razu uświadomiłam sobie, że mój ojciec miał cukrzycę, a więc ja również jestem w grupie ryzyka zachorowania na tę chorobę.
No i bingo – powiedział pan doktor po czym spoważniał i powiedział: Muszę być z panią szczery, nie jest dobrze. Na glukometrze odczytał 390 mg% a zdrowy człowiek o tej porze, kilka godzin po śniadaniu powinien mieć 110 – 140 mg%. Popatrzył na mnie z powagą i usłyszałam czym jest cukrzyca i co mi grozi jeżeli szybko nie uporamy się z problemem.
Przestraszyłam się nie na żarty. Dostałam na własność glukometr, recepty, broszurkę dotyczącą cukrzycy i polecenie by mierzyć w określonych godzinach cukier, oraz termin wizyty kontrolnej za dwa tygodnie by wdrożyć regularne leczenie, po odczytaniu moich pomiarów

Wyszłam z gabinetu z miną nieszczęśnika, co nie uszło uwadze owej pani, która siedziała obok mnie w poczekalni.
A nie mówiłam – powiedziała do mnie z triumfem wypisanym na twarzy.

Wróciłam do domu z całym tym bagażem i postanowiłam rozprawić się cukrzycą. Pierwsze co zrobiłam to zadzwoniłam do znajomej dietetyczki, u która parę lat temu skutecznie się odchudziłam. Po wysłuchaniu z czym mam problem wyznaczały mi wizytę w najbliższym terminie - za miesiąc niestety.

Znużona ciężkim przedpołudniem przysnęłam po obiedzie, wstałam bardziej zmęczona niż się położyłam.

Przejęta tym co mi powiedział lekarz, usiadłam przed komputerem i wpisałam w Google: CUKRZYCA.




















niedziela, 30 października 2016

Z PAMIĘTNIKA ŁAKOMCZUCHA III

10.04.2016

Złe samopoczucie, czyli odchudzanie przebiega pomyślnie

Kolejny dzień oczyszczania mija. Złe samopoczucie mnie nie opuszcza. No cóż nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Pocę się coraz bardziej, głowa boli mnie prawie co dzień.

Ileż tych toksyn jest w człowieku? - zastanawiam się pijąc kolejną szklankę wody.

Zadziwia mnie łatwość z jaka po prostu pochłaniam wodę. Zwykle wmuszałam w siebie kolejną szklankę, a teraz nie ruszam się nigdzie bez butelki wody. Mam taką sprytną butelkę mieszcząca się w torebce, butelkę napełniam dobrą wodą, by natychmiast zaspokoić pragnienie niezależnie od tego gdzie jestem.

A waga spada by znowu się podnieść.
Dziwne uczucie kiedy staję na wadze z łomotaniem serca, zerkam …...jest dobrze 86 kg rano, na czczo i oczywiście bez ubrania, bo każdy gram się liczy kiedy chcesz poczuć radość z odchudzania. Kolejny dzień jem warzywa, kaszę i czuję, że jutro będzie lepiej, a kiedy staję nazajutrz na wadze doznaję zawodu bo waga wskazuje 87 kg…..
Schodzę z wagi, by po minucie znowu się zważyć....87 kg i nie chce być inaczej.

No, ale zawsze to dwa kilogramy mniej niż tydzień temu.

Jest dobrze - sama się pocieszam.

Koło południa czuję kołatanie serca, spocona siadam do stołu by odpocząć. Zastanawiam się co takiego dzisiaj robiłam, bo czuję się okropnie zmęczona. Głodu nie czuję, więc żołądek już przyzwyczaił się do mniejszych porcji ale, złe samopoczucie mnie przeraża, bo nigdy przedtem nie czułam się taka zmęczona, smutna i nieatrakcyjna.

Nie mam ochoty na spacer, unikam zakupów by nie ulec pokusie i nie włożyć do koszyka moich ulubionych produktów. Jedyny z tego pożytek, że zakupy robię planowe z kartka w ręku i wybieram tylko to, co potrzebne jest w domu do ugotowania zdrowego posiłku. Moja rodzinka też na tym korzysta bo i dla nich stworzyłam nowe zdrowsze przepisy.
Zamiast śmietany - mleko, zamiast białego pieczywa - ciemne z dodatkiem ziaren, zamiast winogron - jabłuszko, zamiast schabowego - filet z indyka.....

Gotowanie dla domowników kosztuje mnie nadal dużo wysiłku.
Wypracowałam co prawda swój własny system, ale i tak czuję się nieszczęśliwa kiedy nie mogę pozwolić sobie na odrobinę tego co lubię.
A jeżeli chodzi o mój system jest szalenie prosty: najpierw sama zjadam swoją porcję, a potem nasycona gotuję posiłek dla rodziny.
Unikam gotowania potraw, które szczególnie lubię i po krzyku.

Schabowy już nie robi na mnie wrażenia, ale w snach znowu widziałam grillowanego kurczaka. Czułam zapach, widziałam jak gorąca mgiełka otaczała kurczaka, jak na reklamie kulinarnego programu. Obudziła się w środku nocy zalana potem. Kiedy opowiadałam o tym moim przyjaciółkom sam nasunął się wniosek: "Gdybyśmy nie wiedziały, że jesteś już dawno po, to stwierdziłyby, że mam klimakterium."
Podobne objawy, podobny scenariusz, ale ja już dawno mam to za sobą, bo w wieku 42 lat przeszłam operację usunięcia macicy.

No więc to nie jest klimakterium. Tylko co?

Kolejny raz zadałam sobie to pytanie i doszłam do wniosku, że muszę udać się po poradę do lekarza i zrobić odpowiednie badania. Jak pomyślałam tak zrobiłam, mam wyznaczona wizytę i czekam niecierpliwie na poniedziałek, w sam raz na rozpoczęcie nowego zadania.
Pełna optymizmu ruszyłam do moich codziennych zajęć. 
Zmęczona kolejnym wyzwaniem, usiadłam by odsapnąć i stwierdziłam, że najlepiej czuję się kiedy mam w dłoni filiżankę z moją ulubioną kawą, jedyną przyjemnością z której nie zrezygnowałam pomimo odchudzania.

Nie ma to jak dobry plan – stwierdziłam usatysfakcjonowana, rozmyślając upijałam kolejny łyk ulubionej kawy......


























piątek, 21 października 2016

Z PAMIĘTNIKA ŁAKOMCZUCHA II


I Dzień odchudzania

07. 04. 2016 r

Umiarkowany optymizm czy brak wiary w siebie?

Wstałam o 7 rano nieco podekscytowana. W nastroju niepokoju weszłam w pierwszy dzień odchudzania. Oj, ile razy ja to już przerabiałam i za każdym razem to samo. No i dzisiaj tradycyjnie zadałam sobie takie pytania:

Czy dam radę i czy wytrwam w postanowieniu?
Jak będę znosiła głód, który zawsze podczas procesu odchudzania mi towarzyszy?
Jak zniosę pokusy, które będą czyhały na mnie na każdym kroku, no bo że będą było oczywiste?

Od razu sprawdziłam w kalendarzu wydarzeń towarzyskich z czym będę musiała się zmierzyć no i okazało się że będzie ciężko. Zaczynał się bowiem w rodzinie czas urodzinowych przyjęć, co się łączyło z biesiadowaniem przy suto zastawionym stole.

Trochę zniechęcona, ale jeszcze z zapasem siły przystąpiłam do gotowania krupniku z kaszy jaglanej z warzywami. Zjadłam miseczkę smacznej zupy i w dobrym nastroju ruszyłam do swoich zajęć. Kiedy po 2 godzinach poczułam znajomy niepokój związany z potrzebą jedzenia podgrzałam krupnik i znowu ciepła strawa poprawiła mi humor na jakieś 3 godziny. Świadomość, że mogę zupę jeść do woli skutecznie mnie uspokoiła. Do momentu jak zaczęłam gotować obiad dla reszty rodziny. Nie wiem jakim sposobem wszystko piękniej niż zwykle pachniało i wyglądało na talerzu, a ja jak pies rasy bokser śliniłam się na widok zwykłego schabowego, który nie jest moją ulubioną potrawą.

No cóż początki bywają trudne – powiedziałam do siebie – nalewając sobie miseczkę zupy zdrowej i oczyszczającej, która już mi tym razem tak nie smakowała. Optymizm mnie jednak nie opuszczał byłam dobrze zmotywowana:
To tylko parę dni, a potem wprowadzę, jajka, ryby i chude mięso i na samą myśl ślina napływała mi do ust.

No cóż nikt nie mówił, że będzie łatwo - pocieszałam się na głos dodając sobie w ten sposób otuchy, wiary i siły.

Początki zawsze są trudne, więc specjalnie się nie przejmowałam.
Na kolację znowu zupa, ale tym razem nie mogłam się zmusić by chociaż spróbować.
To nawet lepiej, nie będę jadła kolacji to szybciej się oczyszczę – powiedziałam do siebie, ale nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z jakim będę musiała zmierzyć się problemem.
Kiedy wieczorem kończyłam drugą butelkę wody mineralnej poczułam, że jeszcze jedna kropla więcej i chyba zwymiotuję. Poszłam spać wcześniej niż zwykle by zagłuszyć głód i złe samopoczucie.

Przed snem poprosiłam swojego Anioła :

Wskaż mi Aniele Stróżu właściwą drogę, żebym zdrowo się odżywiała, a w efekcie schudła i dobrze się czuła. Niech tak się stanie. Dziękuję

Zasnęłam snem kamiennym, żeby o 3 rano obudzić się zalana potem i cała rozdygotana. Czułam się koszmarnie, lecz zrzuciłam wszystko to na karb odchudzania.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo – powiedziałam do siebie kiedy przebrana w świeżą piżamę znowu nad ranem zasypiałam.

Jutro będzie lepiej – wymamrotałam, z umiarkowanym optymizmem.















środa, 19 października 2016

Z PAMIĘTNIKA ŁAKOMCZUCHA I


04.04 2016 r


A wiosna tuż, tuż….
Jest piątek 8 rano stanęłam na wadze zupełnie rozebrana, bo przecież każdy gram się liczy.

89 kg pokazała waga, a ja się przeraziłam, jeszcze raz się zważyłam w nadziei, że to waga się zepsuła. Kiedy drugi raz stanęłam na wadze zobaczyłam to samo, więc o pomyłce nie było mowy. Usiadłam na sedesie tak jak stałam i rozpłakałam się nad „rozlanym mlekiem” Potem jak to ja zebrałam się w sobie. Wzięłam prysznic i wypowiedziałam afirmację, która zawsze dodają mi siły w ważnej sprawie :

„Wodo zmyj ze mnie wszystkie złe emocje. Daj mi wiarę w siebie i dobre pomysły, bym mogła zrealizować swoje postanowienia”.

Kiedy wyszłam z łazienki wzięłam się za spisanie postanowień. Wybrałam nowiutki zeszyt z wizerunkiem zgrabnej modelki…. a co? będę miała się na kim wzorować i przystąpiłam do działania.

A jeżeli chodzi o zeszyty w mojej szufladzie to są zawsze do wyboru, do koloru. Kupuję je namiętnie w różnych krajach, miastach, sklepach i galeriach, księgarniach i hurtowniach.

Mam takie z lawendą, ze statkiem na spokojnym morzu, z zachodzącym słońcem z samotnym kwiatem na pustyni i bukietem czerwonych róż, z koniem w galopie i samochodem wyścigowym, z aktorami, postaciami z bajek i takie kolorowe gładkie bez ozdobników na cytaty i mądre słowa.

Napisałam na pierwszej stronie:

„Człowiek jest tym co je”
Wpisałam swoją wagę i wagę moich marzeń, oraz czas w jakim to ma nastąpić.

Spojrzałam na postanowienie i uznałam, że da się zrobić.

Ponieważ jestem wprawiona w różnych dietach postanowiłam najpierw oczyścić swój organizm. Kasza jaglana i gotowane warzywa zawsze dobrze mi robiły, a więc przystąpiłam do realizacji zadania.

Straciłam zapał kiedy sobie przypomniałam, że w sobotę idziemy w gości, a w niedzielę zaprosiłam dzieci na obiad.

No więc postanowiłam, że będę się odchudzać, ale od poniedziałku. Odłożyłam zeszyt w nadziei, że do poniedziałku ustalę jadłospis i szczegóły diety.

Zaznaczyłam mężowi przy śniadaniu, że od poniedziałku zaczynam się odchudzać. Spojrzał na mnie znad talerza z jajecznicą na boczku z lekkim niedowierzaniem, co mnie trochę rozsierdziło i od razu rąbnęłam mu wykład, że mnie nie wspiera i zabija wiarę w powodzenie mojego projektu. Nic nie powiedział tylko zamknął się w sobie, bo już miał próbkę tego, jaki będzie miała ta dieta wpływ na moje nerwy, a co idzie za tym na nasze małżeńskie relacje. Ja zła jak osa wzięłam się za sprzątanie, bo jak się wkurzę to dostaję takiego pałera, jak nie przymierzając po wypiciu Redbulla.

Okna umyłam, kąciki wymiotłam, kuchnię na błysk wysprzątałam i nic nie jadłam, tak chciałam pokazać mężowi, że tym razem wytrwam w swoim postanowieniu.

Kiedy jednak poczułam, że za chwilę zemdleję rzuciłam się na jedzenie. Ręce mi drżały, serce waliło jak oszalałe i miałam wrażenie jakby wszystkie siły mnie opuściły. Usiadłam przy stole w nadziei, że nikt bliski tego nie zauważy. Pomyliłam się jedna, bo kiedy syn wszedł do kuchni od razu zapytał:

Co jest mamuś, źle się czujesz?

Oczywiście zaprzeczyłam, ale wyraz jego twarzy mówił mi, że mi nie uwierzył. Pokiwał tylko głową i zapytał:

Znowu się odchudzasz?
Puściłam tę uwagę mimo uszu, bo nie miałam siły się kłócić. Czułam się źle, a krople potu lały się strużką po mojej szyi i po całym ciele. Wzięłam prysznic i postanowiłam położyć się spać mimo wczesnej pory.

Wiedziałam, że przed snem muszę jeszcze pogadać z moim Aniołem.

Zapaliłam małą świeczkę i postawiłam na nocnym stoliku. Upewniłam się, że mąż ogląda mecz i zamknęłam drzwi do sypialni. Usiadłam na brzegu łózka i przemówiłam łagodnym głosem do mojego Anioła Stróża:

Mój Aniele Stróżu pomóż mi w tej trudnej dla mnie sprawie. Proszę pomóż mi skutecznie zrzucić wagę, która jest mi nie potrzebnym ciężarem. Proszę o wskazówki, rady i wsparcie. Niech tak się stanie. Dziękuję.

Położyłam się spać próbując uspokoić kołatanie serca. Medytując wprowadziłam się w stan spokoju i marzeń sennych. Było lato, żar lał się z nieba a ja lekka niczym motyl biegałam po ukwieconej łące. Odczytałam ten sen jako zapowiedź dobrych zmian w moim życiu.

Odprężona, zadowolona wstałam rano pełna wigoru. Zjadłam obfite śniadanko, bo przecież odchudzać się będę od poniedziałku. Wypiłam kubek kawy i poczułam się bosko.

Jak co rano wylosowałam sobie kartę, z mojej ulubionej tali Przesłania Aniołów dr Doreen Virtue i zrozumiałam w lot co chcą powiedzieć mi anioły:

OCZYSZCZAJ I ODTRUWAJ 

„Z wielką miłością i szacunkiem prosimy cię , oczyść swe cenne ciało.
Na twoją prośbę pomożemy ci wstąpić na drogę afirmacji życia,
podpowiemy jak poradzić sobie ze stresem i złagodzimy wszelki żal po porzuceniu dawnych ścieżek.
Przekaż nam swoje troski, zmartwienia i obawy, a poczujesz cudowną łaskę przenikającą twe czyste ciało”.

Przeczytałam jednym tchem, chociaż tekst ten znałam prawie na pamięć.
No nie ma żartów – powiedziałam do siebie - dostałam ostrzeżenie.
Postanowiłam, że tę radę wprowadzę w życie od poniedziałku kiedy zacznę oczyszczać swoje ciało.

Wieczorem poszliśmy na przyjęcie, było na bogato a ja oczywiście spróbowałam wszystkiego, no bo przecież w poniedziałek zaczynam odchudzanie.

Zgaga mi dala popalić, zjadłam coś z apteczki i dopiero nad ranem wpadłam w krótki i męczący sen. Śniłam o moim odchudzaniu i straszne męki przeżywałam, bo ciągle byłam głodna. W tym śnie oglądałam przez szybę jak na kołowrotu kręcą się kurczaki z rożna. Takie piękne, brązowe i pachnące, a ja tylko je podziwiałam. Nie mogłam znaleźć drzwi by wejść do tego przybytku w którym te rarytasy kulinarne sprzedawano. Obudziłam się zlana potem o 7 rano.

Zjadłam lekkie śniadanko, wypiłam kubeczek mojej ulubionej kawy i już w dobrej formie przystąpiłam do przygotowania niedzielnego obiadu.

Rosołek na kurce z wolnego wybiegu wolniutko się gotował, do tego makaron swojskiej roboty, przecież własnym dzieciom nie będę żałować. Kaczuszka w piekarniku już właśnie dochodzi, kotlety usmażone, kluseczki zrobione do tego surówki, a jakże przecież musi być zdrowo. No a na deser sernik wiedeński. Wstawiłam go do piekarnika przed przyjazdem dzieci, żeby można było go zjeść na gorąco. Zadowolona z siebie i bez wyrzutów sumienia czekałam na dzieci by podjąć je rodzinnym obiadem.

Zachwytów i podziękowań nie było końca, bo moje dzieci nie jedzą tak tłusto na co dzień, a raczej u mamy tylko od święta.

Wieczorem kiedy już sprzątnęłam kuchnię usiadłam do pisania, ale byłam tak przejedzona i tak zmęczona, że zostawiłam sobie to na poniedziałek.

Bo przecież odchudzać się będę dopiero od poniedziałku.

Z przerażeniem stwierdziłam, że to już jutro rano.



















niedziela, 9 października 2016

POKOCHAJ ŻYCIE.


Moja pasja i sposób na życie.

Dlaczego kobieta, która nie pracuje zawodowo jest niedoceniana a raczej czuje się niedoceniana?

Dlatego, że nie wnosi do budżetu rodzinnego ani pieniędzy ani więcej czasu ani uwagi bo jest ciągle zajęta, zmęczoną i niezadowoloną.
"Czym jest zajęta"? - można zapytać. A no właśnie pracą na rzecz innych, jest na usługi każdego zapracowanego członka rodziny.
Korzystają z jej usług małe dzieci, dorosłe dzieci i ich dzieci, zapracowany mąż, rodzice jej i jej męża. A ona z "uśmiechem" na twarzy, no bo przecież co ma lepszego do roboty, każdemu pomaga, każdego wspiera i pod koniec dnia sama musi się wspierać, bo inaczej padła by na twarz.
A potem zapracowany mąż ze zdziwieniem pyta - "czemu jesteś taka zmęczona? Co mają powiedzieć koleżanki, które pracują zawodowo?"

Sprawdziłam, popytałam, zaobserwowałam i doszłam do wniosku że:
MAJĄ LEPIEJ - bo dzielą obowiązki domowe na pół z mężem, bo zarabiają i to jest widoczne na koncie i budzi respekt współmałżonka, bo nikt ich o nic nie prosi, a jak nawet poprosi to spokojnie mogą odmówić bo i tak są zapracowane.
Muszą ładnie wyglądać, bo przecież idą między ludzi, muszą pojechać na urlop, bo praca je wykańcza, kiedy niepracująca kobieta zawsze jest na urlopie, tyle że bezpłatnym.

Kobieta, która potrafi się sama utrzymać jest pewniejsza siebie, jest asertywna i nie pozwala sobą manipulować.

Kobieta, która nie pracuje zawodowo też ma prawo do czasu wolnego i samorealizacji.

Ja wypracował sobie sposób na dobre samopoczucie, na zadowolenie i  na realizowanie się pomimo tego, że jestem przysłowiową kurą domową. Polecam każdej pani zajmującej się domem na pełnym etacie by za moim przykładem znalazł sobie hobby, które z czasem przerodzi się w pasję.

Pomimo rozlicznych zajęć wyegzekwowałam dla sobie wolny czas i wypełniam go cudownymi zajęciami. Już sama myśl o tym, że będę się uczyć i doskonalić swoje umiejętności, napełnia mnie radością.
Jestem dla siebie aniołem, po przeczytaniu książki Ewy Foley "Bądź dla siebie aniołem" pokochałam siebie.
Przekonałam się, że mam radość życia w sobie i nie muszę jej nigdzie szukać.
Nauczyłam się cieszyć z tego co mam i sięgać po więcej.
Czytałam "Potęgę podświadomości" Murphy ego, poznałam również metody samoleczenia metodą Silvy
Spokój jaki uzyskałam ćwicząc medytację pozwolił mi rozbudzić w sobie chęć do życia. Dzięki temu przeszłam poważnę operację i rekonwalescencję i nikomu nie ciążyła opieka nade mną, bo ja po prostu nie marudziłam, nie narzekałam tylko skupiłam się na tym,żeby szybko wrócić do zdrowia i do swoich codzienny zajęć.
Potrafiłam zapanować nad strachem i nie pozwoliłam, żeby to on mnie opanował i zniechęcił do walki o zdrowie.

Każdą nowy, sposób radzenia sobie w trudnych sytuacjach, testowałam na sobie.
Potem mogłam podzielić się moimi spostrzeżeniami z innymi, wiedząc o czym mówię.
Wiedziałam, że małe dziecko zaczyna płakać kiedy czuje, że jego młoda matka jest zdenerwowana i niepewna siebie.
Przekonałam się o tym, że mój uśmiech wywołuje uśmiech innych ludzi, a agresja budzi agresję.
Chociaż ciągle uczę się czegoś nowego zaczęłam panować nad potrzebą wymądrzania się i radzenia wszystkim wokoło

Przestałam chcieć być kim więcej, zapragnęłam być sobą.

Więcej słucham, mniej mówię.
Pomagam tylko tym, którzy mnie o to proszą.
Przestałam poszukiwać sensu życia, zaczęłam sensownie żyć.
Zaczęłam szanować swój czas, czytam wiele, ale nie zanudzam innych opowiadaniem rozlicznych fabuł i akcji mniej lub bardziej pasjonujących mnie opowiadań, chyba że spotkam osobę, która chce wymienić ze mną swoje spostrzeżenia po przeczytaniu tej samej lektury.
Nigdy nie oceniam innych tylko staram się zrozumieć. Nikt bowiem nie jest wolny od wad, a to stwierdzenie pomaga mi zrozumieć motywy działania innych ludzi.
Pamiętam o tym, by nie powtarzać błędów i traktować je jak lekcję życiową, a nie porażkę.
Lubię siebie i lubię ludzi bo zakładam, że to jacy jesteśmy w tej chwili spowodowały sytuacje w jakich postawił nas los. W każdej chwili można wszystko zmienić, trzeba tylko dojrzeć do tej decyzji.
Zmieniłam swoją pasję w sposób na życie i zajęłam się pisaniem na pełnym etacie.
Znalazłam ujście dla mojej twórczej duszy i zostałam pisarką, a to uczyniło moje życie szczęśliwym.
Moja praca współgra z rytmem mojej rodziny.
Znalazłam zrozumienie i wsparcie w swoich bliskich, a ja obdarzam ich nadal moim czasem, miłością i opieką.

Dzięki mojej pasji, wytrwałości i chęci stałam się kobietą spełnioną i szczęśliwą a moja rodzina tylko na tym skorzystała,
Bo kto skupia wokół siebie całą rodzinę?
Odpowiedź brzmi:
SZCZĘŚLIWA I SPEŁNIONA MAMA, KTÓRA ZNAJDUJE MAGIĘ W ZWYCZAJNY CODZIENNYM ŻYCIU.















piątek, 7 października 2016

POZNAJMY SIĘ BLIŻEJ

KIM JESTEM? 

Ja kobieta - romantyczka, marzycielka, szamanka szczęśliwego życia rodzinnego.

Kocham mój dom, ogród i gotowanie.
Dużo gadam, ale jak trzeba słucham uważnie.
Mam marzenia i lubię poranki przy filiżance kawy i dobrej książce. Lubię książki kupować, czytać a nawet ostatnio pisać. Mam wielki szacunek do książki i nie ma mowy o zgiętych rogach i pisaniu na marginesie.

Łatwo się adoptuję w nowym miejscu, ale muszę być otoczona swoimi przedmiotami: aniołki, obrazy, zdjęcia i książki i jeszcze mój kubek do kawy z napisem:
MAM SWOJE MARZENIA I NIE ZAWAHAM SIĘ JE SPEŁNIĆ".

Lubię towarzystwo innych ludzi, ale lubię mieć też swoją przestrzeń, lubię pomagać, ale nie pozwalam się wykorzystywać.

Mam słabą wolę i puszystą sylwetkę i to chciałabym zmienić. Mam nadzieję, że mi się uda, ale chyba dlatego, że jestem niepoprawną optymistką.

Lubię rozmawiać ze starymi ludźmi, bo cenię ich mądrość i doświadczenie.
Kocham świat i moją rodzinę.
Jestem w stanie zrobić wiele dla przyjaciół i absolutnie wszystko dla moich dzieci.

Codziennie rano proszę Boga i anioły o dobry i spokojny dzień i codziennie wieczorem dziękuję, za wszystko co mnie spotkało dobrego, bo wdzięczność jest podstawą dobrobytu.

Dobrobyt dla mnie to dostatnie i spokojne życie, pasja, wena twórcza, czas dla rodziny i przyjaciół, dobre zdrowie, poczucie humoru i dystans do siebie.

Dążę do równowagi wewnętrznej i spokoju ducha.

A poza tym jestem zwykłą kobietą jakich wiele i już dawno mi to nie przeszkadza.









czwartek, 6 października 2016

KAŻDEGO SPOTYKASZ PO COŚ


O mojej przeszłości

Spotykam na swojej drodze potrzebnych mi ludzi w życiu i biznesie” - to codzienna afirmacja, którą stosuję od lat.

Wielu ciekawych ludzi spotkałam na swej drodze, wiele miejsc odwiedziłam, zawsze gotowa na spotkanie, zawsze ufna i pełna nadziei. Ktoś kiedyś zapytał mnie, dlaczego ciągle jeżdżę za mężem, nie z nim (taką ma pracę) Odpowiedziałam, że taka jest rola żony, ale wtedy nie wiedziałam, że taka jest moja rola, bo mój mąż potrzebował mojej siły i mojego wsparcia.
Zupełnie się wtedy nie doceniałam, myślałam, że każda żona gotowa jest wszystko rzucić i wyruszyć w kolejną podróż. Urządzałam kolejne domy, stwarzałam namiastkę naszego świata. Prałam, gotowałam, dogadzałam i po prostu byłam. Było to tak naturalne, że straciło swoją rangę i znaczenie. Ja po prostu stałam u jego boku.

Zawsze miałam swoje sprawy, nigdy się nie nudziłam, mam talent do poznawania nowych osób oraz szybko się adoptuję w nowym środowisku. Szybko znajdywałam ciekawych i potrzebnych mi w tym momencie ludzi. Doszłam do wniosku, że ponieważ nie mam czasu się zaprzyjaźniać, to chociaż poznam tych ludzi bliżej i czegoś się od nich nauczę, jak podróżny bard tu przycupnę, tam odpocznę, a co usłyszę i zapamiętam to moje. Śpiewać nie próbowałam, ale opowiadać owszem, zawsze lubiłam, umiałam opowiadać, ale i słuchać i tym zjednywała sobie ludzi.

Teraz, po latach zdałam sobie sprawę, że czegoś się wtedy uczyłam, czerpałam z życia ile się dało. Zwiedzałam, podróżowałam i uważałam, że to jest zupełnie naturalne. Teraz dopiero doceniam to, co mnie w życiu spotkało. Spisuję wspomnienia, dopisuję moje obserwacje, dopiero teraz wiem, że życie mnie rozpieszczało i to nie było z mojej strony poświęcenie, to było moje przeznaczenie.

Potem przyszedł moment zwątpienia – po co to wszystko było, dlaczego szłam w cieniu swojego męża, dlaczego nie stworzyłam własnego świata, a z czasem doszła refleksja, że TO BYŁO MOJE ŻYCIE, TO BYŁ MÓJ ŚWIAT. To był mój wybór i tylko mój.
Dane mi było poznać wielu znanych piłkarzy, trenerów, boksera jednego, ale za to wielkiego mówię tu o Pawle Skrzeczu. Kiedy go poznałam naprawdę był wielki i serce też miał wielkie, życzliwe i szczodre. Kiedy postanowił schudnąć bardzo mu sekundowaliśmy, a o z wielką wprawą mistrza prezentował się nam w coraz doskonalszej wersji. Wygrał walkę z otyłością w iście mistrzowskim stylu. Dał radę i do dziś cieszy się wzorową sylwetką. Wygrał jak na mistrza przystało. Najważniejsze, że serce ma nadal wielkie i szczere.

Poznałam paru aktorów, piosenkarzy, wielu znanych i uznanych lekarzy, ludzi znanych z telewizji i kabaretu. Marcin Daniec serdeczny przyjaciel mojego męża, może mnie w ogóle nie kojarzy, ale ja miałam okazję go poznać i to jest dla mnie ważne, bo przekonałam się, że dowcipny i serdeczny jest również prywatnie.

Możesz mnie zapytać droga Mario, po co mi jest ta wyliczanka, a no po to, żebym sama obie uświadomiła , że działo się w moim życiu sporo i każda z poznanych przeze mnie osób w pewien niepowtarzalny sposób zapisała się w mojej pamięci. Każda z nich coś do mojego życia wniosła, a ja mimochodem lud niechcący czegoś się nauczyłam. Teraz zaczynam to naprawdę doceniać, bo wtedy wydawało mi się to takie naturalne, normalne, nawet mało znaczące.

Teraz wiem, że wszystko co nas w życiu spotyka ma czemuś służyć. Ktoś podarował mi książkę, ktoś inny mądrze opowiadał, jeszcze inny zaprosił na wspaniałą wycieczkę do Tunezji, Hiszpanii, Turcji czy do Stanów Zjednoczonych. Teraz pozostały mi wspomnienia i przyjaźnie, które przeszły próbę czasu.

Pamięć to nasz największy skarb i mam taką propozycję droga Mario, żebyś wśród przyjaciół, przy rodzinnym stole wspominała opowiadała i doceniała wszystko co w pamięci zostało. Oglądaj stare fotografie z przyjaciółmi, pytaj rodziców póki żyją i mogą dużo ci wyjaśnić, wierz mi warto, bo jak najbliższych zabraknie, to pamięć o nich wiele ci da.
Ja lubię wspominać stare „dobre” czasy, lubię w gronie starych znajomych pośmiać się oglądając zdjęcia sprzed lat.
Ktoś zaczyna wspominać, ktoś inny uzupełnia, a jeszcze ktoś powie – no co wy przecież to zupełnie było inaczej, a potem się okazuje, że każdy z nas inaczej zarejestrował w swojej pamięci to samo zdarzenie. To się chyba nazywa percepcja widzenia.
Inaczej bym powiedziała punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Ps. Droga Mario bądź otwarta na nowe przyjaźnie, nowe wyzwania i doświadczenia.
Trochę radości, trochę przygody, trochę rozwagi, trochę szaleństwa, dużo miłości, dużo radości i wiele talentów każdy z nas ma w sobie.
Kiedy będziesz miała świadomość swojej wartości, pokochasz siebie, będziesz się rozpieszczała i dbała o siebie. Wtedy właśnie będziesz ciekawą osobą, którą każdy chce poznać, z którą warto się zaprzyjaźnić.








sobota, 1 października 2016

DZIENNIK MYŚLI


A raczej jak działają myśli

Dziennik myśli. Założyłam specjalny zeszyt, w którym zapisuję swoje myśli. Zapytasz pewnie droga Mario dlaczego to zrobiłam. Zrobiłam to pod wpływem kart anielskich. Wbrew pozorom jest to ogromnie trudne zadanie, ale jakże pouczające. Myśli są bowiem tym, co kreuje nasze życie.

Myśl pozytywnie” - co to w ogóle oznacza? Zawsze w tym momencie przypominam sobie słowa prof. Królickiego podczas wykładu metody Silvy, a więc: „kiedy spotkasz w buszu lwa, to nie myśl, że może nie jest głodny i cię oszczędzi, ale bierz nogi za pas i uciekaj jak najszybciej i najdalej”. To jest właśnie pozytywne myślenie.

Kiedy zaczynam coś zapisywać nabiera to dla mnie większego znaczenia. Mam większą świadomość co i jak robię. Jest jednak jeden warunek - muszę być ze sobą szczera, bo tylko takie podejście przyniesie pożądane rezultaty.
Szczerość w stosunku do samej siebie – jakie to oczywiste, a jednak trudne.

Dlaczego? Myślę, że nasze Ego przeszkadza nam w ocenie własnych poczynań.
Zawsze możemy znaleźć proste i bardzo jasne wytłumaczenie naszego postępowania, ale w dzienniku zapisujemy tylko myśli, a nie ich efekt.
Czasami jest to istna wojna myśli, dialog ze swoim zdrowym rozsądkiem, głupotą, niedojrzałością, pychą, złością, miłością,
strachem, dobrem i złem, które w nas drzemie.

Zachęcam cię droga Mario do takiej pracy ze swoimi myślami. Trzeba się nie lada napracować, żeby nic co ważne nie umknęło twojej uwadze, więc zaopatrz się w mały podręczny notes, długopis i do roboty. Zapisuj często swoje myśli, nie odkładaj niczego na później, bo zapomnisz, bo pomylisz, bo stracisz sens i sama będziesz miała kłopot uporać się z własną pamięcią.

Ja zaczęłam od napisania na początku zeszytu ważnych dla mnie słów:
Człowiek jest tym o czym cały dzień myśli”.
Każda myśl jest inwestycją, która natychmiast procentuje, więc myśl mądrze. Masz moc wyboru swoich myśli i wypełniaj je miłością, spokojem i harmonią”.
Skargi i zmartwienia przyciągają jeszcze więcej tej samej energii, więc wznieś swe myśli na wyższy poziom, żeby zaczęły przyciągać to, czego pragniesz”.
Myśl o czym pragniesz, zamiast zamartwiać się i narzekać”.

Ps. Pisząc te słowa spojrzałam na zegarek i odczytałam godzinę 23:23 i jak zawsze w takiej sytuacji, czyli kiedy godziny i minuty są zgodne dodałam ich wartości i odczytałam ich znaczenie tj: 2+3+ 2+3 = 10 = 1+0 = 1
1 – „Uważaj na swoje myśli i myśl tylko o swoich pragnieniach zamiast obawach, ponieważ przyciągasz to o czym myślisz”.

Ależ te Anioły są czujne! Udzieliły mi dobrej rady i już ja wiem najlepiej dlaczego.
Teraz idę już spać, bo zrobiło się bardzo późno.
Kiedy piszę droga Mario czas przestaje mieć dla mnie znaczenie.







niedziela, 25 września 2016

O MIŁOŚCI CIĄG DALSZY


Czy każda miłość jest taka sama?

Kocham cię” - jak trudno jest czasami powiedzieć te słowa.
Moja przyjaciółka, u której gościliśmy w długi czerwcowy weekend przy popołudniowej kawie poruszyła temat okazywania sobie uczuć. Poprosiła swojego męża (z ponad trzydziestoletnim stażem), żeby częściej mówił, że ją kocha, a on zdziwiony odpowiedział: „co ty chcesz ode mnie, kobieto, przecież gdybym cię nie kochał to bym z tobą nie był”. Proste męskie myślenie, ale czy to jest w istocie takie proste? Myślę, że to jest bardziej skomplikowany i złożony temat.

Czy można klasyfikować, odmieniać, różnicować miłość?
Myślę, że można: inna jest miłość młodzieńcza, inna dojrzała, inna w małżeństwie, inna w narzeczeństwie.
Dlaczego miłość jest ślepa bo na pewno jest, dlaczego nie widzimy wad swojego ukochanego w pierwszym stadium miłości czyli w fazie zakochania, a dlaczego to samo zachowanie denerwuje nas po jakimś czasie?
Dlaczego zachwycamy się jego dowcipami, tolerujemy zaczepki lub docinki skierowane pod naszym adresem, a potem za to samo go nienawidzimy?
Czy wszystkie pary są zakochane i czy miłość jest wieczna, odporna na choroby, starość, kłopoty, biedę i różne pokusy?
Czy dostatek sprzyja prawdziwej miłości czy jej wręcz szkodzi?
Czy stan posiadania w ogóle ma jakieś znaczenie?

Żeby rozwiać te wszystkie wątpliwości i zrozumieć istotę miłości, postanowiłam spytać o to jaka jest miłość moich bliskich, przyjaciół i zupełnie nie znane mi osoby. Ludzi młodych dopiero poznających smak miłości, oraz tych z wieloletnim stażem małżeńskim. Ludzi po przejściach i takich, których amor odnalazł po latach w myśl przysłowia „stara miłość nie rdzewieje” Nim podzielę się z tobą droga Mario tymi opowiadaniami zacznę od siebie i własnych doświadczeń. Po trzydziestu sześciu latach małżeństwa mam już wyrobione zdanie w tej delikatnej materii, ale najpierw opowiem ci jak miłość może stać się zniewoleniem.

Zakochanie to pierwsza i najprzyjemniejsza faza miłości, z motylkami w brzuchu z iskrami w oczach, z głową w chmurach. Nagle zachowujesz się tak, jakbyś dostała obuchem w głowę, nieracjonalnie, nielogicznie, jakbyś była na haju. Bez zmęczenia, bez wytchnienia i bez przerwy chcesz być blisko ukochanego, chcesz oddychać jego powietrzem, chcesz widzieć jego oczami, chcesz poznawać jego świat, zgadzasz się z jego opinią, masz nagle ten sam smak, ten sam gust…….jest pięknie. 
Bez wytchnienia spełniasz wszystkie marzenia ukochanego, zaczynasz go wyręczać, zastępować i w konsekwencji przytłaczać.
Wszyscy ci mówią, że tak nie można, że tak jest źle, że nikt takiej presji nie przetrwa.
Możesz sobie pomyśleć, że oni ci zazdroszczą, że źle ci życzą, a ty jesteś gotowa całe życie właśnie tak kochać, bo przecież miłość wymaga wyrzeczeń, poświęceń i oddania.
Za jakiś czas poczujesz się zmęczona, zawiedziona i rozczarowana. Powiesz, że miało być inaczej, że czujesz się zaniedbywana i niekochana, ale twój mężczyzna nie będzie wiedział czego ty od niego chcesz, czego oczekujesz, bo przecież zawsze byłaś zadowolona, a teraz nagle masz pretensje.

Ale wcale tak nie musi być.

Możecie się wzajemnie poznawać, uzupełniać, pomagać sobie. Pomału odkrywać swój świat. Pójść na mecz, na koncert, obejrzeć film w telewizji tylko dlatego, że ukochany tego bardzo chce. Zostawić sobie małą przestrzeń na swoje hobby, na spotkanie z przyjaciółmi i spełnianie swoich marzeń i nie bać się wymagać i wyraźnie mówić o swoich oczekiwaniach.

Nigdy droga Mario nie rób niczego wbrew sobie.
Nigdy nie zapominaj, że twoje pragnienia są równie ważne jak jego.
Powiem ci, z mojego doświadczenia, że jest to możliwe i do spełnienia i im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej dla was obojga. Bo tylko wtedy gdy w związku pozostaniesz sobą i zachowasz własną odrębność będziesz szczęśliwa i spełniona.

A jak było w moim przypadku?

No cóż stan zakochania przedłużył mi się do około dwudziestu lat. Z jednej strony super, a z drugiej kiedy zapragnęłam więcej przestrzeni dla siebie, mój mąż długo nie mógł zrozumieć, o co mi chodzi. Był smutny, zawiedziony i zdezorientowany. Ja czułam się niedoceniona i niezadowolona, chciałam być adorowana i rozpieszczana. Kompletna karuzela, zawrót głowy, ciągłe nieporozumienia. Trochę się w tym czasie od siebie oddaliliśmy, trochę się zagubiliśmy, ale przetrwaliśmy.
Zaczęliśmy uczyć się siebie, na nowo szanować swoją przestrzeń. Ja nauczyłam się wypowiada swoje zdanie spokojnie, bez strachu, że zostanę wyśmiana czy zlekceważona. Mam swoją pasję, dużo ciekawych zajęć, mam dużo czasu dla siebie i zupełny brak wyrzutów sumienia z tego powodu.
Czasami mało mówimy, czasami zupełnie się mijamy, ale potrzebujemy się nawzajem równie mocno jak dawno temu.

Czy to miłość do nas wróciła?

Tak, ale taka dojrzała, wyrozumiała, spokojna. Mogę powiedzieć o swoich odczuciach tak
z głębi mojego serca, że kocham swojego męża i okazuję mu to na każdym kroku.
Cieszę się jak spełnia się zawodowo, szanuję jego sposób spędzania wolnego czasu, nie zrzędzę i nie narzekam z byle powodu.
Jeżeli jestem z czegoś nie zadowolona otwarcie o tym mówię.
Potrafię się cieszyć z najdrobniejszych rzeczy.
Jestem szczęśliwa i spełniona.

Piszę te słowa i zerkam na mojego męża, który gra w karty ze swoimi przyjaciółmi, świetnie się bawi i nie musi się martwić, że ja będę zła i znudzona. Jest późno i zaraz pójdę do naszego pokoju, będę czytać a potem zasnę spokojnie. Rano zapytam jak skończyła się gra i czy wszyscy dobrze się bawili.
W niedzielę wracamy do domu, do naszych codziennych zajęć i obowiązków.
Moja przyjaciółka już poszła usypiać wnuczkę i w ciszy swojego pokoju nabiera sił, bo jutro czeka ją kolejny dzień pełen niespodzianek (już jej dwuletnia wnuczka się o to postara).
Ja piszę w skupieniu i nikt się temu nie dziwi, panowie grają w karty zajęci sobą bez reszty. Grupka goście w pensjonacie ogląd mecz siatkówki. Każdy robi to co lubi i spędza czas po swojemu.

Ps. W takich właśnie momentach droga Mario czuję, że kocham i jestem kochana, a miłość jest dla mnie bezpieczna.