wtorek, 6 lutego 2018

WIKTORIA - piszemy razem


– Judytko, usiądźmy i porozmawiajmy – Edyta Nowakowska, matka Judyty, była już wyraźnie zmęczona. Od dwóch dni pakowały rzeczy, które córka chciała zabrać ze sobą do jej nowego domu.
– W sumie możemy sobie odpocząć, chociaż chciałam jeszcze dzisiaj wpaść do Klary, żeby się z nią pożegnać.
Judyta nie była zmęczona, ale raczej znużona, od dziecka nie lubiła się pakować. Im bliżej było do wyjazdu, tym więcej miała wątpliwości. I nie chodziło tu bynajmniej o Szymona, a raczej o to, że zostawia tutaj cały swój dotychczasowy świat. Wyczuwała siódmym zmysłem, że mama właśnie o tym chce z nią porozmawiać. Nawet tata, który do tej pory dzielnie im pomagał, jakoś dziwnie gdzieś zapadł się pod ziemię.
– Słucham, mów, mamo, miejmy to już za sobą. – Judyta zajęła miejsce na fotelu przy niewielkim stoliku, przy którym zwykle siadywały, by omówić swoje babskie sprawy.
Mama robiła w kuchni kawę, powodując przy tym sporo hałasu. Wszystko wypadało jej z rąk. Judyta znała ten stan i z całego serca zaklinała się, że nie da się matce sprowokować. Chciała wyjechać w zgodzie i bez żadnych dramatycznych scen. Tym razem jednak Edyta ją zaskoczyła.
– Słuchaj córeczko, chciałam ci powiedzieć, to znaczy oboje z tatą chcemy ci powiedzieć, żebyś wiedziała, że tu zawsze będzie twój dom. Gdybyś z jakiegoś powodu źle czuła się w nowym domu, to po prostu wracaj do nas. Pamiętaj o tym, czego cię nauczyliśmy. Tak będą cię ludzie traktować, jak na to pozwolisz.
– Mamo, przestań, bo zaraz się rozpłaczę – rzuciła się w ramiona mamy z taką czułością, że aż ją samą to zaskoczyło. Tuliły się tak do siebie, jakby miały się nigdy już nie zobaczyć. Tato stał w drzwiach i w ogóle się nie odzywał. Kiedy Judyta go zobaczyła, wytarła łzy i odsunęła się od matki.
– Nie będzie tak źle. Przecież zamieszkam tam z Szymonem, a przecież on mnie ochroni. – Tłumaczyła to chyba sama sobie, bo jej rodzice jakoś posmutnieli, jakby z jakiegoś powodu nie mogli w to uwierzyć.
– Obiecujesz, Judyś, że będziesz dbała o siebie? – tata jak zwykle zdrabniał jej imię. Nie upomniała go tym razem, a raczej była mu wdzięczna za to, że traktuje ją jak małą córeczkę.
– Obiecuję, tatku.
Popatrzyła jeszcze raz na ten pokój, w którym rozgrywało się prawie całe ich życie. Miała swój własny pokój, a rodzice sypialnię, ale ciągle przebywali tutaj razem. Ona skulona na tym fotelu z książką w ręku. Mama przy stole z papierami rozłożonymi, ciągle przynosiła pracę do domu. A ojciec w fotelu przed telewizorem, drzemał, ale kiedy go na tym przyłapały, upierał się, że ogląda i nie pozwalał zgasić. Judyta tak przywykła do nauki przy włączonym telewizorze, że trudno było jej przystosować się do ciszy, która panowała w mieszkaniu Szymona. On pracował w skupieniu, a ją ta cisza dobijała.

*

Pewnego razu Szymon przyszedł z wykładów z pudełkiem pod pachą.
– To dla ciebie – wręczył Judycie pakunek.
– Dziękuję, a co to jest? – Judyta ostrożnie zdejmowała kolejną warstwę papieru. Kiedy wyjęła z opakowania zgrabne słuchawki bezprzewodowe, bardzo się rozczuliła, bo wiedziała, że jest to dowód na to, że jej chłopak, mimo tego że bardzo się skupiał nad swoją pracą, dostrzegał również jej potrzeby.
– Będziesz mogła słuchać muzyki, kiedy tylko zechcesz. Wybacz mi, kochanie, ta cisza jest dla mnie bardzo ważna. U nas w domu każdy pracował w swoim pokoju, w ciszy i skupieniu. Nie potrafię inaczej, a ty nie musisz z tego powodu zmieniać swoich przyzwyczajeń.
– Jestem szczęściarą, wiesz? – przytuliła się do niego i od razu poczuła, jak na niego działa.
To było dla niej nowe doświadczenie. Odkrywała swoją kobiecość i uczyła się zaspakajać swoje potrzeby. Zarumieniła się na samo wspomnienie ich szalonego seksu. Są ze sobą od roku i nic się w tej materii nie zmieniło.

*

Ocknęła się z tych wspomnień, kiedy poczuła na sobie wzrok mamy, która próbowała rozszyfrować, o czym teraz myśli. Na szczęście nie miała dostępu do jej wyobraźni. Pomyślała pewnie, że córka wspomina swoje dzieciństwo i wszystkie szczęśliwe chwile, które spędzili razem. No cóż, po części miała rację, ale nowe życie u boku Szymona zupełnie przyćmiło tamte wspomnienia. Trochę jej było z tym głupio, ale co tam, nie zamierzała zwierzać się nikomu. Klara czasami próbowała podpytać, jak się im układa, ale to było tak piękne i tak intymne, że nie potrafiła z nikim – nawet z najlepszą przyjaciółką – szczerze o tym rozmawiać. To było tylko jej i Szymona. Od dwóch dni go nie widziała bo pojechał do Wodzisławia zawieźć część rzeczy, a ona już tęskniła i właśnie uzmysłowiła sobie, że nie rozstawali się od roku.
– O czym myślisz, córeczko? – w końcu padło to pytanie. Judyta odpowiedziała na nie, pomijając tę część wspomnień, która dotyczyła ostatniego roku.
– Myślę o moim szczęśliwym życiu mamo, wspominam stare dobre czasy.

Kiedy stała pod drzwiami Klary, czuła zmęczenie i żałowała, że właśnie na dzisiaj się z nią umówiła.
– Cześć, Judyta – przyjaciółka rzuciła się w jej ramiona – Dobrze że jesteś, chodź i zobacz, jaką mam dla ciebie niespodziankę!
Judyta ściągała płaszcz i buty w coraz gorszym nastroju. Mówiąc szczerze, nie miała ochoty na żadne niespodzianki, tym bardziej, że była koszmarnie zmęczona po całym dniu pracy.
– Judyta, wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! – Okazało się, że trzy najlepsze przyjaciółki postanowiły urządzić jej wieczór panieński. Z jednej strony nie było jej to na rękę, ale z drugiej postanowiła docenić ich trud i nawet popłakała się ze szczęścia. Dziewczyny były już po kilku kieliszkach.
– Mamy winko i pyszne jedzonko, i chatę wolną, bo Jarek pojechał do kumpla.
Zupełnie mu to nie pasowało, ale tego Klara nie powiedziała dziewczynom. Judyta jako pierwsza z ich czwórki wychodziła za mąż i należało to uczcić, chociaż każda z nich miała chłopaka, a dwie już od dawna mieszkały razem ze swoimi partnerami.
– No to na zdrowie, kochana, i na szczęście! – wygłosiła pierwszy toast Klara, podnosząc pełny kieliszek. Właściwie zazdrościła Judycie, ale za żadne skarby świata nie przyznałaby się do tego.
– No to do dna! – zawołała Jaśmina.
– Do dna! – wtórowała jej Paulina.
Judyta wypiła do dna i już ten pierwszy kieliszek rozgrzał ją od środka.
Oj chyba się upiję – pomyślała. Postanowiła coś zjeść i nałożyła sobie na talerzyk lazanie, tak pięknie pachniała. Klara była najlepszą kucharką z całej paczki.
– Powiedz nam, Judi, nie boisz się przenosić na drugi koniec Polski? Będziesz mieszkać u teściów, a to nie jest chyba szczyt twoich marzeń? Zero przyjaciół, daleko do rodziców i nie będzie się komu wypłakać w rękaw.
– Będę z Szymonem – odpowiedziała zaskoczona, dlaczego drugi raz dzisiaj ktoś zadaje jej to pytanie.
– Nie wiem, czy ty jesteś naiwna, czy tak szalona – zaczęła Klara.
– No bo głupia przecież nie jest – kontynuowała Jaśmina.
– Dajcie jej spokój – Paulina starała się przekrzyczeć przyjaciółki. Dziewczyny były już dobrze wstawione.
– Dlaczego? Nie przerywaj jej, z ciekawością posłucham, co ma mi do powiedzenia. – Judycie już trochę szumiało w głowie i postanowiła nie pić ani kropli więcej. Pomyślała o Szymonie i obietnicy, jaką mu dała. Nie będzie mogła do niego tak późno zadzwonić.
– No to powiem ci, co ja o tym myślę. – Klara spoważniała, poprawiła nieporadnie włosy i przystąpiła do sedna. – Byłaś najlepszą studentką na roku i skończyłaś studia z wyróżnieniem, poznałaś pierwszego chłopaka i właśnie wychodzisz za niego za mąż. Rzucasz wszystko i wyjeżdżasz na prowincję. Pytam się: w imię czego to robisz? Mogłabyś przebierać w chłopakach jak w ulęgałkach, ale ty nie, poznałaś pierwszego z brzegu i dałaś się zaciągnąć do ołtarza. – Klara coraz bardziej się zacietrzewiała. – Pracę też wzięłaś pierwszą z brzegu, zamiast poczekać na coś specjalnego. I w imię czego?
Judyta nie rozumiała, do czego jej przyjaciółka zmierza, ale wiedziała, że wszystkie są tego samego zdania. Zrobiło się jej przykro i właśnie poczuła, że traci coś, co wydawało się być przyjaźnią.
– Nie wiesz, w imię czego to zrobiłam? To ja ci powiem. W imię miłości, bo miłość to podstawa życia, jego treść i istota. A ja znalazłam prawdziwą miłość, która nie zadaje pytań, nie oczekuje niczego i daje poczucie, że wszystko jest możliwe. Pytasz, czy się nie boję? Oczywiście, że się boję, ale miłość jest silniejsza od strachu i daje mi wiarę, że razem wszystko możemy osiągnąć, bez względu na to, gdzie zamieszkamy i co będziemy robić. I tak dla waszej informacji, Szymon nie jest pierwszym lepszym chłopakiem tylko moją miłością życia. A teraz się pożegnam z wami, bo czuję, że powiem coś, czego będę później żałować, a za dzisiejsze zaproszenie bardzo wam dziękuję. Doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłyście.
Wyszła do przedpokoju, szybko włożyła buty, chwyciła kurtkę z wieszaka i wybiegła z mieszkania. Ubierała się w pośpiechu. Ochłonęła dopiero na świeżym powietrzu.
– Boże, żebym tylko bezpiecznie dotarła do domu. – Pożałowała, że wypiła wino i teraz dopiero się bała. Musiała przejść przez park i chociaż mieszkała na tym samym osiedlu, to droga wydawała się jej niewyobrażalnie długa. Spojrzała na zegarek, dochodziła północ. Cieszyła się, że miała na nogach wygodne sportowe buty i pędem ruszyła w kierunku domu.

– Szymonku, nad czym tak rozmyślasz? – Nawet nie zauważył, kiedy babcia weszła do kuchni.
– Zastanawiam się, babciu, czy dobrze tu będzie Judytce, czy zdoła się przystosować do nowych warunków? Boję się, że rozczaruje się życiem przy mnie.
– No co ty, synku, mówisz? Przecież ty jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego znam, nawet lepszym od mojego syna, a twojego ojca – przyciszyła nieco głos.
– Babciu, dziękuję – uśmiechnął się i pocałował Anastazję w pomarszczony policzek.
– No za co ty mi, synku, dziękujesz? – sumitowała się babcia.
Siedzieli sobie w przytulnej kuchni na poddaszu domu, w którym Szymon się urodził. Poddasze zostało wyremontowane i zmienione w eleganckie, nowoczesne mieszkanie przeznaczone dla młodych. Szymon był zachwycony efektem, jaki zobaczył, ale nie miał pewności, czy spodoba się jego młodej żonie. Ustalili, że ponieważ to tylko przejściowa sytuacja, nie będą urządzać mieszkania wedle własnego gustu, tylko przyjmą z wdzięcznością to, co przygotują dla nich rodzice. Mieli nadzieję na jakiś przytulny pokoik, a tu takie piękne duże mieszkanie.
– Szymon, nie gniewaj się na mnie, ale muszę ci to powiedzieć. Jak my byliśmy młodzi z twoim dziadkiem, mieliśmy jeden pokój u moich rodziców, ale najważniejsze było to, że byliśmy razem. Jak dziewczyna jest warta ciebie, będzie tu szczęśliwa a jak cię nie kocha, to i w pałacu będzie jej źle. I powiem ci jedno. Nigdy się niczego nie bój, bo jak to ludzie kiedyś mówili, strach ma tylko wielkie oczy. Jak mu spojrzysz w te oczy głęboko, to okaże się, że nie ma się czego bać. – Wstała od stołu i wolnym krokiem ruszyła do wyjścia, wiedziała że jej wnuczek musi sobie teraz wszystko ułożyć w głowie, a że jest mądry to sobie poradzi.
Tylko jak ona mu te dzieci będzie rodzić? Przecież jest taka cienka w pasie – z troską pokręciła głową.
Szymon spojrzał na babcię i stwierdził, że bardzo się postarzała. Ostatnie pięć lat spędził tak beztrosko, że nawet nie zauważył, jak dziadkowie się zmienili. Ucieszył się, że teraz będzie mógł czynnie uczestniczyć w życiu swojej rodziny.
Spojrzał na zegarek i znowu zaczął się martwić o Judytę. Zbliżała się północ, a jej jeszcze nie było w domu. W ciągu ostatniej godziny dzwonił do niej ze dwa razy, bardzo tęsknił i chciał, żeby była już tu przy nim. Jeszcze tylko jeden dzień i pojedzie po nią i resztę dobytku. Uśmiechnął się do siebie, kiedy pomyślał o tym ostatnim. Kilka książek, dwa kubki do kawy i ciuchy, które Judytka bardzo starannie dobierała. Zawsze mówiła, że odpowiedni ubiór to podstawa. Dla niego to nie miało znaczenia, ale nie chciał robić jej przykrości i starał ubierać się modnie i schludnie. Najbardziej z tego cieszyła się jego matka i solidaryzowała się z przyszłą synową. Uśmiechnął się do siebie, kiedy stwierdził, że obie kobiety, które kocha nad życie, są do siebie bardzo podobne. Zastanawiał się nad tym, czy to możliwe, że wybrał Judytę spośród tylu kobiet dlatego, że do złudzenia przypominała jego mamę. Delikatna, zgrabna i niezwykle piękna, a przy tym mądra i dobra. Naprawdę miał szczęście, bo to bardzo cenne znaleźć w życiu bratnią duszę i tak zakochać się bez pamięci.
Po raz kolejny wybrał numer jej telefonu, ale bez rezultatu. Telefon milczał jak zaklęty, a w sercu Szymona rodził się strach i pragnienie, żeby nic złego nie stanęło im na drodze do szczęścia.






niedziela, 21 stycznia 2018

WIKTORIA - Piszemy razem



- Judyta wytłumacz mi na litość boską po co wam takie wystawne wesele?

- Mamo tłumaczyłam ci przecież, że to ważne dla Szymona. Powiedz mi co jest złego w wspólnej zabawie, w białej sukni i w tym by nasze rodziny się poznały. Data już dawno jest ustalona a ty teraz masz z tym problem? Co ty sobie takiego zaplanowałaś, że jest to ważniejsze od wesela twojej jedynej córki? - dobrze znała matkę i wolała zapytać wprost niż wymyślać powody dla których mogła to zrobić. Znała pomysłowość swojej rodzicielki i nawet nie próbowała zgadywać.

- Będę z tobą szczera. Twój tata znalazł wspaniałą wycieczkę, możemy polecieć do Chin na cały miesiąc za śmieszne pieniądze. Okazja last minet i spełnienie naszych marzeń i akurat w dniu waszego ślubu. Gdybyśmy pojechali na lotnisko zaraz po ślubie zdążymy na samolot, który akurat wylatuje z Katowic.

- Mamo ja mam ślub i wesele a ty zadecydujesz czy chcesz na nim być czy zrezygnujesz z tak błahego powodu. Co najwyżej możesz wybrać wesele albo Chiny. Wybór należy do ciebie – wyszła z mieszkania rodziców trzaskając drzwiami. Kiedy wsiadła do samochodu dopiero trochę ochłonęła. Kochała swoich rodziców ale mieli problem z komunikacją. Mama była dominującą osobą w ich rodzinie, a ojciec z entuzjazmem uczestniczył w każdym szalonym pomyśle mamy. Judyta dla kontrastu była zawsze odpowiedzialna, systematyczna i bardzo poważna jak na swój wiek. Kiedy była mała mówili na nią stara maleńka. Czasami żałowała że nie jest podobna do swojej mamy i nie odziedziczyła po niej chociaż odrobiny szaleństwa.

- Zabawne że ja muszę być rozsądniejsza od swoich rodziców - Odpaliła samochód i ruszyła w kierunku domu. Na miejscu była po piętnastu minutach. Poszła jeszcze na spacer żeby się zupełnie uspokoić nim wróci do domu w przeciwnym razie Szymon od razu pozna że coś się jest nie tak. Jak on to robi, chyba czyta w jej myślach. Wydaje się taki zajęty swoją praca, ale zawsze wie o co czym ona mówi i potrafi zapytać jakie ma na dany temat zdanie, wie jak ją pocieszyć i jest taki czuły i kochany. Poczuła ciepło jakie rozlewało się po jej ciele na samą myśl o narzeczonym. Idealnie się dobrali, ona uziemiona matematyczka z zacięciem menedżerskim on uzdolniony informatyk miłośnik gier komputerowych z duszą artysty. Kiedy zaraz po studiach wygrała konkurs na dyrektora banku w Katowickim oddziele powstał pomysł by po ślubie zamieszkać w domu jego rodziców. Lubiła to ich małe poznańskie mieszkanko, ale czasy studenckie już się skończyły i oboje postanowili że na jakiś czas zamieszkają w Wodzisławiu. Umowa jest taka, że póki nie staną na własnych nogach skorzystają z gościnności rodziców Szymona. Justyna poznała ich zupełnie niedawno kiedy się zaręczyli jakiś rok temu. Przyjechali na obiad zaaranżowany przez jej rodziców. Obiad odbył się w restauracji bo jej mama nie zaprząta sobie głowy gotowaniem więc wybrała wygodniejszą opcję. Potem zabrali rodziców do ich mieszkanka i tam spędzili resztę dnia. Za jakiś czas była rewizyta w domu Poloków i tam Justyna poznała całą najbliższą rodzinę narzeczonego. Jej rodzice nie pojechali bo przytrafiła się właśnie fantastyczna wyprawa do Indii. Żal było nie skorzystać, więc wyruszyli na poszukiwanie duchowej przemiany. Justyna z Szymonem poznali się równo rok temu w auli ich uczelni i od razu się w sobie zakochali. Po trzech miesiącach zaręczyli się a w pierwszą rocznicę ich poznania postanowili się pobrać. Od razu zamieszkali razem i to Judyta wprowadziła się do mieszkania wynajmowanego przez rodziców Szymona. Cały ten czas kochają się jak szaleni, rozumieją się jak bratnie dusze, wspierają jak przyjaciele i świata bożego poza sobą nie widzą. Jej rodzice polubili Szymona ale nie potrafią zrozumieć jego fascynacji grami komputerowymi i nie widząc przyszłości dla ich córki u boku tak zakręconego faceta. Uszanowali jednak wybór swojej jedynaczki ale nie omieszkali jej przypomnieć że jak sobie pościele tak się wyśpi. Jeżeli chodzi o spanie to Justyna miała wrażenie że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie mając u swego boku tak fantastycznego kochanka. Pod tym względem pasowali do siebie idealnie. Na samą myśl uśmiechnęła się do siebie i przyspieszyła kroku bo zapragnęła być blisko niego.

- Dobry wieczór kochanie – rozebrała się w przedpokoju,rzuciła klucze do koszyczka na komodzie i poszła umyć ręce do łazienki.

- Już jesteś? - odwrócił się od komputera. Coś poszło nie tak?

- Dlaczego tak myślisz?

- Bo wróciłaś po niecałej godzinie, a zwykle jesteś u rodziców dłużej. Poza tym masz zimne policzka co świadczy o tym, że byłaś dość długo na powietrzu. Wkurzyłaś się?

- Nie chcę o tym rozmawiać

- Oczywiście, jak będziesz chciała pogadać wiesz – pocałował ją w policzek – Jesteś głodna?

- A co ugotujemy coś razem? - jej twarz rozpogodziła się natychmiast, bo uwielbiała to ich wspólne gotowanie - Mężczyzna w kuchni jest bardzo seksi, wiesz o tym?

- Wiem i wykorzystuję to z premedytacją – pocałował ją namiętnie i od razu pomyślał czy jego babcie też byłaby tego zdania.

- O czym teraz myślisz? - Judyta przyłapała go na tym

- O mojej babci Anastazji – odpowiedział szczerze

- Poważnie?

- Tak, zastanawiam się co by ona powiedziała jakby zobaczyła mnie w kuchni przy garach

- A co to takiego wielkiego? U mnie rodzice gotowali na zmianę, gotowało to które z nich było pierwsze w domu. Oboje pracowali więc na gotowanie nie przeznaczali wiele czasu, a popatrz na jaką dorodną wyrosłam dziewczynę – obróciła się na pięcie i przeszła się po ich małej kuchni jak modelka na wybiegu. Wpadając zgrabnie w objęcia ukochanego.

- Moja kochana – całował ją w szyję i szeptał do ucha – Moja ty najpiękniejsza, naprawdę jesteś taka głodna?

- Nie, zupełnie straciłam apetyt – patrzyła w jego zamglone oczy i już wiedziała, że kolację zjedzą później, znacznie później.




- Co się tak mama zamyśliła? - Michalina Polok zagadnęła swoją teściową, która siedziała przed zimną kawą zupełnie nic nie mówiąc. To takie do niej nie podobne, że aż przestraszyła się że starsza pani zaniemogła.

- A myślę o Szymonku, jak on się dogaduje z tą swoją dziewczyną? Jakoś mi się ona nie widzi, taka cienka w pasie, taka mizerna jak ona będzie rodzić mu dzieci?

- Mamo ważne że są w sobie zakochani. Jak tu zamieszkają to się troszkę podtuczy. Już ty się o to postarasz – to ostatnie zdanie sobie tylko pomyślała bo nie chciała urazić teściowej. Dobra z niej kobieta tylko trochę nadgorliwa. Michalinie nigdy to nie przeszkadzało a raczej było na rękę. Pracowała zawodowo od początku ich małżeństwa, była nauczycielką w szkole w której teraz jest dyrektorka i wszystko to zawdzięcza Anastazji, która zgodziła się zająć ich dziećmi. Tadeusz zaraz po studiach zaczął pracować na kopalni i do tej pory tam pracuje ale teraz nią zarządza. Jego ojciec jest z tego dumny ale ma problem z tym, że Szymon nie poszedł w ślady dziadka i ojca. Babcia natomiast kocha go miłością bezwarunkową i akceptuje wszystko co wnuczek robi.

- Michasia powiedz mi tylko czy zdążą ci robotnicy wyszykować to poddasze nisz się młodzi tu sprowadzą?

- Oczywiście, że zdążą, niech się mama tym nie martwi. Już ja wszystkiego dopilnuję.

- To dobrze, a powiedz mi czy wszyscy już potwierdzili że będą na weselu?

- Tak z naszej strony będzie sto dwadzieścia osób ale ze strony Judytki jeszcze nie mam potwierdzenia. Dobrze, że mama mi przypomniała, zaraz do nich zadzwonię – spojrzała na zegarek czy aby nie jest za późno na rozmowę telefoniczną. Z ulgą stwierdziła, że pora jest odpowiednia i wykręciła numer telefonu syna. Do Justyny nie miała śmiałości dzwonić.




Kochali się namiętnie kiedy telefon się rozdzwonił. Szymon próbował to zlekceważyć, ale chyba siódmym zmysłem czuł, że to mama.

- Odbierz kochanie – Justyna wyszeptała zdyszanym głosem zmęczona cudownym seksem.

- Słucham – Szymon próbował zapanować na głosem

- Cześć synku, przepraszam, że przeszkadzam, ale mam sprawę do Justynki

- Dać ci ją? - zapytał wskazując dziewczynie na migi że to do niej

- Nie wystarczy że powtórzysz jej

- Słucham – ponaglił matkę by jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi, miał przecież obok siebie najpiękniejszą kobietę na świecie i jeszcze nie skończył z nią to co zaczęli

- Chciałam prosić o potwierdzenie ilości osób, które będą na weselu. Możesz ją o to poprosić?

- Jasne, że mogę – odpowiedział w sposób, który nie zachęcał mamy do pogawędki

- No to nie przeszkadzam. Do usłyszenia i pozdrów Judytę – natychmiast się rozłączyła

- Coś tak krótko rozmawiała? Trzeba było wypytać co tam u nich.

- Oj mamuś Szymon był zajęty, nie chciałam mu przeszkadzać.

- Ciekawe czym mógł być zajęty w niedzielę wieczorem? - zastanawiała się babcia, widocznie już zapomniała co można robić we dwoje w niedzielne popołudnie. Michalina uśmiechnęła się do siebie i wyszła zobaczyć co robi jej mąż w niedzielne popołudnie. Zapukała do jego gabinetu i poczekała na zaproszenie

- Proszę – usłyszała stanowczy głos Tadeusza wyćwiczony przez lata dyrektorowania

- Mogę wejść? - jak zawsze delikatna Michalina zapytała ale wiedziała, że jej mąż zawsze ma czas dla niej

- Oczywiście, co za pytanie. Co tam się stało, mama ci dokucza? - zażartował sobie, bo doskonale o tym wie, że obie jego ukochane kobiety już dawno doszły do porozumienia i żyją sobie w idealnej symbiozie.

- Dzwoniłam do Szymona – zamknęła za sobą drzwi gabinetu męża

- No i co tam słychać u naszego zakochanego geniusza?

- Wszystko w porządku – Michalina zdała mężowi relację z odbytej przed chwila rozmowy. Oboje ucieszyli się z faktu, że ich syn jest zakochany i korzysta z życia u boku narzeczonej.

- Oj Michasiu jak ja sobie przypomnę jak my byliśmy młodzi i zakochani – Tadeusz wyciągnął się na swoim fotelu z miną zwycięzcy.

- Ja myślę, że nadal jesteśmy w sobie zakochani – podeszła do niego by go ucałować.



- Tak oczywiście, ale młodość jest cudowna. Pamiętasz jak…- i tu zniżył głos do szeptu, żeby nikt nie usłyszał o czym rozmawiają.