niedziela, 30 października 2016

Z PAMIĘTNIKA ŁAKOMCZUCHA III

10.04.2016

Złe samopoczucie, czyli odchudzanie przebiega pomyślnie

Kolejny dzień oczyszczania mija. Złe samopoczucie mnie nie opuszcza. No cóż nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Pocę się coraz bardziej, głowa boli mnie prawie co dzień.

Ileż tych toksyn jest w człowieku? - zastanawiam się pijąc kolejną szklankę wody.

Zadziwia mnie łatwość z jaka po prostu pochłaniam wodę. Zwykle wmuszałam w siebie kolejną szklankę, a teraz nie ruszam się nigdzie bez butelki wody. Mam taką sprytną butelkę mieszcząca się w torebce, butelkę napełniam dobrą wodą, by natychmiast zaspokoić pragnienie niezależnie od tego gdzie jestem.

A waga spada by znowu się podnieść.
Dziwne uczucie kiedy staję na wadze z łomotaniem serca, zerkam …...jest dobrze 86 kg rano, na czczo i oczywiście bez ubrania, bo każdy gram się liczy kiedy chcesz poczuć radość z odchudzania. Kolejny dzień jem warzywa, kaszę i czuję, że jutro będzie lepiej, a kiedy staję nazajutrz na wadze doznaję zawodu bo waga wskazuje 87 kg…..
Schodzę z wagi, by po minucie znowu się zważyć....87 kg i nie chce być inaczej.

No, ale zawsze to dwa kilogramy mniej niż tydzień temu.

Jest dobrze - sama się pocieszam.

Koło południa czuję kołatanie serca, spocona siadam do stołu by odpocząć. Zastanawiam się co takiego dzisiaj robiłam, bo czuję się okropnie zmęczona. Głodu nie czuję, więc żołądek już przyzwyczaił się do mniejszych porcji ale, złe samopoczucie mnie przeraża, bo nigdy przedtem nie czułam się taka zmęczona, smutna i nieatrakcyjna.

Nie mam ochoty na spacer, unikam zakupów by nie ulec pokusie i nie włożyć do koszyka moich ulubionych produktów. Jedyny z tego pożytek, że zakupy robię planowe z kartka w ręku i wybieram tylko to, co potrzebne jest w domu do ugotowania zdrowego posiłku. Moja rodzinka też na tym korzysta bo i dla nich stworzyłam nowe zdrowsze przepisy.
Zamiast śmietany - mleko, zamiast białego pieczywa - ciemne z dodatkiem ziaren, zamiast winogron - jabłuszko, zamiast schabowego - filet z indyka.....

Gotowanie dla domowników kosztuje mnie nadal dużo wysiłku.
Wypracowałam co prawda swój własny system, ale i tak czuję się nieszczęśliwa kiedy nie mogę pozwolić sobie na odrobinę tego co lubię.
A jeżeli chodzi o mój system jest szalenie prosty: najpierw sama zjadam swoją porcję, a potem nasycona gotuję posiłek dla rodziny.
Unikam gotowania potraw, które szczególnie lubię i po krzyku.

Schabowy już nie robi na mnie wrażenia, ale w snach znowu widziałam grillowanego kurczaka. Czułam zapach, widziałam jak gorąca mgiełka otaczała kurczaka, jak na reklamie kulinarnego programu. Obudziła się w środku nocy zalana potem. Kiedy opowiadałam o tym moim przyjaciółkom sam nasunął się wniosek: "Gdybyśmy nie wiedziały, że jesteś już dawno po, to stwierdziłyby, że mam klimakterium."
Podobne objawy, podobny scenariusz, ale ja już dawno mam to za sobą, bo w wieku 42 lat przeszłam operację usunięcia macicy.

No więc to nie jest klimakterium. Tylko co?

Kolejny raz zadałam sobie to pytanie i doszłam do wniosku, że muszę udać się po poradę do lekarza i zrobić odpowiednie badania. Jak pomyślałam tak zrobiłam, mam wyznaczona wizytę i czekam niecierpliwie na poniedziałek, w sam raz na rozpoczęcie nowego zadania.
Pełna optymizmu ruszyłam do moich codziennych zajęć. 
Zmęczona kolejnym wyzwaniem, usiadłam by odsapnąć i stwierdziłam, że najlepiej czuję się kiedy mam w dłoni filiżankę z moją ulubioną kawą, jedyną przyjemnością z której nie zrezygnowałam pomimo odchudzania.

Nie ma to jak dobry plan – stwierdziłam usatysfakcjonowana, rozmyślając upijałam kolejny łyk ulubionej kawy......


























piątek, 21 października 2016

Z PAMIĘTNIKA ŁAKOMCZUCHA II


I Dzień odchudzania

07. 04. 2016 r

Umiarkowany optymizm czy brak wiary w siebie?

Wstałam o 7 rano nieco podekscytowana. W nastroju niepokoju weszłam w pierwszy dzień odchudzania. Oj, ile razy ja to już przerabiałam i za każdym razem to samo. No i dzisiaj tradycyjnie zadałam sobie takie pytania:

Czy dam radę i czy wytrwam w postanowieniu?
Jak będę znosiła głód, który zawsze podczas procesu odchudzania mi towarzyszy?
Jak zniosę pokusy, które będą czyhały na mnie na każdym kroku, no bo że będą było oczywiste?

Od razu sprawdziłam w kalendarzu wydarzeń towarzyskich z czym będę musiała się zmierzyć no i okazało się że będzie ciężko. Zaczynał się bowiem w rodzinie czas urodzinowych przyjęć, co się łączyło z biesiadowaniem przy suto zastawionym stole.

Trochę zniechęcona, ale jeszcze z zapasem siły przystąpiłam do gotowania krupniku z kaszy jaglanej z warzywami. Zjadłam miseczkę smacznej zupy i w dobrym nastroju ruszyłam do swoich zajęć. Kiedy po 2 godzinach poczułam znajomy niepokój związany z potrzebą jedzenia podgrzałam krupnik i znowu ciepła strawa poprawiła mi humor na jakieś 3 godziny. Świadomość, że mogę zupę jeść do woli skutecznie mnie uspokoiła. Do momentu jak zaczęłam gotować obiad dla reszty rodziny. Nie wiem jakim sposobem wszystko piękniej niż zwykle pachniało i wyglądało na talerzu, a ja jak pies rasy bokser śliniłam się na widok zwykłego schabowego, który nie jest moją ulubioną potrawą.

No cóż początki bywają trudne – powiedziałam do siebie – nalewając sobie miseczkę zupy zdrowej i oczyszczającej, która już mi tym razem tak nie smakowała. Optymizm mnie jednak nie opuszczał byłam dobrze zmotywowana:
To tylko parę dni, a potem wprowadzę, jajka, ryby i chude mięso i na samą myśl ślina napływała mi do ust.

No cóż nikt nie mówił, że będzie łatwo - pocieszałam się na głos dodając sobie w ten sposób otuchy, wiary i siły.

Początki zawsze są trudne, więc specjalnie się nie przejmowałam.
Na kolację znowu zupa, ale tym razem nie mogłam się zmusić by chociaż spróbować.
To nawet lepiej, nie będę jadła kolacji to szybciej się oczyszczę – powiedziałam do siebie, ale nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z jakim będę musiała zmierzyć się problemem.
Kiedy wieczorem kończyłam drugą butelkę wody mineralnej poczułam, że jeszcze jedna kropla więcej i chyba zwymiotuję. Poszłam spać wcześniej niż zwykle by zagłuszyć głód i złe samopoczucie.

Przed snem poprosiłam swojego Anioła :

Wskaż mi Aniele Stróżu właściwą drogę, żebym zdrowo się odżywiała, a w efekcie schudła i dobrze się czuła. Niech tak się stanie. Dziękuję

Zasnęłam snem kamiennym, żeby o 3 rano obudzić się zalana potem i cała rozdygotana. Czułam się koszmarnie, lecz zrzuciłam wszystko to na karb odchudzania.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo – powiedziałam do siebie kiedy przebrana w świeżą piżamę znowu nad ranem zasypiałam.

Jutro będzie lepiej – wymamrotałam, z umiarkowanym optymizmem.















środa, 19 października 2016

Z PAMIĘTNIKA ŁAKOMCZUCHA I


04.04 2016 r


A wiosna tuż, tuż….
Jest piątek 8 rano stanęłam na wadze zupełnie rozebrana, bo przecież każdy gram się liczy.

89 kg pokazała waga, a ja się przeraziłam, jeszcze raz się zważyłam w nadziei, że to waga się zepsuła. Kiedy drugi raz stanęłam na wadze zobaczyłam to samo, więc o pomyłce nie było mowy. Usiadłam na sedesie tak jak stałam i rozpłakałam się nad „rozlanym mlekiem” Potem jak to ja zebrałam się w sobie. Wzięłam prysznic i wypowiedziałam afirmację, która zawsze dodają mi siły w ważnej sprawie :

„Wodo zmyj ze mnie wszystkie złe emocje. Daj mi wiarę w siebie i dobre pomysły, bym mogła zrealizować swoje postanowienia”.

Kiedy wyszłam z łazienki wzięłam się za spisanie postanowień. Wybrałam nowiutki zeszyt z wizerunkiem zgrabnej modelki…. a co? będę miała się na kim wzorować i przystąpiłam do działania.

A jeżeli chodzi o zeszyty w mojej szufladzie to są zawsze do wyboru, do koloru. Kupuję je namiętnie w różnych krajach, miastach, sklepach i galeriach, księgarniach i hurtowniach.

Mam takie z lawendą, ze statkiem na spokojnym morzu, z zachodzącym słońcem z samotnym kwiatem na pustyni i bukietem czerwonych róż, z koniem w galopie i samochodem wyścigowym, z aktorami, postaciami z bajek i takie kolorowe gładkie bez ozdobników na cytaty i mądre słowa.

Napisałam na pierwszej stronie:

„Człowiek jest tym co je”
Wpisałam swoją wagę i wagę moich marzeń, oraz czas w jakim to ma nastąpić.

Spojrzałam na postanowienie i uznałam, że da się zrobić.

Ponieważ jestem wprawiona w różnych dietach postanowiłam najpierw oczyścić swój organizm. Kasza jaglana i gotowane warzywa zawsze dobrze mi robiły, a więc przystąpiłam do realizacji zadania.

Straciłam zapał kiedy sobie przypomniałam, że w sobotę idziemy w gości, a w niedzielę zaprosiłam dzieci na obiad.

No więc postanowiłam, że będę się odchudzać, ale od poniedziałku. Odłożyłam zeszyt w nadziei, że do poniedziałku ustalę jadłospis i szczegóły diety.

Zaznaczyłam mężowi przy śniadaniu, że od poniedziałku zaczynam się odchudzać. Spojrzał na mnie znad talerza z jajecznicą na boczku z lekkim niedowierzaniem, co mnie trochę rozsierdziło i od razu rąbnęłam mu wykład, że mnie nie wspiera i zabija wiarę w powodzenie mojego projektu. Nic nie powiedział tylko zamknął się w sobie, bo już miał próbkę tego, jaki będzie miała ta dieta wpływ na moje nerwy, a co idzie za tym na nasze małżeńskie relacje. Ja zła jak osa wzięłam się za sprzątanie, bo jak się wkurzę to dostaję takiego pałera, jak nie przymierzając po wypiciu Redbulla.

Okna umyłam, kąciki wymiotłam, kuchnię na błysk wysprzątałam i nic nie jadłam, tak chciałam pokazać mężowi, że tym razem wytrwam w swoim postanowieniu.

Kiedy jednak poczułam, że za chwilę zemdleję rzuciłam się na jedzenie. Ręce mi drżały, serce waliło jak oszalałe i miałam wrażenie jakby wszystkie siły mnie opuściły. Usiadłam przy stole w nadziei, że nikt bliski tego nie zauważy. Pomyliłam się jedna, bo kiedy syn wszedł do kuchni od razu zapytał:

Co jest mamuś, źle się czujesz?

Oczywiście zaprzeczyłam, ale wyraz jego twarzy mówił mi, że mi nie uwierzył. Pokiwał tylko głową i zapytał:

Znowu się odchudzasz?
Puściłam tę uwagę mimo uszu, bo nie miałam siły się kłócić. Czułam się źle, a krople potu lały się strużką po mojej szyi i po całym ciele. Wzięłam prysznic i postanowiłam położyć się spać mimo wczesnej pory.

Wiedziałam, że przed snem muszę jeszcze pogadać z moim Aniołem.

Zapaliłam małą świeczkę i postawiłam na nocnym stoliku. Upewniłam się, że mąż ogląda mecz i zamknęłam drzwi do sypialni. Usiadłam na brzegu łózka i przemówiłam łagodnym głosem do mojego Anioła Stróża:

Mój Aniele Stróżu pomóż mi w tej trudnej dla mnie sprawie. Proszę pomóż mi skutecznie zrzucić wagę, która jest mi nie potrzebnym ciężarem. Proszę o wskazówki, rady i wsparcie. Niech tak się stanie. Dziękuję.

Położyłam się spać próbując uspokoić kołatanie serca. Medytując wprowadziłam się w stan spokoju i marzeń sennych. Było lato, żar lał się z nieba a ja lekka niczym motyl biegałam po ukwieconej łące. Odczytałam ten sen jako zapowiedź dobrych zmian w moim życiu.

Odprężona, zadowolona wstałam rano pełna wigoru. Zjadłam obfite śniadanko, bo przecież odchudzać się będę od poniedziałku. Wypiłam kubek kawy i poczułam się bosko.

Jak co rano wylosowałam sobie kartę, z mojej ulubionej tali Przesłania Aniołów dr Doreen Virtue i zrozumiałam w lot co chcą powiedzieć mi anioły:

OCZYSZCZAJ I ODTRUWAJ 

„Z wielką miłością i szacunkiem prosimy cię , oczyść swe cenne ciało.
Na twoją prośbę pomożemy ci wstąpić na drogę afirmacji życia,
podpowiemy jak poradzić sobie ze stresem i złagodzimy wszelki żal po porzuceniu dawnych ścieżek.
Przekaż nam swoje troski, zmartwienia i obawy, a poczujesz cudowną łaskę przenikającą twe czyste ciało”.

Przeczytałam jednym tchem, chociaż tekst ten znałam prawie na pamięć.
No nie ma żartów – powiedziałam do siebie - dostałam ostrzeżenie.
Postanowiłam, że tę radę wprowadzę w życie od poniedziałku kiedy zacznę oczyszczać swoje ciało.

Wieczorem poszliśmy na przyjęcie, było na bogato a ja oczywiście spróbowałam wszystkiego, no bo przecież w poniedziałek zaczynam odchudzanie.

Zgaga mi dala popalić, zjadłam coś z apteczki i dopiero nad ranem wpadłam w krótki i męczący sen. Śniłam o moim odchudzaniu i straszne męki przeżywałam, bo ciągle byłam głodna. W tym śnie oglądałam przez szybę jak na kołowrotu kręcą się kurczaki z rożna. Takie piękne, brązowe i pachnące, a ja tylko je podziwiałam. Nie mogłam znaleźć drzwi by wejść do tego przybytku w którym te rarytasy kulinarne sprzedawano. Obudziłam się zlana potem o 7 rano.

Zjadłam lekkie śniadanko, wypiłam kubeczek mojej ulubionej kawy i już w dobrej formie przystąpiłam do przygotowania niedzielnego obiadu.

Rosołek na kurce z wolnego wybiegu wolniutko się gotował, do tego makaron swojskiej roboty, przecież własnym dzieciom nie będę żałować. Kaczuszka w piekarniku już właśnie dochodzi, kotlety usmażone, kluseczki zrobione do tego surówki, a jakże przecież musi być zdrowo. No a na deser sernik wiedeński. Wstawiłam go do piekarnika przed przyjazdem dzieci, żeby można było go zjeść na gorąco. Zadowolona z siebie i bez wyrzutów sumienia czekałam na dzieci by podjąć je rodzinnym obiadem.

Zachwytów i podziękowań nie było końca, bo moje dzieci nie jedzą tak tłusto na co dzień, a raczej u mamy tylko od święta.

Wieczorem kiedy już sprzątnęłam kuchnię usiadłam do pisania, ale byłam tak przejedzona i tak zmęczona, że zostawiłam sobie to na poniedziałek.

Bo przecież odchudzać się będę dopiero od poniedziałku.

Z przerażeniem stwierdziłam, że to już jutro rano.



















niedziela, 9 października 2016

POKOCHAJ ŻYCIE.


Moja pasja i sposób na życie.

Dlaczego kobieta, która nie pracuje zawodowo jest niedoceniana a raczej czuje się niedoceniana?

Dlatego, że nie wnosi do budżetu rodzinnego ani pieniędzy ani więcej czasu ani uwagi bo jest ciągle zajęta, zmęczoną i niezadowoloną.
"Czym jest zajęta"? - można zapytać. A no właśnie pracą na rzecz innych, jest na usługi każdego zapracowanego członka rodziny.
Korzystają z jej usług małe dzieci, dorosłe dzieci i ich dzieci, zapracowany mąż, rodzice jej i jej męża. A ona z "uśmiechem" na twarzy, no bo przecież co ma lepszego do roboty, każdemu pomaga, każdego wspiera i pod koniec dnia sama musi się wspierać, bo inaczej padła by na twarz.
A potem zapracowany mąż ze zdziwieniem pyta - "czemu jesteś taka zmęczona? Co mają powiedzieć koleżanki, które pracują zawodowo?"

Sprawdziłam, popytałam, zaobserwowałam i doszłam do wniosku że:
MAJĄ LEPIEJ - bo dzielą obowiązki domowe na pół z mężem, bo zarabiają i to jest widoczne na koncie i budzi respekt współmałżonka, bo nikt ich o nic nie prosi, a jak nawet poprosi to spokojnie mogą odmówić bo i tak są zapracowane.
Muszą ładnie wyglądać, bo przecież idą między ludzi, muszą pojechać na urlop, bo praca je wykańcza, kiedy niepracująca kobieta zawsze jest na urlopie, tyle że bezpłatnym.

Kobieta, która potrafi się sama utrzymać jest pewniejsza siebie, jest asertywna i nie pozwala sobą manipulować.

Kobieta, która nie pracuje zawodowo też ma prawo do czasu wolnego i samorealizacji.

Ja wypracował sobie sposób na dobre samopoczucie, na zadowolenie i  na realizowanie się pomimo tego, że jestem przysłowiową kurą domową. Polecam każdej pani zajmującej się domem na pełnym etacie by za moim przykładem znalazł sobie hobby, które z czasem przerodzi się w pasję.

Pomimo rozlicznych zajęć wyegzekwowałam dla sobie wolny czas i wypełniam go cudownymi zajęciami. Już sama myśl o tym, że będę się uczyć i doskonalić swoje umiejętności, napełnia mnie radością.
Jestem dla siebie aniołem, po przeczytaniu książki Ewy Foley "Bądź dla siebie aniołem" pokochałam siebie.
Przekonałam się, że mam radość życia w sobie i nie muszę jej nigdzie szukać.
Nauczyłam się cieszyć z tego co mam i sięgać po więcej.
Czytałam "Potęgę podświadomości" Murphy ego, poznałam również metody samoleczenia metodą Silvy
Spokój jaki uzyskałam ćwicząc medytację pozwolił mi rozbudzić w sobie chęć do życia. Dzięki temu przeszłam poważnę operację i rekonwalescencję i nikomu nie ciążyła opieka nade mną, bo ja po prostu nie marudziłam, nie narzekałam tylko skupiłam się na tym,żeby szybko wrócić do zdrowia i do swoich codzienny zajęć.
Potrafiłam zapanować nad strachem i nie pozwoliłam, żeby to on mnie opanował i zniechęcił do walki o zdrowie.

Każdą nowy, sposób radzenia sobie w trudnych sytuacjach, testowałam na sobie.
Potem mogłam podzielić się moimi spostrzeżeniami z innymi, wiedząc o czym mówię.
Wiedziałam, że małe dziecko zaczyna płakać kiedy czuje, że jego młoda matka jest zdenerwowana i niepewna siebie.
Przekonałam się o tym, że mój uśmiech wywołuje uśmiech innych ludzi, a agresja budzi agresję.
Chociaż ciągle uczę się czegoś nowego zaczęłam panować nad potrzebą wymądrzania się i radzenia wszystkim wokoło

Przestałam chcieć być kim więcej, zapragnęłam być sobą.

Więcej słucham, mniej mówię.
Pomagam tylko tym, którzy mnie o to proszą.
Przestałam poszukiwać sensu życia, zaczęłam sensownie żyć.
Zaczęłam szanować swój czas, czytam wiele, ale nie zanudzam innych opowiadaniem rozlicznych fabuł i akcji mniej lub bardziej pasjonujących mnie opowiadań, chyba że spotkam osobę, która chce wymienić ze mną swoje spostrzeżenia po przeczytaniu tej samej lektury.
Nigdy nie oceniam innych tylko staram się zrozumieć. Nikt bowiem nie jest wolny od wad, a to stwierdzenie pomaga mi zrozumieć motywy działania innych ludzi.
Pamiętam o tym, by nie powtarzać błędów i traktować je jak lekcję życiową, a nie porażkę.
Lubię siebie i lubię ludzi bo zakładam, że to jacy jesteśmy w tej chwili spowodowały sytuacje w jakich postawił nas los. W każdej chwili można wszystko zmienić, trzeba tylko dojrzeć do tej decyzji.
Zmieniłam swoją pasję w sposób na życie i zajęłam się pisaniem na pełnym etacie.
Znalazłam ujście dla mojej twórczej duszy i zostałam pisarką, a to uczyniło moje życie szczęśliwym.
Moja praca współgra z rytmem mojej rodziny.
Znalazłam zrozumienie i wsparcie w swoich bliskich, a ja obdarzam ich nadal moim czasem, miłością i opieką.

Dzięki mojej pasji, wytrwałości i chęci stałam się kobietą spełnioną i szczęśliwą a moja rodzina tylko na tym skorzystała,
Bo kto skupia wokół siebie całą rodzinę?
Odpowiedź brzmi:
SZCZĘŚLIWA I SPEŁNIONA MAMA, KTÓRA ZNAJDUJE MAGIĘ W ZWYCZAJNY CODZIENNYM ŻYCIU.















piątek, 7 października 2016

POZNAJMY SIĘ BLIŻEJ

KIM JESTEM? 

Ja kobieta - romantyczka, marzycielka, szamanka szczęśliwego życia rodzinnego.

Kocham mój dom, ogród i gotowanie.
Dużo gadam, ale jak trzeba słucham uważnie.
Mam marzenia i lubię poranki przy filiżance kawy i dobrej książce. Lubię książki kupować, czytać a nawet ostatnio pisać. Mam wielki szacunek do książki i nie ma mowy o zgiętych rogach i pisaniu na marginesie.

Łatwo się adoptuję w nowym miejscu, ale muszę być otoczona swoimi przedmiotami: aniołki, obrazy, zdjęcia i książki i jeszcze mój kubek do kawy z napisem:
MAM SWOJE MARZENIA I NIE ZAWAHAM SIĘ JE SPEŁNIĆ".

Lubię towarzystwo innych ludzi, ale lubię mieć też swoją przestrzeń, lubię pomagać, ale nie pozwalam się wykorzystywać.

Mam słabą wolę i puszystą sylwetkę i to chciałabym zmienić. Mam nadzieję, że mi się uda, ale chyba dlatego, że jestem niepoprawną optymistką.

Lubię rozmawiać ze starymi ludźmi, bo cenię ich mądrość i doświadczenie.
Kocham świat i moją rodzinę.
Jestem w stanie zrobić wiele dla przyjaciół i absolutnie wszystko dla moich dzieci.

Codziennie rano proszę Boga i anioły o dobry i spokojny dzień i codziennie wieczorem dziękuję, za wszystko co mnie spotkało dobrego, bo wdzięczność jest podstawą dobrobytu.

Dobrobyt dla mnie to dostatnie i spokojne życie, pasja, wena twórcza, czas dla rodziny i przyjaciół, dobre zdrowie, poczucie humoru i dystans do siebie.

Dążę do równowagi wewnętrznej i spokoju ducha.

A poza tym jestem zwykłą kobietą jakich wiele i już dawno mi to nie przeszkadza.









czwartek, 6 października 2016

KAŻDEGO SPOTYKASZ PO COŚ


O mojej przeszłości

Spotykam na swojej drodze potrzebnych mi ludzi w życiu i biznesie” - to codzienna afirmacja, którą stosuję od lat.

Wielu ciekawych ludzi spotkałam na swej drodze, wiele miejsc odwiedziłam, zawsze gotowa na spotkanie, zawsze ufna i pełna nadziei. Ktoś kiedyś zapytał mnie, dlaczego ciągle jeżdżę za mężem, nie z nim (taką ma pracę) Odpowiedziałam, że taka jest rola żony, ale wtedy nie wiedziałam, że taka jest moja rola, bo mój mąż potrzebował mojej siły i mojego wsparcia.
Zupełnie się wtedy nie doceniałam, myślałam, że każda żona gotowa jest wszystko rzucić i wyruszyć w kolejną podróż. Urządzałam kolejne domy, stwarzałam namiastkę naszego świata. Prałam, gotowałam, dogadzałam i po prostu byłam. Było to tak naturalne, że straciło swoją rangę i znaczenie. Ja po prostu stałam u jego boku.

Zawsze miałam swoje sprawy, nigdy się nie nudziłam, mam talent do poznawania nowych osób oraz szybko się adoptuję w nowym środowisku. Szybko znajdywałam ciekawych i potrzebnych mi w tym momencie ludzi. Doszłam do wniosku, że ponieważ nie mam czasu się zaprzyjaźniać, to chociaż poznam tych ludzi bliżej i czegoś się od nich nauczę, jak podróżny bard tu przycupnę, tam odpocznę, a co usłyszę i zapamiętam to moje. Śpiewać nie próbowałam, ale opowiadać owszem, zawsze lubiłam, umiałam opowiadać, ale i słuchać i tym zjednywała sobie ludzi.

Teraz, po latach zdałam sobie sprawę, że czegoś się wtedy uczyłam, czerpałam z życia ile się dało. Zwiedzałam, podróżowałam i uważałam, że to jest zupełnie naturalne. Teraz dopiero doceniam to, co mnie w życiu spotkało. Spisuję wspomnienia, dopisuję moje obserwacje, dopiero teraz wiem, że życie mnie rozpieszczało i to nie było z mojej strony poświęcenie, to było moje przeznaczenie.

Potem przyszedł moment zwątpienia – po co to wszystko było, dlaczego szłam w cieniu swojego męża, dlaczego nie stworzyłam własnego świata, a z czasem doszła refleksja, że TO BYŁO MOJE ŻYCIE, TO BYŁ MÓJ ŚWIAT. To był mój wybór i tylko mój.
Dane mi było poznać wielu znanych piłkarzy, trenerów, boksera jednego, ale za to wielkiego mówię tu o Pawle Skrzeczu. Kiedy go poznałam naprawdę był wielki i serce też miał wielkie, życzliwe i szczodre. Kiedy postanowił schudnąć bardzo mu sekundowaliśmy, a o z wielką wprawą mistrza prezentował się nam w coraz doskonalszej wersji. Wygrał walkę z otyłością w iście mistrzowskim stylu. Dał radę i do dziś cieszy się wzorową sylwetką. Wygrał jak na mistrza przystało. Najważniejsze, że serce ma nadal wielkie i szczere.

Poznałam paru aktorów, piosenkarzy, wielu znanych i uznanych lekarzy, ludzi znanych z telewizji i kabaretu. Marcin Daniec serdeczny przyjaciel mojego męża, może mnie w ogóle nie kojarzy, ale ja miałam okazję go poznać i to jest dla mnie ważne, bo przekonałam się, że dowcipny i serdeczny jest również prywatnie.

Możesz mnie zapytać droga Mario, po co mi jest ta wyliczanka, a no po to, żebym sama obie uświadomiła , że działo się w moim życiu sporo i każda z poznanych przeze mnie osób w pewien niepowtarzalny sposób zapisała się w mojej pamięci. Każda z nich coś do mojego życia wniosła, a ja mimochodem lud niechcący czegoś się nauczyłam. Teraz zaczynam to naprawdę doceniać, bo wtedy wydawało mi się to takie naturalne, normalne, nawet mało znaczące.

Teraz wiem, że wszystko co nas w życiu spotyka ma czemuś służyć. Ktoś podarował mi książkę, ktoś inny mądrze opowiadał, jeszcze inny zaprosił na wspaniałą wycieczkę do Tunezji, Hiszpanii, Turcji czy do Stanów Zjednoczonych. Teraz pozostały mi wspomnienia i przyjaźnie, które przeszły próbę czasu.

Pamięć to nasz największy skarb i mam taką propozycję droga Mario, żebyś wśród przyjaciół, przy rodzinnym stole wspominała opowiadała i doceniała wszystko co w pamięci zostało. Oglądaj stare fotografie z przyjaciółmi, pytaj rodziców póki żyją i mogą dużo ci wyjaśnić, wierz mi warto, bo jak najbliższych zabraknie, to pamięć o nich wiele ci da.
Ja lubię wspominać stare „dobre” czasy, lubię w gronie starych znajomych pośmiać się oglądając zdjęcia sprzed lat.
Ktoś zaczyna wspominać, ktoś inny uzupełnia, a jeszcze ktoś powie – no co wy przecież to zupełnie było inaczej, a potem się okazuje, że każdy z nas inaczej zarejestrował w swojej pamięci to samo zdarzenie. To się chyba nazywa percepcja widzenia.
Inaczej bym powiedziała punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Ps. Droga Mario bądź otwarta na nowe przyjaźnie, nowe wyzwania i doświadczenia.
Trochę radości, trochę przygody, trochę rozwagi, trochę szaleństwa, dużo miłości, dużo radości i wiele talentów każdy z nas ma w sobie.
Kiedy będziesz miała świadomość swojej wartości, pokochasz siebie, będziesz się rozpieszczała i dbała o siebie. Wtedy właśnie będziesz ciekawą osobą, którą każdy chce poznać, z którą warto się zaprzyjaźnić.








sobota, 1 października 2016

DZIENNIK MYŚLI


A raczej jak działają myśli

Dziennik myśli. Założyłam specjalny zeszyt, w którym zapisuję swoje myśli. Zapytasz pewnie droga Mario dlaczego to zrobiłam. Zrobiłam to pod wpływem kart anielskich. Wbrew pozorom jest to ogromnie trudne zadanie, ale jakże pouczające. Myśli są bowiem tym, co kreuje nasze życie.

Myśl pozytywnie” - co to w ogóle oznacza? Zawsze w tym momencie przypominam sobie słowa prof. Królickiego podczas wykładu metody Silvy, a więc: „kiedy spotkasz w buszu lwa, to nie myśl, że może nie jest głodny i cię oszczędzi, ale bierz nogi za pas i uciekaj jak najszybciej i najdalej”. To jest właśnie pozytywne myślenie.

Kiedy zaczynam coś zapisywać nabiera to dla mnie większego znaczenia. Mam większą świadomość co i jak robię. Jest jednak jeden warunek - muszę być ze sobą szczera, bo tylko takie podejście przyniesie pożądane rezultaty.
Szczerość w stosunku do samej siebie – jakie to oczywiste, a jednak trudne.

Dlaczego? Myślę, że nasze Ego przeszkadza nam w ocenie własnych poczynań.
Zawsze możemy znaleźć proste i bardzo jasne wytłumaczenie naszego postępowania, ale w dzienniku zapisujemy tylko myśli, a nie ich efekt.
Czasami jest to istna wojna myśli, dialog ze swoim zdrowym rozsądkiem, głupotą, niedojrzałością, pychą, złością, miłością,
strachem, dobrem i złem, które w nas drzemie.

Zachęcam cię droga Mario do takiej pracy ze swoimi myślami. Trzeba się nie lada napracować, żeby nic co ważne nie umknęło twojej uwadze, więc zaopatrz się w mały podręczny notes, długopis i do roboty. Zapisuj często swoje myśli, nie odkładaj niczego na później, bo zapomnisz, bo pomylisz, bo stracisz sens i sama będziesz miała kłopot uporać się z własną pamięcią.

Ja zaczęłam od napisania na początku zeszytu ważnych dla mnie słów:
Człowiek jest tym o czym cały dzień myśli”.
Każda myśl jest inwestycją, która natychmiast procentuje, więc myśl mądrze. Masz moc wyboru swoich myśli i wypełniaj je miłością, spokojem i harmonią”.
Skargi i zmartwienia przyciągają jeszcze więcej tej samej energii, więc wznieś swe myśli na wyższy poziom, żeby zaczęły przyciągać to, czego pragniesz”.
Myśl o czym pragniesz, zamiast zamartwiać się i narzekać”.

Ps. Pisząc te słowa spojrzałam na zegarek i odczytałam godzinę 23:23 i jak zawsze w takiej sytuacji, czyli kiedy godziny i minuty są zgodne dodałam ich wartości i odczytałam ich znaczenie tj: 2+3+ 2+3 = 10 = 1+0 = 1
1 – „Uważaj na swoje myśli i myśl tylko o swoich pragnieniach zamiast obawach, ponieważ przyciągasz to o czym myślisz”.

Ależ te Anioły są czujne! Udzieliły mi dobrej rady i już ja wiem najlepiej dlaczego.
Teraz idę już spać, bo zrobiło się bardzo późno.
Kiedy piszę droga Mario czas przestaje mieć dla mnie znaczenie.