wtorek, 9 czerwca 2015

CAFFE MEWA (3)

         Dziękuję panu – wstałam i podałam mu dłoń na pożegnanie. Iza rzuciła się do drzwi ale pan Janek był szybszy, otworzył je przed nią i rozpoczął ceremonię pożegnania. Trzymał ją za rękę i zapewniał, że w razie wszelkich pytań może dzwonić na jego prywatny numer. Ja w tym czasie ustaliłam z panią Michaliną (długonogą sekretarką pana Jana) godzinę jutrzejszych oględzin Mewy. Zadowolone opuściłyśmy gabinet Sumińskiego i wyszłyśmy na ulicę. 

Super, Mewa będzie nasza, będzie nasza – powtarzała zachwycona Iza. Hej, co jest? Nie cieszysz się?  Matko, jakoś to wszystko za szybko się toczy. Przyjechałyśmy zaledwie wczoraj, a już zaczynamy układać sobie życie w miasteczku, którego jeszcze nie zdążyłam zwiedzić. Zwiedzać będziemy później, teraz muszę się chyba napić. No, chyba lemoniady – spojrzałam na Izę z wyrzutem. Przecież, że lemoniady, zaschło mi już w gardle. 

Kiedy wróciłyśmy do pensjonatu natychmiast wykręciłam się bólem głowy i udałam się do mojego pokoju. Iza posłusznie poszła za mną ale widziałam, że jest tak podekscytowana, że na pewno jeszcze dzisiaj wrócimy do tego tematu. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi mojego pokoju, oparłam się o nie i powtarzałam cichutko do siebie – Mam dom, mój własny dom. Potem powtórzyłam na głos: Mam Dom!
Usiadłam przy małym stoliczku i wyciągnęłam moje anielskie karty. Popatrzyłam na nie z radością i takim dziwnym przeczuciem, że wszystko co się teraz dzieje jest za sprawą Anioła Stróża i jego pomocników, których obecność nieustannie czuję.

Najpierw wyciągnęłam kartę z Aniołem Pokoju, który pojawia się po to by prostować drogi i nieść ukojenie. A więc wszystko co się tutaj dzieje jest pod kontrolą moich skrzydlatych sprzymierzeńców.
Następnie wyciągnęłam kartę Opiekuna Związków Małżeńskich i poczułam, że właśnie jest tuż przy mnie. Tak, pamiętam. Jestem jeszcze żoną, a separacja to jeszcze nie rozwód. Co mi chodzi po głowie? Mam nadzieję, że wszystko się nam jeszcze ułoży. Chyba oszalałam, mój mąż wysyła mnie na urlop od naszego małżeństwa, a ja dalej chcę z nim układać swoją przyszłość?
Wyciągnęłam trzecią kartę i uzyskałam odpowiedź na moje wątpliwości: Twoje pragnienia spełnią się w najbliższej przyszłości. Miej wiarę i bądź cierpliwa. Nie próbuj wymuszać ich urzeczywistnienia.
Jak mam coś wymuszać, jeżeli nie wiem czego pragnę? Nie mam nawet planu co będę tu robić. O, przepraszam - właśnie postanowiłam wynająć dom i prowadzić kawiarnię. 

Rozmowa z aniołami wprowadziła mnie w dobry nastrój. Z zadumy wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Słucham? To ja, Iza. Matko co się stało, dlaczego dzwonisz? Zaraz do ciebie wpadnę to porozmawiamy. Nie, nie Alicja, spokojnie. Chcę ci tylko powiedzieć, że mam mały kryzys. Pewnie za dużo emocji jak na jeden dzień. Wiesz, nie pójdę już na kolację. Po prostu chce się już położyć. Alicja jesteś tam? Tak jestem. Dobrze, ale proszę cię zaraz mnie obudź, gdyby w nocy działo się coś złego. No dobrze, nie panikuj - zaśmiała się do słuchawki. Wcale nie panikuję – zaczęłam się tłumaczyć. Dobrze już. To takie miłe, że ktoś się o mnie martwi. Dobranoc, Alicja i dziękuję ci. Dobranoc. 

Odłożyłam słuchawkę i nawet wahałam się czy do niej nie zajrzeć ale coś mnie powstrzymało. Spokojnie, ta dziewczyna umie dbać o siebie, nie mogę jej przecież osaczać. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu - przypomniałam sobie słowa mojej Bożenki i postanowiłam zająć się swoimi sprawami. Odpaliłam mojego laptopa i przejrzałam pocztę. Większość to same reklamy. Ileż tego, zaśmiecona cała poczta. Zrobiłam porządek i określiłam spam, żeby znów nie powtarzać tych denerwujących czynności. Napisałam też maila do Bożenki. Takie tam nasze zwyczajne, codzienne gadanie.
Ja: Jestem już w łóżku i trochę sobie poleniuchuję. Buziaczki.
Natychmiast otrzymałam odpowiedź. 
Bożenka: Ty mnie nie denerwuj, jeszcze jestem w pracy i długo stąd nie wyjdę.
Ja: Pracoholizm to wstrętna przypadłość ale pieniążki ją lubią.
Bożenka: Trudno ci zaprzeczyć, ty moja mądralo. Dobrej nocy.

Wylogowałam się z poczty i zamknęłam laptopa. Dobrze, że jest internet. Mogę pogadać na skypie z moją przyjaciółką i będzie mi raźniej, bo chyba zaczynam tęsknić za domem, i za moimi aniołkami, które tam zostawiłam, no i chyba muszę się do tego przyznać - tęsknię też za Adamem. Zastanawiam się czy to jest miłość czy tylko przywiązanie. Fakt jest faktem po prostu brakuje mi jego obecności. Chyba nie będę ryczeć? 
A jednak będę.

Rano obudziłam się w ubraniu, cała „połamana” jakbym piła całą noc. Udałam się do łazienki w nadziei, że prysznic postawi mnie na nogi. Spojrzałam do lustra. OK trochę lepiej, niewiele lepiej ale zawsze. Zapukałam do drzwi pokoju w którym mieszkała Iza. Prawie natychmiast otworzyła. Jesteś jakaś przygnębiona stwierdziłam bez ogródek. Bo trochę źle się czuję. Mała całą noc wierciła się niemiłosiernie i dlatego dzisiaj czuję się taka skopana. Wszystko mnie boli. Przerwałam jej w pół zdania – To musimy pójść do lekarza, zrobić jakieś badania czy coś tam, no musi zobaczyć cię lekarz. Powiedziałam to tak jak mówią przyszli ojcowie np. mieliśmy dzisiaj mdłości albo będziemy dzisiaj rodzić.
Wiem, ale ja tu nikogo nie znam. To żadna przeszkoda, żyjemy przecież w cywilizowanym świecie. Masz jakieś wcześniejsze wyniki badań, czy książeczkę albo jakiś inny dokument przebiegu twojej ciąży? Oczywiście że mam, może sprawiam wrażenie trochę zagubionej ale mamą jestem świadomą.

No, to zaraz coś zaradzimy – powiedziałam pewnym siebie głosem. Zawsze tak mam, jak trzeba komuś pomóc, natychmiast przechodzę do działania. Posadziłam Izę wygodnie w holu pensjonatu,  pod bacznym okiem recepcjonistki, a sama udałam się do biura Basi. Kobieta bez zbędnych pytań chwyciła za telefon i wykręciła numer telefonu zaprzyjaźnionej pani doktor. Wizytę macie zamówioną, Mariola jest akurat w swoim gabinecie, Tu masz adres i nazwisko mojej lekarki. Przepraszam,  ja tak po imieniu, ale te okoliczności...
Nic nie szkodzi,  mam na imię Alicja i proszę niech tak zostanie. Miło mi, Basia.
Będę na was czekać – powiedziała mi na odchodne. Pomachałam tylko ręką i pobiegłam do Izy. Wpakowałam przerażoną dziewczynę na przednie siedzenie mojego samochodu. Po pięciu minutach jazdy, byłyśmy przed okazałym budynkiem z wygodnym parkingiem. Duża tablica informacyjna wyjaśniała wszystko: Prywatne Gabinety Lekarskie. Spójrz - wskazałam na szyld - Mariola Barteczko Ginekolog-Położnik. 

W przestronnym holu czekała już na nas recepcjonistka, która posadziła Izę na wózku do transportu chorych, a do mnie powiedziała – Mama zostaje tutaj i wskazała mi miejsce w poczekalni. Tak szybko się oddaliła, że nie zdążyłam nawet sprostować. Po dłuższej chwili drzwi się otwarły i zostałam zaproszona do środka. Doktor Mariola była w wieku zbliżonym do mojego ale szczupła sylwetka i dziewczęca uroda ujmowały jej lat.
Rozwiązanie nastąpi za jakieś dwa miesiące, około 15 października. Dziecko jest już dość nisko ułożone, więc musi pani dopilnować, żeby przyszła mama dużo odpoczywała. Oczywiście, wszystkiego przypilnuję – ochoczo przytaknęłam. Iza siedziała milcząco przy mnie. Była lekko przestraszona i taka skulona, podobnie jak wtedy, kiedy spotkałam ją po raz pierwszy w przydrożnym barze. Pani doktor wypisała receptę i ustaliła termin przyszłej wizyty. Załatwiłam wszystko w recepcji i wyruszyłyśmy w drogę powrotną. 

Dziękuję ci bardzo – cicho powiedziała. Nie ma za co, nie mam nic innego do roboty więc chętnie ci pomogę. Powiedziałam to tak, żeby Iza nie czuła ciągłego zakłopotania. Z prawdziwą troską pogłaskałam ją po ręce. Uśmiechnęła się do mnie tym swoim pięknym, trochę smutnym uśmiechem. No, teraz już chyba mnie poniosło, bo uśmiech z definicji nie jest smutny, ale ten jej taki jest. Do pensjonatu wróciłyśmy głodne i zmęczone. Basia przechwyciła nas już w drzwiach, nakarmiła, wysłuchała i wysłała na zaordynowany odpoczynek.

Na komodzie zauważyłam mój telefon, a na wyświetlaczu odczytałam 6 wiadomości. Wszystkie od pana Sumińskiego z Biura Nieruchomości w sprawie umówionego spotkania w Caffe Mewa. O kurcze, zupełnie o tym zapomniałam. Ale swoją drogą facet się chyba przejął swoją rolą, bo w tych esemesach zawarta była jakaś troska np. Proszę o kontakt w sprawie wynajmu. Czy wszystko u Pani w porządku? Albo: Mam nadzieje, że u pań wszystko w porządku, bo pani Iza wyglądała trochę mizernie – przepraszam za poufałość, ale się martwię. Na koniec: Proszę o odpowiedź, będę czekał do skutku, bez względu na porę. 
Ale namolny – ciekawe czy pisał też do Izy, bo jeśli tak to będzie wkurzona. Jeżeli on myśli, że będę go informować o każdym naszym kroku, to się grubo myli - powiedziałam na głos i zignorowałam te nachalne esemesy. 

Obiad zjadłyśmy w pokoju Izy, a właściwie na tarasie. Obie z Basią zajęłyśmy się naszą podopieczną troskliwie, ale tak, żeby nie czuła się ta naszą dobrocią przytłoczona. Wygrzewałyśmy się leniwie w słoneczku, a kiedy nadchodziły chmury, przykrywałam Izę kocykiem. Oj, jak cudownie tak dać się porozpieszczać, zamruczała jak zadowolona kotka. Cieszyłam się w duchu, że jest otwarta na pomoc i nie muszę udawać, że jej los i los tej małej kruszynki jest mi obojętny. Kiedy wieczorem już w swoim pokoju szykowałam się do snu, postanowiłam, że odpiszę panu Jankowi i podziękuję za troskę. Napisałam: U nas wszystko dobrze, Iza była u lekarza na wizycie kontrolnej, już jest OK. Musi tylko dużo wypoczywać. Pozdrawiam i przepraszam, że nie przełożyłam naszego spotkania. Alicja Życińska.
Telefon od razu zamigotał – Bardzo dziękuję za wiadomość. Miłych snów.
Na pewno nie dzwonił do Izy, czekał tyle czasu na wiadomość. Zanuciłam sobie:”Czy to jest miłość, czy to jest kochanie?” Zasnęłam w poczuciu szczęścia, że oto ktoś troszczy się o kogoś, a ja jestem tego świadkiem.

Wcześnie rano obudził mnie deszcz. W piżamie i ciepłych skarpetkach usiadłam przy małym stoliczku, zapaliłam świeczkę i wzięłam do ręki talię Przesłanie od Twojego Anioła Stróża. Trzy karty położone obok siebie ukazały mi sprawy, nad którymi powinnam się dzisiaj zastanowić, a więc: Anioł Obfitości zapewnił mnie, że otrzymam pieniądze, których potrzebuję. Sposób w jaki się to stanie jest w rękach Opatrzności. Miej wiarę. Joga, ćwiczenia fizyczne lub inny sposób ruchu są niezbędne dla twojego dobrego samopoczucia, spokoju umysłu i duchowego rozwoju. Pewien etap twojego życia dobiega końca. Poproś swojego Anioła Stróża o pocieszenie. Czeka cię szczęście. 

Jeżeli chodzi o moje ciało to jakaś aktywność fizyczna by mi się przydała, a i kilka kilogramów przy okazji też by było dobrze zgubić. Na początek zaczęłam powtarzać afirmację, którą bardzo lubię: Kocham swoje ciało i dobrze się nim opiekuję. Wyciągnęłam z biurka samoprzylepną małą karteczkę w różowym kolorze i napisałam na niej taką afirmację: Kocham i jestem kochana, a miłość jest dla mnie bezpieczna. Jestem w szczęśliwym i spełnionym związku, z mężczyzną, który mnie bardzo kocha.

Poszłam do łazienki i zrobiłam coś na co miałam ochotę już od dawna. Przykleiłam ją w prawym górnym rogu lustra, żebym mogła ją czytać ilekroć będę się w nim przeglądać. Próbowałam to kiedyś zrobić w moim domu, ale Adam wyśmiał mnie nazywając to tanim chwytem. Chciałam mu wytłumaczyć dlaczego to robię ale uśmiechnął się dziwnie i poprosił, żebym to zdjęła i nie ośmieszała się więcej. Więc zdjęłam i już nigdy żadnej karteczki nie przywiesiłam ani na lustrze, ani na lodówce, ani w żadnym innym miejscu. Teraz mogę robić co chcę i napewno z tego skorzystam. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Dość tego rozmyślania, zdyscyplinowałam się natychmiast. 

Zapukałam do Izy, która uchylając drzwi, poinformowała mnie, że rezygnuje ze śniadania. Dałam za wygraną, ale poprosiłam Basię o podanie jej lekkiego śniadania do pokoju. Zadzwoniłam do pana Sumińskiego i umówiłam nas na 16-tą  w Caffe Mewa. Od razu zapytał czy przyjadę z Izą bo  jak stwierdził - lepiej by było gdyby panie obie zobaczyły i zadecydowały. Ja będę na pewno, a co do Izy trudno mi powiedzieć, sam pan rozumie jej stan. Tak, tak oczywiście, to do zobaczenia o 16. No i się rozłączył. Po co on ma sekretarkę? – pomyślałam.

Kiedy o 13-tej  ponownie zapukałam do Izy, otworzyła natychmiast, cała zapłakana. O mało nie dostałam zawału. Co się stało, źle się czujesz? Nie, skądże, z dzieckiem wszystko w porządku. To dlaczego płaczesz do cholery ?– zapytałam poirytowana.
A z czego mam się cieszyć? Odpowiedziała mi pytaniem na pytanie. Rozwiązanie tuż, tuż a ja nie mam pracy ani domu. Co ze mnie za matka? Bezdomna, bezradna i beznadziejnie nieszczęśliwa. Co ty mówisz, opamiętaj się dziewczyno! Najpierw namawiasz mnie na kawiarnię a teraz chcesz się mazać? Jak ja sobie z tym wszystkim dam radę? Natychmiast otarła łzy. Czekaj, zaraz się ogarnę i zadzwonimy do tego, nooo, jak mu tam? Janka Sumińskiego – podpowiedziałam. Tak do tego Sumińskiego. Już to zrobiłam, jesteśmy umówione. Chwileczkę, ja muszę sobie jeszcze popłakać. Ja ci dam popłakać – klepnęłam ją lekko w pośladek. Ej, babciu nie bij mnie po pupie bo będę miała dzieci głupie. Śmiałyśmy się razem z tej rymowanki. Zaraz jak powiedziałaś do mnie - Babciu? No przecież Emilka musi mieć babcię, prawda?. Prawda – potwierdziłam. Emilka, ładne imię – rozmarzyłam się przez chwilę, Prawda – Iza uśmiechnęła się czule. No i mamy po kłopocie, te hormony nie przestaną mnie zadziwiać. Kolejny raz przeszłyśmy od płaczu do euforii a ja wciągam się w te nastroje jak każdy kochający mąż lub matka. Mówię o nastrojach Izy tak jakby dotyczyły również mnie. Istna jazda na kolejce górskiej; góra, dół i znowu góra. Pocieszające jest to, że to potrwa tylko dwa miesiące, damy radę. 

Siedzę sobie na tarasie, bo już nie pada i wdycham świeże powietrze. Iza poszła do łazienki trochę się odświeżyć, bo na płacz nie ma już czasu ani ochoty. Jestem gotowa – wyrwała mnie z zamyślenia. Otworzyłam oczy i zobaczyłam śliczną dziewczynę w delikatnym makijażu i ślicznej kolorowej tunice. Wyglądała zachwycająco, a po niedawnym złym nastroju nie zostało nawet wspomnienie. Do Mewy poszłyśmy spacerkiem, powoli omijając kałuże, podziwiałyśmy ogrody przed okazałymi willami. Prawda, że tu pięknie? - zagadnęła mnie Iza. Tak, rzeczywiście. Piękne domy stoją przy tej ulicy, ale mam wrażenie jakby nikt tu nie mieszkał. Większość tych domów to letnie rezydencje zamożnych ludzi. Pani Bronia, poprzednia właścicielka Mewy przyjaźniła się z wieloma z nich. Często chodzili do kawiarni na pyszne desery, a często nawet na śniadania. Fajne to były czasy. 

Dalej szłyśmy w milczeniu. Ona zatopiona we własnych wspomnieniach i ja obok niej, jakbym szła na spacer z osobą, która znam od lat. Dziwne jest to uczucie tworzenia nowej rzeczywistości. Jeszcze tydzień temu mieszkałam w dużym, smutnym domu z mężem, który był w nim gościem. Teraz czuję się jakbym wyjechała na wakacje życia. Jeszcze nie umiem,  a może nie chcę wyobrazić sobie, że właśnie idę oglądać nowe mieszkanie, nowe miejsce pracy z nową przyjaciółką. Jedno mnie zastanawia, czy nie za wiele tych nowych rzeczy?. Ale jakie mam teraz wyjście, muszę przecież gdzieś zakotwiczyć i zacząć żyć normalnie, bo każde nawet najpiękniejsze wczasy muszą się kiedyś skończyć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz