wtorek, 16 czerwca 2015

ANIELSKA TERAPIA (4)

         Co mnie podkusiło, żeby wybrać się w podróż w nieznane i to jeszcze nocą?  
Zofia na głos robiła sobie wyrzuty. GPS zamontowany w samochodzie zawodził i już drugi raz musiała zawrócić. Dobrze, że mam mapę i zaznaczoną najprostszą trasę. 

Zatrzymam się na najbliższej stacji benzynowej lub zajeździe i zdecyduję co robić dalej. Zofia poczuła się znacznie lepiej kiedy ułożyła w głowie plan działania i postanowiła się go trzymać. Zawsze tak robiła kiedy czuła się zagubiona lub bezradna. Od kiedy rozstała się z mężem, a jej dzieci były jeszcze małe, bardzo często wpadała  panikę. Miała problem, mały czy duży i już paraliżował ją strach, jak sobie poradzi, czy da radę i czy nie zawiedzie siebie i maluchów. Ojciec jej dzieci co prawda wywiązywał się z nałożonych na niego alimentów, ale rzadko się z nimi spotykał i Zofia wiedziała, że musi liczyć tylko na siebie.

 Zawsze miałam jednak szczęście do ludzi - powiedziała na głos do własnych myśli i przypomniała sobie Julię, sąsiadkę jej rodziców, która zajmowała się nią, kiedy Zosia była mała, a potem pomagała jej gdy już wyszła za mąż i urodziła dzieci. Julia zawsze była jej ostatnią deską ratunku. Kiedy dzieci się rozchorowały i nie miała z kim ich zostawić (jej rodzice już wtedy nie żyli), a w nowej pracy nie tolerowano zwolnień, Julia zajmowała się maluchami jak rodzona babcia. Często, kiedy pod koniec miesiąca pieniądze się kończyły, Zosia znajdowała w lodówce zapasy pierogów, gołąbków lub pysznej zupy, co pozwalało jej dotrwać do wypłaty. Na wspomnienie Juli zakręciła się jej łza w oku. Dość tych wspomnień, bo jak zacznie wspominać dzieciństwo to już na pewno się rozklei. 

No i jeszcze ten śnieg. Zaczął sypać już na autostradzie do Wrocławia, ale kiedy zjechała z niej,  jej oczom ukazał się biały świat wąskich i krętych dróg. Muszę zatrzymać się gdzieś na nocleg, nie mam wyboru – powiedziała na głos i zaczęła się rozglądać za miejscem do odpoczynku. Jechała dość wolno, śnieg sypał coraz mocniej, a wiatr wiał z taką siłą, że poczuła lekki niepokój. Zadowolona, że zatankowała do pełna, obiecała sobie, że zatrzyma się w najbliższym zajeździe. Po kilkunastu kilometrach jazdy w zadymce skręciła na oznaczony parking z niewielkim zajazdem z bali. Z małych okien sączyło się ciepłe światło zachęcające do wejścia. Zofia poczuła się jak bohaterka bajki, która znalazła swoje przytulisko. Żeby to tylko nie była chatka złej czarownicy z bajki o Jasiu i Małgosi - mruknęła żartobliwie i weszła do ciepłej i przytulnej karczmy.

Czy można wynająć u państwa pokój? Pogoda pokrzyżowała mi plany i muszę się gdzieś zatrzymać – zapytała kelnera, który chciał przyjąć od niej zamówienie. Tak, można wynająć pokoje ale mamy tu dużą grupę integracyjną i naprawdę nie wiem czy są jeszcze wolne miejsca. Proszę dopytać w recepcji – i tu wskazał jej przejście z restauracji do części hotelowej. Na szczęście pokoje były wolne i spokojna o swój los Zosia mogła zamówić posiłek. Kiedy dostała kubek z upragnioną herbatą znowu oddała się rozmyślaniom. Dobrze, że moje konto jest teraz zasobne, bo jeszcze parę lat temu nie mogłabym sobie pozwolić na taki luksus, musiałabym jechać aż do celu. Dobrze, że mam to już za sobą. Nie ma to jak stabilizacja i niezależność finansowa. Sama zapracowałam sobie na ten luksus i doceniam to - uśmiechnęła się ciepło do swoich myśli.

Jutro Sylwester, a pani taka samotna – zaczepił ją mężczyzna ze stolika obok, solidnie już podchmielony. Zbagatelizowała te zaczepki, tym bardziej, że dopingowali go jego pijani koledzy. Księżniczko, do pani mówię – nie dawał za wygraną. Proszę zostawić mnie w spokoju i zająć się sobą – Zofia zareagowała nerwowo, bo była naprawdę zmęczona trudną jazdą. Na dodatek pijani faceci działali na nią jak płachta na byka. Obrazki z przeszłości, a w nich pijane, chamskie zachowanie jej byłego - na szczęście - już męża, od razu stanęły jej przed oczami. Przypomniała sobie jak nocami czekała na niego w obawie, że zbyt pijany zacznie się awanturować i obudzi dzieci. Te opanowane do perfekcji sztuczki w obłaskawianiu go, schodzeniu mu z drogi lub w najgorszym wypadku ucieczki przed jego gniewem do swoich przyjaciół z sąsiedniej klatki. Brrr..! Boże dziękuję ci, że mam to już za sobą – pomyślała po raz kolejny i już miała zacząć jeść, kiedy jeden z podchmielonych typków na chwiejących się nogach podpłynął do jej stolika.

Teee, cizia, co myślisz, że jesteś dla nas za dobra? - wydyszał, szarpiąc ją za rękaw. Zofia poderwała się gwałtownie. Nie miała żadnego konkretnego planu w najgorszym razie ucieczkę. Na szczęście jakiś dobrze zbudowany mężczyzna w średnim wieku potrząsnął pijanym i surowym głosem przywołał go do porządku. Siadaj Paweł, do cholery i uspokój się, bo jak nie to pogadamy inaczej! Dobra szefie już się robi, o co to całe halo? Człowiek chce porozmawiać, a ta... - Powiedziałem spokój, bo jak nie to won do pokoju i nie pokazuj mi się na oczy, bo nie ręczę za siebie! Ta groźba skutecznie usadziła zawianego i odpuścił dalsze napastowanie przerażonej Zofii. Bardzo panią przepraszam, Paweł to w gruncie rzeczy fajny facet, ale alkohol, sama pani wie. Tak,  Zofia wiedziała, że tamten mówi prawdę, bo przecież jej były jak nie był pijany to był cudownym, troskliwym i kochającym mężczyzną. Niestety po pijaku wychodziła z niego bestia. Przyjęła przeprosiny, szybko zjadła posiłek i udała się w stronę przejścia do recepcji. 

Czekała właśnie na klucz, kiedy podszedł do niej jej wybawca. Przepraszam, że się nie przedstawiłem. Nazywam się Witold Dobrowolski. Wyciągnięta dłoń zastygła w powietrzu bo Zosia ze złością dokończyła za niego: Tak i ma pan żonę, która pana nie rozumie i chciałby się pan przytulić do kogoś w tej samotności! Skąd pani to wie – odpowiedział rozbawiony. Z autopsji – odpowiedziała Zofia, wbiegając na schody. Zaraz, jak ma pani na imię? krzyknął za nią. Nie odpowiedziała, tylko dokładnie zamknęła za sobą drzwi swojego ciepłego i przytulnego pokoju. 

Wcześnie rano zerwała się z pościeli i zbiegła na śniadanie w nadziei, że wczorajsze towarzystwo jeszcze śpi. Miała rację. W restauracji raczyli się śniadaniem inni podróżni, którzy tak jak ona zatrzymali się wczoraj w tym zajeździe by schronić się przed złą pogodą. Ciche rozmowy dotyczyły optymistycznych prognoz oraz informacji, że wszystkie drogi są już przejezdne. Zofia zapłaciła za pobyt i żegnając się z recepcjonistką zapytała jak daleko ma jeszcze do Gierczyna i czy faktycznie warunki drogowe są tak dobre jak słyszała. Dowiedziała się, że do celu ma jeszcze około godziny jazdy. Drogi są przejezdne i dalsza podróż nie powinna sprawiać już problemu. Kiedy wyszła przed budynek zajazdu, doznała olśnienia. Takiego pięknego widoku się nie spodziewała, bo w nocy wszystko wyglądało strasznie. Stanęła jak wryta i chłonęła wzrokiem piękno białego śniegu, który zalegał w dolinach i bajkowo otulał drzewa. Czapy śniegu ozdabiały dachy małych, malowniczych domków, a z ich kominów płynęła w błękitne niebo cienka stróżka dymu. Boże,  jak w bajce – Zofia powiedziała do siebie. Jak tu pięknie – westchnęła z zachwytem.

Śnieg błyszczał i mienił się wieloma kolorami bieli, aż do ultrafioletu. Uwieczniła ten piękny widok serią zdjęć na swoim telefonie. Zrobię mnóstwo zdjęć z całego pobytu i może kiedyś opiszę wszystko co tu zobaczę. Tak, to był dobry pomysł. 

Odjechała szczęśliwa, bo znowu miała plan i zamierzała się go trzymać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz