piątek, 25 listopada 2016

WŁOSKIE WAKACJE


Moja droga Mario przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale jakaś niemoc mnie ogarnęła. Nie, nie twórcza tylko fizyczna, a konkretnie ból prawej ręki. Co innego napisać list na klawiaturze komputera, a co innego odręcznie. Przesiliłam rękę robiąc porządki po powrocie z wakacji, jakiś przykurcz mięśni dostałam, ale już jest lepiej więc od razu piszę do ciebie. No cóż jesień nastała moja ulubiona pora roku. Trochę nostalgiczna, ale z jakiś powodów dla mnie cudowna. Pogoda dopisuje i mamy piękny wrzesień. Mój ogród mocy powoli szykuje się do snu zimowego. Czasami zajrzy wiewiórka, czasami jeżyk przyczłapie, liście opadają i z tym jest więcej roboty. 

Wakacje już za nami a włoskie morze to tylko wspomnienie.

Tylko opalenizna jeszcze została i moje wspomnienia. W tym roku zdałam sobie sprawę, że nasza Polska jest taka piękna i że mało co mnie może zadziwić. 

Miasta włoskie no cóż nic szczególnego chyba że Wenecja, Werona czy Rzym. Nad morzem tłumy, w kawiarniach tłumy tylko za miastem trochę spokoju. Zakupy prawie jak w kraju i nawet jest Lidl i Inter Spar żeby swojsko było. Płacisz w Euro ale przelicznik wskazuje, że te same pieniądze i tam i tu życie nas kosztuje.

Mieszkaliśmy w domu naszych przyjaciół i to już piękne wspomnienie. Typowy dom włoski urządzony w śródziemnomorskim stylu. Kafle na podłodze żeby było chłodniej w kolorze cegły z niebieskim dekorem. Meble białe, niebieskie dodatki, muszelki, kamyczki i rozgwiazdy. Kuchnia biała aż strach tam coś robić, ale przywykłam bo oswoiłam to miejsce. Stawiając wszędzie zioła, przyprawy i kwiaty. Kuchnia to moje królestwo i panowałam tam niepodzielnie, bo moja przyjaciółka nie lubi gotować, a ja wręcz przeciwnie i tu się zgrałyśmy. Stwierdzam że z moją pasją gotowania pasuję do każdego ludzkiego zestawu. Teraz dotarłam do najważniejszej sprawy jak przeżyć piękne wakacje mieszkając 24 godziny pod jednym dachem z tak różnymi silnymi osobowościami.

Ja mam swój sposób i jak dla mnie niezawodny: Humor, dowcip, duża doza tolerancji i własne zaciszne królestwo w razie gorszego dnia. Pisanie przynosiło mi wiele radości bo miałam gdzie odpływać w razie „burzowej” pogody ducha naszych gospodarzy. Którzy nieustanie prowadzą ze sobą 50 letnią wojnę podjazdową…..są już tyle lat razem i ciągle ze sobą "walczą". Każde z osobna cudne, mądre i silne tylko razem tworzą jakąś dziwną mieszankę wybuchową. Czasami bywało „gorąco” jak to na włoskich wakacjach, ale cóż życie. Podsumowanie jest takie: Pogoda była piękna, piękny basen do dyspozycji, dom cudny, jedzenie smaczne (tutaj się chwalę), a towarzystwo wyjątkowe, więc i wakacje były udane takie typowe włoskie głośne i urozmaicone.

No cóż wróciłam już do mojej rutyny dnia codziennego i z tymi mi dobrze i z tym mi po drodze.
Mój dom, moje dzieci i mąż i cała reszta i z tym czuję się bezpiecznie i na swoim miejscu. Robię generalne sprzątanie tak jak co roku na jesień, bo to dla mnie pora zmian, odnowy i nowych porządków.

Wyrzucam co stare, robię miejsce dla nowego i lepszego.
Polecam tę metodę każdemu. „Wymiatania złego z każdego kąta domu swego”.

Kurz, stare gazety, zepsute przedmioty blokują energię i spokój domowników. Ruszyłam więc ostro do roboty, ale nie przewidziałam że będą drobne zdrowotne kłopoty. No cóż nie mam już 20 lat, ani 30, ani 40 , ani nawet 50 lat, tylko trochę więcej jak wskazuje metryka, serce się rwie do roboty, ale ciało niekoniecznie. Odpoczęłam, zrobiłam przerwę i od poniedziałku ruszam do pracy by ukończyć dzieło.

Jeżeli chodzi o moją „twórczość” to robi się nerwowo, bo kończę kolejną książkę i temu zwykle towarzyszą emocje.

Ciągle nowe pomysły i nowe wątki przychodzą mi do głowy ale wiem, że zmierzam już do portu i trzeba będzie rozstać się z bohaterami Anielskiej Terapii. Niby ulga, ale i żal jakiś. No chyba zrobiłam się nostalgiczna jak zwykle na jesieni.

Mam już szkice nowych książek i wiele nowych pomysłów, ale jestem osobą systematyczną więc najpierw zakończę zaczęte już „dzieło” by móc ruszyć z nową przygodą. „W Lawendowym Domu”(to roboczy tytuł),opowiadania które właśnie zaczynam. Cudna opowieść jak z bajki z zielarką, czarodziejką w roli głównej. Moją muzą stała się zielarka, która zobaczyłam na zdjęciu na Fb stronie Gadziokarnia…... Agis Wojciechowska kobieta w zielonym turbanie…..to właśnie zdjęcie zainspirowało mnie do pisania. Poznam ją niebawem i mam nadzieję na owocną współpracę, bo w tej książce obok baśniowej fabuły będzie wiele sprawdzonych zielarski porad. No i taka ze mnie pisarka, która pisze książki w przerwach od sprzątania, gotowania i niańczeniem wnucząt.

Mam jeszcze przyjaciół których kocham, wspieram i pomimo tak licznych zajęć znajduję dla nich czas. Bo przyjaźnie trzeba pielęgnować droga Mario. Tak moja droga o przyjaźń trzeba dbać, bo to co dasz z siebie, wróci do ciebie z podwojoną siłą.


Ps. Pisanie listów do Ciebie jest dla mnie przyjemnością.


Pozdrawiam Cię kochana i czekam na wieści od ciebie. Ciekawa jestem czy lubisz jesień i czy robisz już Mapę Marzeń i w ogóle jak żyjesz, co lubisz a co sprawia ci kłopot, co cię denerwuje a co bawi …..

Pozdrawiam, całuję


Halina ……. Anielska Poczta.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz