10.04.2016
Złe samopoczucie,
czyli odchudzanie przebiega pomyślnie
Kolejny dzień
oczyszczania mija. Złe samopoczucie mnie nie opuszcza. No cóż nikt
nie mówił, że będzie łatwo.
Pocę się coraz bardziej, głowa
boli mnie prawie co dzień.
Ileż tych toksyn
jest w człowieku? - zastanawiam się pijąc kolejną szklankę wody.
Zadziwia mnie
łatwość z jaka po prostu pochłaniam wodę. Zwykle wmuszałam w
siebie kolejną szklankę, a teraz nie ruszam się nigdzie bez
butelki wody. Mam taką sprytną butelkę mieszcząca się w torebce,
butelkę napełniam dobrą wodą, by natychmiast zaspokoić
pragnienie niezależnie od tego gdzie jestem.
A waga spada by znowu
się podnieść.
Dziwne uczucie kiedy staję na wadze z łomotaniem
serca, zerkam …...jest dobrze 86 kg rano, na czczo i oczywiście
bez ubrania, bo każdy gram się liczy kiedy chcesz poczuć radość
z odchudzania. Kolejny dzień jem warzywa, kaszę i czuję, że
jutro będzie lepiej, a kiedy staję nazajutrz na wadze doznaję
zawodu bo waga wskazuje 87 kg…..
Schodzę z wagi, by po minucie znowu się zważyć....87 kg i nie chce być inaczej.
No, ale zawsze to dwa
kilogramy mniej niż tydzień temu.
Jest dobrze - sama
się pocieszam.
Koło południa
czuję kołatanie serca, spocona siadam do stołu by odpocząć.
Zastanawiam się co takiego dzisiaj robiłam, bo czuję się okropnie
zmęczona. Głodu nie czuję, więc żołądek już przyzwyczaił się do mniejszych porcji ale, złe samopoczucie mnie przeraża, bo nigdy
przedtem nie czułam się taka zmęczona, smutna i nieatrakcyjna.
Nie mam ochoty na
spacer, unikam zakupów by nie ulec pokusie i nie włożyć do
koszyka moich ulubionych produktów. Jedyny z tego pożytek, że zakupy robię planowe z kartka w ręku i wybieram tylko to, co potrzebne jest w domu do ugotowania zdrowego posiłku. Moja rodzinka też na tym korzysta bo i dla nich stworzyłam nowe zdrowsze przepisy.
Zamiast śmietany - mleko, zamiast białego pieczywa - ciemne z dodatkiem ziaren, zamiast winogron - jabłuszko, zamiast schabowego - filet z indyka.....
Gotowanie dla
domowników kosztuje mnie nadal dużo wysiłku.
Wypracowałam co
prawda swój własny system, ale i tak czuję się nieszczęśliwa
kiedy nie mogę pozwolić sobie na odrobinę tego co lubię.
A jeżeli
chodzi o mój system jest szalenie prosty: najpierw sama zjadam swoją
porcję, a potem nasycona gotuję posiłek dla rodziny.
Unikam gotowania
potraw, które szczególnie lubię i po krzyku.
Schabowy już nie
robi na mnie wrażenia, ale w snach znowu widziałam grillowanego
kurczaka. Czułam zapach, widziałam jak gorąca mgiełka otaczała
kurczaka, jak na reklamie kulinarnego programu. Obudziła się w
środku nocy zalana potem. Kiedy opowiadałam o tym moim
przyjaciółkom sam nasunął się wniosek: "Gdybyśmy nie
wiedziały, że jesteś już dawno po, to stwierdziłyby, że mam
klimakterium."
Podobne objawy,
podobny scenariusz, ale ja już dawno mam to za sobą, bo w wieku 42
lat przeszłam operację usunięcia macicy.
No więc to nie jest klimakterium. Tylko co?
Kolejny raz zadałam
sobie to pytanie i doszłam do wniosku, że muszę udać się po
poradę do lekarza i zrobić odpowiednie badania. Jak pomyślałam
tak zrobiłam, mam wyznaczona wizytę i czekam niecierpliwie na
poniedziałek, w sam raz na rozpoczęcie nowego zadania.
Pełna optymizmu
ruszyłam do moich codziennych zajęć.
Zmęczona kolejnym wyzwaniem, usiadłam by odsapnąć i stwierdziłam, że najlepiej czuję się kiedy mam w dłoni filiżankę z moją ulubioną kawą, jedyną przyjemnością z której nie zrezygnowałam pomimo odchudzania.
Nie ma to jak dobry
plan – stwierdziłam usatysfakcjonowana, rozmyślając upijałam kolejny łyk ulubionej kawy......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz