niedziela, 30 października 2016

Z PAMIĘTNIKA ŁAKOMCZUCHA III

10.04.2016

Złe samopoczucie, czyli odchudzanie przebiega pomyślnie

Kolejny dzień oczyszczania mija. Złe samopoczucie mnie nie opuszcza. No cóż nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Pocę się coraz bardziej, głowa boli mnie prawie co dzień.

Ileż tych toksyn jest w człowieku? - zastanawiam się pijąc kolejną szklankę wody.

Zadziwia mnie łatwość z jaka po prostu pochłaniam wodę. Zwykle wmuszałam w siebie kolejną szklankę, a teraz nie ruszam się nigdzie bez butelki wody. Mam taką sprytną butelkę mieszcząca się w torebce, butelkę napełniam dobrą wodą, by natychmiast zaspokoić pragnienie niezależnie od tego gdzie jestem.

A waga spada by znowu się podnieść.
Dziwne uczucie kiedy staję na wadze z łomotaniem serca, zerkam …...jest dobrze 86 kg rano, na czczo i oczywiście bez ubrania, bo każdy gram się liczy kiedy chcesz poczuć radość z odchudzania. Kolejny dzień jem warzywa, kaszę i czuję, że jutro będzie lepiej, a kiedy staję nazajutrz na wadze doznaję zawodu bo waga wskazuje 87 kg…..
Schodzę z wagi, by po minucie znowu się zważyć....87 kg i nie chce być inaczej.

No, ale zawsze to dwa kilogramy mniej niż tydzień temu.

Jest dobrze - sama się pocieszam.

Koło południa czuję kołatanie serca, spocona siadam do stołu by odpocząć. Zastanawiam się co takiego dzisiaj robiłam, bo czuję się okropnie zmęczona. Głodu nie czuję, więc żołądek już przyzwyczaił się do mniejszych porcji ale, złe samopoczucie mnie przeraża, bo nigdy przedtem nie czułam się taka zmęczona, smutna i nieatrakcyjna.

Nie mam ochoty na spacer, unikam zakupów by nie ulec pokusie i nie włożyć do koszyka moich ulubionych produktów. Jedyny z tego pożytek, że zakupy robię planowe z kartka w ręku i wybieram tylko to, co potrzebne jest w domu do ugotowania zdrowego posiłku. Moja rodzinka też na tym korzysta bo i dla nich stworzyłam nowe zdrowsze przepisy.
Zamiast śmietany - mleko, zamiast białego pieczywa - ciemne z dodatkiem ziaren, zamiast winogron - jabłuszko, zamiast schabowego - filet z indyka.....

Gotowanie dla domowników kosztuje mnie nadal dużo wysiłku.
Wypracowałam co prawda swój własny system, ale i tak czuję się nieszczęśliwa kiedy nie mogę pozwolić sobie na odrobinę tego co lubię.
A jeżeli chodzi o mój system jest szalenie prosty: najpierw sama zjadam swoją porcję, a potem nasycona gotuję posiłek dla rodziny.
Unikam gotowania potraw, które szczególnie lubię i po krzyku.

Schabowy już nie robi na mnie wrażenia, ale w snach znowu widziałam grillowanego kurczaka. Czułam zapach, widziałam jak gorąca mgiełka otaczała kurczaka, jak na reklamie kulinarnego programu. Obudziła się w środku nocy zalana potem. Kiedy opowiadałam o tym moim przyjaciółkom sam nasunął się wniosek: "Gdybyśmy nie wiedziały, że jesteś już dawno po, to stwierdziłyby, że mam klimakterium."
Podobne objawy, podobny scenariusz, ale ja już dawno mam to za sobą, bo w wieku 42 lat przeszłam operację usunięcia macicy.

No więc to nie jest klimakterium. Tylko co?

Kolejny raz zadałam sobie to pytanie i doszłam do wniosku, że muszę udać się po poradę do lekarza i zrobić odpowiednie badania. Jak pomyślałam tak zrobiłam, mam wyznaczona wizytę i czekam niecierpliwie na poniedziałek, w sam raz na rozpoczęcie nowego zadania.
Pełna optymizmu ruszyłam do moich codziennych zajęć. 
Zmęczona kolejnym wyzwaniem, usiadłam by odsapnąć i stwierdziłam, że najlepiej czuję się kiedy mam w dłoni filiżankę z moją ulubioną kawą, jedyną przyjemnością z której nie zrezygnowałam pomimo odchudzania.

Nie ma to jak dobry plan – stwierdziłam usatysfakcjonowana, rozmyślając upijałam kolejny łyk ulubionej kawy......


























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz