środa, 19 października 2016

Z PAMIĘTNIKA ŁAKOMCZUCHA I


04.04 2016 r


A wiosna tuż, tuż….
Jest piątek 8 rano stanęłam na wadze zupełnie rozebrana, bo przecież każdy gram się liczy.

89 kg pokazała waga, a ja się przeraziłam, jeszcze raz się zważyłam w nadziei, że to waga się zepsuła. Kiedy drugi raz stanęłam na wadze zobaczyłam to samo, więc o pomyłce nie było mowy. Usiadłam na sedesie tak jak stałam i rozpłakałam się nad „rozlanym mlekiem” Potem jak to ja zebrałam się w sobie. Wzięłam prysznic i wypowiedziałam afirmację, która zawsze dodają mi siły w ważnej sprawie :

„Wodo zmyj ze mnie wszystkie złe emocje. Daj mi wiarę w siebie i dobre pomysły, bym mogła zrealizować swoje postanowienia”.

Kiedy wyszłam z łazienki wzięłam się za spisanie postanowień. Wybrałam nowiutki zeszyt z wizerunkiem zgrabnej modelki…. a co? będę miała się na kim wzorować i przystąpiłam do działania.

A jeżeli chodzi o zeszyty w mojej szufladzie to są zawsze do wyboru, do koloru. Kupuję je namiętnie w różnych krajach, miastach, sklepach i galeriach, księgarniach i hurtowniach.

Mam takie z lawendą, ze statkiem na spokojnym morzu, z zachodzącym słońcem z samotnym kwiatem na pustyni i bukietem czerwonych róż, z koniem w galopie i samochodem wyścigowym, z aktorami, postaciami z bajek i takie kolorowe gładkie bez ozdobników na cytaty i mądre słowa.

Napisałam na pierwszej stronie:

„Człowiek jest tym co je”
Wpisałam swoją wagę i wagę moich marzeń, oraz czas w jakim to ma nastąpić.

Spojrzałam na postanowienie i uznałam, że da się zrobić.

Ponieważ jestem wprawiona w różnych dietach postanowiłam najpierw oczyścić swój organizm. Kasza jaglana i gotowane warzywa zawsze dobrze mi robiły, a więc przystąpiłam do realizacji zadania.

Straciłam zapał kiedy sobie przypomniałam, że w sobotę idziemy w gości, a w niedzielę zaprosiłam dzieci na obiad.

No więc postanowiłam, że będę się odchudzać, ale od poniedziałku. Odłożyłam zeszyt w nadziei, że do poniedziałku ustalę jadłospis i szczegóły diety.

Zaznaczyłam mężowi przy śniadaniu, że od poniedziałku zaczynam się odchudzać. Spojrzał na mnie znad talerza z jajecznicą na boczku z lekkim niedowierzaniem, co mnie trochę rozsierdziło i od razu rąbnęłam mu wykład, że mnie nie wspiera i zabija wiarę w powodzenie mojego projektu. Nic nie powiedział tylko zamknął się w sobie, bo już miał próbkę tego, jaki będzie miała ta dieta wpływ na moje nerwy, a co idzie za tym na nasze małżeńskie relacje. Ja zła jak osa wzięłam się za sprzątanie, bo jak się wkurzę to dostaję takiego pałera, jak nie przymierzając po wypiciu Redbulla.

Okna umyłam, kąciki wymiotłam, kuchnię na błysk wysprzątałam i nic nie jadłam, tak chciałam pokazać mężowi, że tym razem wytrwam w swoim postanowieniu.

Kiedy jednak poczułam, że za chwilę zemdleję rzuciłam się na jedzenie. Ręce mi drżały, serce waliło jak oszalałe i miałam wrażenie jakby wszystkie siły mnie opuściły. Usiadłam przy stole w nadziei, że nikt bliski tego nie zauważy. Pomyliłam się jedna, bo kiedy syn wszedł do kuchni od razu zapytał:

Co jest mamuś, źle się czujesz?

Oczywiście zaprzeczyłam, ale wyraz jego twarzy mówił mi, że mi nie uwierzył. Pokiwał tylko głową i zapytał:

Znowu się odchudzasz?
Puściłam tę uwagę mimo uszu, bo nie miałam siły się kłócić. Czułam się źle, a krople potu lały się strużką po mojej szyi i po całym ciele. Wzięłam prysznic i postanowiłam położyć się spać mimo wczesnej pory.

Wiedziałam, że przed snem muszę jeszcze pogadać z moim Aniołem.

Zapaliłam małą świeczkę i postawiłam na nocnym stoliku. Upewniłam się, że mąż ogląda mecz i zamknęłam drzwi do sypialni. Usiadłam na brzegu łózka i przemówiłam łagodnym głosem do mojego Anioła Stróża:

Mój Aniele Stróżu pomóż mi w tej trudnej dla mnie sprawie. Proszę pomóż mi skutecznie zrzucić wagę, która jest mi nie potrzebnym ciężarem. Proszę o wskazówki, rady i wsparcie. Niech tak się stanie. Dziękuję.

Położyłam się spać próbując uspokoić kołatanie serca. Medytując wprowadziłam się w stan spokoju i marzeń sennych. Było lato, żar lał się z nieba a ja lekka niczym motyl biegałam po ukwieconej łące. Odczytałam ten sen jako zapowiedź dobrych zmian w moim życiu.

Odprężona, zadowolona wstałam rano pełna wigoru. Zjadłam obfite śniadanko, bo przecież odchudzać się będę od poniedziałku. Wypiłam kubek kawy i poczułam się bosko.

Jak co rano wylosowałam sobie kartę, z mojej ulubionej tali Przesłania Aniołów dr Doreen Virtue i zrozumiałam w lot co chcą powiedzieć mi anioły:

OCZYSZCZAJ I ODTRUWAJ 

„Z wielką miłością i szacunkiem prosimy cię , oczyść swe cenne ciało.
Na twoją prośbę pomożemy ci wstąpić na drogę afirmacji życia,
podpowiemy jak poradzić sobie ze stresem i złagodzimy wszelki żal po porzuceniu dawnych ścieżek.
Przekaż nam swoje troski, zmartwienia i obawy, a poczujesz cudowną łaskę przenikającą twe czyste ciało”.

Przeczytałam jednym tchem, chociaż tekst ten znałam prawie na pamięć.
No nie ma żartów – powiedziałam do siebie - dostałam ostrzeżenie.
Postanowiłam, że tę radę wprowadzę w życie od poniedziałku kiedy zacznę oczyszczać swoje ciało.

Wieczorem poszliśmy na przyjęcie, było na bogato a ja oczywiście spróbowałam wszystkiego, no bo przecież w poniedziałek zaczynam odchudzanie.

Zgaga mi dala popalić, zjadłam coś z apteczki i dopiero nad ranem wpadłam w krótki i męczący sen. Śniłam o moim odchudzaniu i straszne męki przeżywałam, bo ciągle byłam głodna. W tym śnie oglądałam przez szybę jak na kołowrotu kręcą się kurczaki z rożna. Takie piękne, brązowe i pachnące, a ja tylko je podziwiałam. Nie mogłam znaleźć drzwi by wejść do tego przybytku w którym te rarytasy kulinarne sprzedawano. Obudziłam się zlana potem o 7 rano.

Zjadłam lekkie śniadanko, wypiłam kubeczek mojej ulubionej kawy i już w dobrej formie przystąpiłam do przygotowania niedzielnego obiadu.

Rosołek na kurce z wolnego wybiegu wolniutko się gotował, do tego makaron swojskiej roboty, przecież własnym dzieciom nie będę żałować. Kaczuszka w piekarniku już właśnie dochodzi, kotlety usmażone, kluseczki zrobione do tego surówki, a jakże przecież musi być zdrowo. No a na deser sernik wiedeński. Wstawiłam go do piekarnika przed przyjazdem dzieci, żeby można było go zjeść na gorąco. Zadowolona z siebie i bez wyrzutów sumienia czekałam na dzieci by podjąć je rodzinnym obiadem.

Zachwytów i podziękowań nie było końca, bo moje dzieci nie jedzą tak tłusto na co dzień, a raczej u mamy tylko od święta.

Wieczorem kiedy już sprzątnęłam kuchnię usiadłam do pisania, ale byłam tak przejedzona i tak zmęczona, że zostawiłam sobie to na poniedziałek.

Bo przecież odchudzać się będę dopiero od poniedziałku.

Z przerażeniem stwierdziłam, że to już jutro rano.



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz