piątek, 21 października 2016

Z PAMIĘTNIKA ŁAKOMCZUCHA II


I Dzień odchudzania

07. 04. 2016 r

Umiarkowany optymizm czy brak wiary w siebie?

Wstałam o 7 rano nieco podekscytowana. W nastroju niepokoju weszłam w pierwszy dzień odchudzania. Oj, ile razy ja to już przerabiałam i za każdym razem to samo. No i dzisiaj tradycyjnie zadałam sobie takie pytania:

Czy dam radę i czy wytrwam w postanowieniu?
Jak będę znosiła głód, który zawsze podczas procesu odchudzania mi towarzyszy?
Jak zniosę pokusy, które będą czyhały na mnie na każdym kroku, no bo że będą było oczywiste?

Od razu sprawdziłam w kalendarzu wydarzeń towarzyskich z czym będę musiała się zmierzyć no i okazało się że będzie ciężko. Zaczynał się bowiem w rodzinie czas urodzinowych przyjęć, co się łączyło z biesiadowaniem przy suto zastawionym stole.

Trochę zniechęcona, ale jeszcze z zapasem siły przystąpiłam do gotowania krupniku z kaszy jaglanej z warzywami. Zjadłam miseczkę smacznej zupy i w dobrym nastroju ruszyłam do swoich zajęć. Kiedy po 2 godzinach poczułam znajomy niepokój związany z potrzebą jedzenia podgrzałam krupnik i znowu ciepła strawa poprawiła mi humor na jakieś 3 godziny. Świadomość, że mogę zupę jeść do woli skutecznie mnie uspokoiła. Do momentu jak zaczęłam gotować obiad dla reszty rodziny. Nie wiem jakim sposobem wszystko piękniej niż zwykle pachniało i wyglądało na talerzu, a ja jak pies rasy bokser śliniłam się na widok zwykłego schabowego, który nie jest moją ulubioną potrawą.

No cóż początki bywają trudne – powiedziałam do siebie – nalewając sobie miseczkę zupy zdrowej i oczyszczającej, która już mi tym razem tak nie smakowała. Optymizm mnie jednak nie opuszczał byłam dobrze zmotywowana:
To tylko parę dni, a potem wprowadzę, jajka, ryby i chude mięso i na samą myśl ślina napływała mi do ust.

No cóż nikt nie mówił, że będzie łatwo - pocieszałam się na głos dodając sobie w ten sposób otuchy, wiary i siły.

Początki zawsze są trudne, więc specjalnie się nie przejmowałam.
Na kolację znowu zupa, ale tym razem nie mogłam się zmusić by chociaż spróbować.
To nawet lepiej, nie będę jadła kolacji to szybciej się oczyszczę – powiedziałam do siebie, ale nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z jakim będę musiała zmierzyć się problemem.
Kiedy wieczorem kończyłam drugą butelkę wody mineralnej poczułam, że jeszcze jedna kropla więcej i chyba zwymiotuję. Poszłam spać wcześniej niż zwykle by zagłuszyć głód i złe samopoczucie.

Przed snem poprosiłam swojego Anioła :

Wskaż mi Aniele Stróżu właściwą drogę, żebym zdrowo się odżywiała, a w efekcie schudła i dobrze się czuła. Niech tak się stanie. Dziękuję

Zasnęłam snem kamiennym, żeby o 3 rano obudzić się zalana potem i cała rozdygotana. Czułam się koszmarnie, lecz zrzuciłam wszystko to na karb odchudzania.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo – powiedziałam do siebie kiedy przebrana w świeżą piżamę znowu nad ranem zasypiałam.

Jutro będzie lepiej – wymamrotałam, z umiarkowanym optymizmem.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz