niedziela, 11 września 2016

NA CO NIE MASZ CZASU?


O tym skąd wiem, co jest dla mnie ważne.

Temat dzisiejszego listu zaczerpnęłam z tekstu który dostałam od ciebie na moją pocztę internetową, a mianowicie rytm, czas i co z czasem zrobimy. Gonitwa, czy spokój, praca czy odpoczynek no i czy odpoczywanie to to samo co lenistwo?

Rytm
– codzienne obowiązki, cykliczne czynności, przyjemności i praca. Rytm w pisaniu, czytaniu, medytacji, jak go złapać (TEN CZAS) jak nad nim zapanować i czy w ogóle to robić?

Bardzo podoba mi się twój pomysł, żeby jeden dzień w tygodniu poświęcić wyłącznie na pisanie, wybrałam poniedziałek. W niedzielę zrobię obiad na dwa dni, czyli zostanie na poniedziałek i rodzinka będzie nakarmiona, wszystkie sprawy odłożę na inne dni, może też po to żeby zachować rytm. Będę cały dzień pisała, już się cieszę, bo bardo lubię to zajęcie, a więc w moim przypadku będzie to przyjemne z pożytecznym i znowu muszę przyznać, że jestem szczęściarą, bo lubię to co robię.

Wczoraj moja przyjaciółka podczas naszej długiej serdecznej rozmowy telefonicznej powiedziała, że mi zazdrości, że tak wiele robię rzeczy, które przynoszą mi radość, ale w jej przypadku jest to niemożliwe, bo ona ma kredyt do spłacenia więc musi pracować. Moje pisanie potraktowała jako mało znaczące zajęcie, a przecież pisaniem też można zarobić na życie i ja mam nadzieję, że w moim przypadku tak się właśnie stanie.

W czwartek otwieram pierogarnię, czyli małą domową manufakturę ku radości domowników i rodziny. Mam do tego talent i powołanie, czerpię ogromną radość z gotowania i chcę obdarowywać tą radością innych. Moja mama zadeklarowała pomoc i będziemy się cieszyć wspólnie spędzonym czasem i tym, że zapracowane młode kobiety z naszej rodziny będą mogły zajadać się domowymi pierogami, smacznymi i zdrowymi i specjalnie dla nich przygotowanymi. Już się cieszę. One też. Może to początek jakiejś tradycji rodzinnej. Może uda się wciągnąć do tej pracy młodsze pokolenie? Znowu się cieszę. Może ze zwykłych obowiązków domowych zrobimy sobie święto, może tak trzeba, a może ja tak mam, że wszystko co robię staram się celebrować.

Bo im jestem starsza to zdaję sobie sprawę z tego, że życie to jest cud i każdy dzień należy traktować wyjątkowo.

A ponieważ życie to nie tylko obowiązki postanowiłam spędzać więcej czasu z młodszymi członkami naszej rodziny. Może sporadyczne wypady z moją dorastającą wnuczką zamienimy w cykliczne spędzanie czasu w kawiarni, księgarni albo zwyczajnie na zakupach. Takie wspólne wypady do ulubionej kawiarni na zdrowy deser jogurtowy, albo do księgarni w poszukiwaniu ciekawej książki, albo wyjazdy do miejsc, które dawno temu byłe mi bliskie. Po to, by opowiedzieć młodej kobiecie jak jej babcia spędzała czas dawno temu kiedy była w jej wieku. Zapytasz co w tym takiego szczególnego, a może uznasz to za stratę czasu i takie niemodne, ale dla nas to ważne, że lubimy swoje towarzystwo i dobrze czujemy się rozmawiając przy kawie na bardziej lub mniej poważne tematy.

Kiedy odwiedzamy księgarnie tam zatracamy się zupełnie. Muszę zaznaczyć, że obie jesteśmy miłośniczkami książek i czytania. Celowo zaznaczyłam, że kupowanie książek uważam za ogromną przyjemność a czytanie ich to dla mnie, jak i mojej wnuczki swoista uczta intelektualna.

Każda z nas spędza tyle czasu ile potrzebuje przy swoich ulubionych regałach. Nigdy się nie pospieszamy. Potem szukamy się nawzajem i wymieniamy tytuły, które według nas warto przeczytać, czytamy wyrywkowo teksty, sprawdzamy o czym ta pozycja jest i cieszymy się, kiedy znajdujemy na półce coś, czego dawno poszukiwałyśmy. Reguła jest taka, że wybieramy takie pozycje, które interesują nas obie, a tak o dziwo zdarza się często, choć dzieli nas przepaść wiekowa, ale gusty czytelnicze mamy podobne. Czasami książkę zabiera do swojej biblioteczki wnuczka, a czasami ja, ale czytamy je wspólnie, bo nie ma większej przyjemności niż podyskutować o książce po jej przeczytaniu. No i wtedy mamy nowy temat do przegadania przy kawie i deserze (obowiązkowo zdrowym)

Podczas ostatniego wypadu do Empiku wybrałyśmy trzy pozycje, po długiej, przyznam selekcji, bo godnych zakupów książek było wiele, ale fundusze ściśle ograniczone, tu akurat zadziałał rozsądek i zdrowe podejście do życia. Byłam już blisko kasy, kiedy zatrzymałam się jeszcze dla pewności obejrzeć kolejne stanowisko z ciekawymi książkami i wzięłam do ręki książkę o zagadnieniu, które mnie właśnie teraz zajmuje a mianowicie „Zaklinacz czasu” Mitcha Alboma. Dodatkowo zachęciła mnie informacja, że jest to pozycja dla miłośników „Alchemika”, a to moja kultowa pozycja, no i bez żalu odłożyłam na półkę wcześniej wybraną pozycję, by zakupić właśnie tę wybraną w ostatniej chwili. Dwie pozostałe zabrała wnuczka do swoje biblioteki, były to dwie pozycje jej ulubionego autora Nicholasa Sparksa.

Przeczytałam tę książkę w jeden dzień i poleciłabym ci ją, gdybym nie miała pewności, że już ją przeczytałaś, a jeżeli by się jednak okazało, że nie czytałaś to polecam.

Czytając ten list możesz odnieść wrażenie, że jestem systematyczna i poukładana, nic mylnego. Mam „cykliczne” napady na czytanie, pisanie, odchudzanie, spacery i zdrowe odżywianie. Muszę nad tym popracować, nad systematycznością.

Parę dni temu odwiedziliśmy z mężem naszych przyjaciół. Nasz przyjaciel ogromnie pogodny i spontaniczny człowiek pierwszy podjął temat systematyczności i jako mąż niezwykle systematycznej żony powiedział, że od lat próbuje jej dorównać kroku i w tym roku (po prawie trzydziestu latach wspólnego życia), postanowił sobie odpuścić. Dość ma biegania, pływania i odmawiania sobie niezdrowego jedzenia. Żona po wysłuchaniu go zdziwiona i zaskoczona zapytała „po co ty to robisz, po co walczysz ze sobą, przecież ja nigdy tego od ciebie nie wymagałam!”. „Tak, ale ja myślałem, że jeżeli tobie się udaje, to jest to dla wszystkich osiągalne i łatwe”.

Jest to bardzo łatwe, ale dla osoby, która wybiera tego rodzaju życie: chce się ciągle sprawdzać, chce ciągle podnosić poprzeczkę dla własnej przyjemności. Wtedy pomyślałam, że gdybym ja była taka zawzięta i systematyczna, ile więcej mogłabym osiągnąć, a potem szybko się zdyscyplinowałam i powiedziałam na głos, że podziwiam naszą przyjaciółkę i podziwiam jej upór, ale muszę jeszcze nad sobą popracować i jeżeli to się uda to wszyscy to zauważą. Przyjaciółka jest dociekliwa i od razu przepytała mnie po czym można zauważyć, że ktoś jest systematyczny i pracowity. Odpowiedź w moim przypadku jest szalenie prosta: „kiedy będę szczupła i zdrowa (odpowiednia dieta i ruch jest w moim przypadku gwarantem zdrowia), a moja książka (którą aktualnie piszę) z dedykacją trafi do twoich rąk, wtedy możesz mi pogratulować.

„Powiedz mi, czy wtedy będziesz miała dla mnie czas, czy wtedy będziemy mogły siedzieć sobie na tarasie i pić herbatkę i będziesz mnie słuchać z uwagą i radzić z troską?" - zapytała przyjaciółka.

Popatrzyłam na nią zdziwiona: „przecież ty jesteś zorganizowana i jednak znajdujesz czas dla mnie.

„Tak, ale ja układam sobie czas tak jak mi wygodnie, pracuję ile chcę, nie gotuję w domu (bo mam restaurację), nie robię niczego na co nie mam ochoty, a ty moja droga ciągle robisz coś dla innych, gotujesz dla całej rodziny i połowy miasta, jesteś na każde nasze wezwanie, masz wnuczęta, które na co dzień absorbują twój czas i męża” (ona też ma męża, ale bezobsługowego)

„Proszę cię ty się lepiej nie zmieniaj, przecież i tak dużo robisz, tylko chyba nie zdajesz sobie z tego sprawy”.

Muszę to jeszcze przemyśleć, ale chyba nadszedł czas żebym jednak coś w swoim życiu zmieniła. Na początek poniedziałkowe pisanie i czwartkowe lepienie pierogów. Dla przyjaciół zawsze znajdę czas oprócz poniedziałków i czwartków rzecz jasna.

Jeśli złapię rytm będę szczęśliwa.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz