Joanna usiadła przy
kuchennym stole zupełnie wyczerpana. Zdjęła buty, wygodnie ułożyła
zmęczone stopy na przyjemnie chłodnej podłodze. Piła łapczywie
zimną lemoniadę, którą rano przezornie włożyła do lodówki.
Błogi spokój przerwał telefon. Jego dźwięk zabrzmiał złowrogo.
– Matka. Czy ona
ma jakiś szósty zmysł, który alarmuje ją, kiedy mam kłopoty? –
powiedziała do siebie i z premedytacją odrzuciła połączenie.
Spojrzała na
kuchenny zegarek w kształcie porcelanowego czajnika do herbaty. Od
razu przypomniała sobie, gdzie go kupiła. Na samą myśl
uśmiechnęła się do siebie. Natychmiast zadecydowała, że to nie
pora na marzenia, zegar wskazywał dziewiętnastą, co oznaczało, że
dokładnie za godzinę przyjedzie Marek. Musi się starannie
przygotować do tej rozmowy, którą odwlekała w nieskończoność.
Od razu pożałowała, że umówiła się właśnie na dzisiaj,
chociaż wiedziała, że w pracy czeka ją wyjątkowo trudny dzień,
a potem jeszcze to. Właśnie postanowiła zmienić swoje życie i to
na wszystkich jego płaszczyznach. Złożyła wymówienie etatu i od
następnego dnia miała rozpocząć zaległy urlop. To był pomysł
jej szefowej, która uznała, że Joanna jest po prostu przemęczona,
ale ona wiedziała, że zdania nie zmieni. Tak czy owak wolne się
jej należy. A na zerwanie zaręczyn każdy dzień jest
nieodpowiedni.
No więc niech
się dzieje – powiedziała do siebie, zdejmując ubrania w drodze
do łazienki.
Odkręciła wodę w
obszernej kabinie. Letni strumień oblał jej spięte ciało. Poczuła
się taka samotna w tej tak ekskluzywnej i zimnej łazience. Lubiła
małe pomieszczenia w jej przytulnym starym małym mieszkanku, które
odziedziczyła po babci, ale Marek był przyzwyczajony do luksusów i
w końcu ustąpiła. Przeniosła się do mieszkania, które dla niej
kupił, on zaś żył w dużym domu na obrzeżach miasta z matką
despotką, która nie akceptowała Joanny. Wpadał do niej, kiedy
chciał i nie respektował jej prawa do prywatności, a ona czuła
się jego własnością, taką, jaką było to mieszkanie. Odgoniła
te wszystkie myśli, bo łzy zaczęły zalewać jej oczy. Zresztą
nie ma się czym przejmować i tak nikt tego nie zobaczy, a ona może
udawać sama przed sobą, że to woda. Problem w tym, że już nie
chciała niczego udawać. Prysznic podziałał na nią oczyszczająco
i to dosłownie. Zmywał z ciała pot, a z duszy złe emocje, które
ją nachodziły, kiedy zaczęła zastanawiać się nad swoim życiem.
Była zmęczona, bo upał dał się jej dzisiaj we znaki. Właśnie
tego dnia, kiedy termometr wskazywał trzydzieści stopni Celsjusza,
klimatyzacja w jej samochodzie odmówiła współpracy. Auto cały
dzień stało na parkingu w pełnym słońcu. Kiedy do niego wsiadła,
przypomniały się jej słowa Marka, które wygłosił z nieskrywaną
satysfakcją kilka dni temu:
– Kupię ci nowy
samochód, bo dni tego są już policzone – spojrzał na jej
żółtego garbusa z pogardą.
– Nie, dziękuję,
wolę swoje stare auto od najbardziej wypasionej fury –
odpowiedziała jego żargonem.
– Jak chcesz –
machnął wtedy ręką na znak zgody, ale ona już dobrze wiedziała,
że jej ukochany sam poszuka jej czegoś odpowiedniego. A teraz się
jeszcze okazało, że miał rację.
W zasadzie ostatnio
tylko w pracy czuła się dobrze, bo tam Marek nie miał na nic
wpływu. Miała samodzielne stanowisko w dużej korporacji.
Odpowiadała za cały zespół, chociaż była najmłodsza wśród
samych starych wyjadaczy. Skończyła studia z wyróżnieniem, a
praca w reklamie była dla niej spełnieniem marzeń. Trwała w tym
radosnym przekonaniu do zeszłego czwartku, kiedy to przypadkowo
podsłuchała pewną rozmowę, z której wynikało, że jest
protegowaną swojej szefowej. Kiedy zapytała Marka, tak mimochodem,
czy zna Walerię Jakubiak, odpowiedział zmieszany, że jest kobietą
jego serdecznego kumpla, z którym Marek robi duże interesy, a potem
szybko zmienił temat. Poskładała sobie wtedy wszystko razem i czar
prysł, a praca, która zdawała się być spełnieniem jej marzeń,
przestała ją zupełnie obchodzić. Straciła do niej serce, a cała
energia gdzieś się ulotniła.
Myła włosy
miętowym szamponem, wdychała jego orzeźwiający zapach i nagle
zobaczyła przed sobą drobną postać Malwiny. Stała przed nią w
żółtej sukience jak żywa. Joanna szybko zmyła pianę z oczu,
jakby chciała sprawdzić, czy to się dzieje naprawę. Była sama w
łazience, a więc to był wytwór jej wyobraźni. Szybko wytarła
ciało w puszysty ręcznik, wysuszyła włosy i wyćwiczonymi ruchami
wmasowała w ciało balsam z drobinkami złota. Spojrzała w lustro i
z zadowoleniem stwierdziła, że wygląda naprawdę dobrze. Był to
niewątpliwie efekt wielogodzinnych ćwiczeń na siłowni.
W sypialni
otworzyła wielką szafę, a właściwie garderobę, i wybrała z
niej jedwabną rubinową sukienkę. Ubrała ją na gołe ciało,
wyraźnie poczuła przyjemny chłód szlachetnej tkaniny. Jeszcze
użyła odrobinę wyszukanych perfum, które dostała od niego na
swoje dwudzieste piąte urodziny i oszczędzała na specjalne okazje.
Przechyliła delikatnie flakonik, mocząc palec w oleistej, pachnącej
miksturze. Musnęła delikatnie miejsca tuż za uszami i na
przegubach dłoni. Poczuła tylko na moment zniewalający zapach, co
świadczyło o tym, że perfumy są doskonale do niej dopasowane.
Karminową szminką w identycznym kolorze co sukienka pomalowała
pełne usta, podkreślając nieskazitelną biel swoich zębów. Jakiś
czas temu zdecydowała się na makijaż permanentny w jednym z
najlepszych salonów kosmetyki estetycznej w Katowicach. Była to
bardzo dobra decyzja, zyskała w ten sposób masę czasu, który
wcześniej przeznaczała na poranny makijaż.
W mieszkaniu
panował przyjemny chłodek. Dawno już doceniła walory tego
ekskluzywnego mieszkania, chociaż matka odradzała jej tę
przeprowadzkę, tłumacząc, że w ten sposób uzależni się od
obcego mężczyzny i straci panowanie nad własnym życiem. Joanna
nie rozumiała wtedy, o czym mówi jej matka, przecież Marek nie był
dla niej obcy, był jej kochankiem, przyjacielem i powiernikiem.
Dobrze powiedziała: był, bo teraz czuła się jak jego
niewolnica.
Domofon zadźwięczał
melodyjnie. Otworzyła, wiedziała, ze to on.
– Witaj kochanie,
pięknie wyglądasz. – Spojrzał na nią wygłodniałym wzrokiem.
– Dziękuję za
komplement – odpowiedziała chłodno. – Lemoniady?
– Poproszę –
lekko rozbawiony sytuacją przyglądał się jej z uwielbieniem jak
właściciel oryginalnego dzieła sztuki. Nie przeczuwał niczego
złego, raczej czekał na kolejny z jej szalonych pomysłów, którym
czasami go zaskakiwała.
– Zaprosiłam cię
tutaj, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia – zaczęła
ostrożnie, ale on od razu wiedział, że dzisiaj to nie żarty.
Wyprostował się,
uśmiech znikł z jego twarzy. Przełknął trzymany w ustach łyk
lemoniady. Nie przestawał czujnie się jej przyglądać. Swoim
zachowaniem zbił ją z tropu i spowodował, że zaczęła mieć
wątpliwości, czy to dobry moment na zakończenie ich związku.
– Zaraz, czy ty
masz kogoś?
– Nie, ale….
– Zaraz
chwileczkę! Stoisz tu przede mną prawie naga, tylko po to, żeby ze
mną zerwać?! Chyba oszalałaś, jeśli myślisz, że pozwolę się
tak traktować. Mam nadzieję, że to jakaś gra i jak wrócę jutro,
wszystko będzie tak, jak dawniej. Przemyśl to sobie, bo jak nie, to
gorzko tego pożałujesz. – Pocałował ją mocno, potem oderwał
się od niej, spojrzał oszalałym wzrokiem i wyszedł z mieszkania,
trzaskając drzwiami. Joanna stała w miejscu sparaliżowana
strachem, nie była zdolna zrobić nawet kroku. Dźwięk telefonu
wyrwał ją z odrętwienia.
– Matka, czego
ona chce ode mnie? – powiedziała do siebie, sprawdzając
połączenie. Usiadła na brzegu krzesła, jej ciało drżało,
odruchowo wyłączyła klimatyzację. Jej dreszcze nie wynikały
jednak z zimna, ale ze strachu.
– Co ja sobie,
głupia, myślałam? Że on pozwoli mi tak po prostu odejść? –
Rozpłakała się na dobre.
Nie wiedziała, czy
to z żalu, czy może z bezsilności. Jedno było pewne: nie znała
go od tej strony. Przez całe cztery lata związku był czuły,
opiekuńczy i dobry. Tylko matka dostrzegała w nim coś
niepokojącego. Joanna wszelkie uwagi ucinała i nie pozwalała jej
się wtrącać. W tym czasie bardzo oddaliły się od siebie. To
znaczy Joanna unikała matki, co było powodem ciągłych kłótni
między nimi. A teraz okazało się, że jej rodzicielka ma
wmontowany radar do wyczuwania kłopotów. Najwyraźniej Joanna nie
odziedziczyła tego po niej. Telefon znowu zadźwięczał.
– Mamo, czy ty
nie możesz chociaż raz odpuścić?!
– To ja, Malwina.
Przepraszam, że dzwonię nie w porę. – Joanna usłyszała
zmieszany głos przyjaciółki.
– Przepraszam
cię. Pokłóciłam się z mamą, wiesz jaka ona potrafi być
denerwująca – łgała jak z nut, bo nie chciała wprowadzać
Malwiny w całą sytuację, tym bardziej, że ona nigdy nie poznała
Marka. Trochę nie pasowała do ich paczki, więc Joanna uznała, że
tę relację zachowa wyłącznie dla siebie. Odwiedzała przyjaciółkę
przeważnie w jej kwiaciarni albo spotykały się w kawiarni.
– Chciałam
zapytać, czy u ciebie wszystko w porządku? Widziałam cię dzisiaj.
Wydawałaś się taka nieobecna. Machałam ci, ale mnie nie
zauważyłaś. Stałam po drugiej stronie ulicy w żółtej sukience.
Wychodziłaś z pracy w wielkim pośpiechu.
A więc to, co
zobaczyłam przez moment pod prysznicem, to była podpowiedź mojej
podświadomości, a ja już myślałam, że wariuję – Joanna
uśmiechnęła się do siebie. Prowadziła wewnętrzny dialog,
zupełnie nie słuchając, co mówi jej rozmówczyni.
– Joanno, jesteś
tam?
– Przepraszam,
oczywiście, że jestem. Przez tę kłótnię z mamą zupełnie się
pogubiłam.
– Tak, to
zrozumiałe. A ja jeszcze na dodatek zawracam ci głowę moimi
sprawami.
– Ależ ty mi nie
przeszkadzasz. Może przypomnisz mi, o jakich sprawach miałyśmy
porozmawiać?
– Byłyśmy na
dzisiaj umówione, ale chyba zapomniałaś. Czekałam pod pracą, bo
miałyśmy pójść na kawę do naszej kawiarni. Liczyłam, że mi
doradzisz w trudnej dla mnie sprawie, ale w tej sytuacji…
– Zaraz, w jakiej
sytuacji? Czekaj, gdzie ty jesteś?
– Jeszcze u
siebie w kwiaciarni, już zamykam.
– Super, to tylko
dwie ulice ode mnie, zapraszam w takim razie na wino. Uprzedzam nie
przyjmuję odmowy. Po pierwsze jestem ci to winna, bo zapomniałam o
naszym spotkaniu, a po drugie potrzebuję towarzystwa, bo nie wypada
upijać się samej.
– Dziękuje za
zaproszenie, będę za pół godziny. Jakie wino pijesz?
– Białe
wytrawne.
– Doskonale, to
do zobaczenie wkrótce.
Kiedy Malwina się
rozłączyła, Joanna przebrała się w wygodny kombinezon. Zrobiła
sałatkę z łososiem, sprzątnęła swoją sterylną kuchnię i
dopiero teraz spojrzała na zegarek. Minęła godzina, a jej gościa
jak nie było, tak nie było. Wzięła telefon do ręki, ale właśnie
w w tym momencie zadźwięczał domofon. Kolejny raz otworzyła, nie
pytając, kto tam.
– Tak myślałam,że
ukrywasz się przede mną – matka wparowała do jej mieszkania w
bojowym nastroju.
– Ja się wcale
nie urywam, tyko nie mam czasu. Zaraz będę miała gościa, więc
sama rozumiesz.
– Słuchaj młoda
damo, zapominasz, że jestem twoją matka i doskonale wiem, kiedy
kłamiesz.
– Nie kłamię,
tylko chcę oszczędzić ci zmartwień.
– A więc nie
owijaj w bawełnę, tylko mów, co się dzieje.
Krystyna Rudnicka
rozsiadła się wygodnie i nie zamierzała opuścić mieszkania
córki, dopóki wszystkiego się nie dowie.
– Dobrze,
wszystko ci powiem. – Joanna zrezygnowana opadła na krzesło obok
siedzącej mamy. Wiedziała, że tym razem matka nie odpuści. –
Zerwałam z Markiem.
– Co zrobiłaś?
Zerwałaś zaręczyny na dwa miesiące przed ślubem?
– Tak – padła
krótka odpowiedź, a potem nastała cisza, taka cisza przed burzą –
chwilę później Joanna straciła panowanie nad sobą. Wpadła w
ramiona rodzicielki i rozpłakała się jak mała dziewczynka. –
Mamo, pogubiłam się. Ja... ja nie kocham Marka…
– Dobrze już,
dziecko. Nie płacz, wszystko się jakoś ułoży. Powiedz mi tylko,
jak on zareagował?
– Mamo, on ma
swoje imię!
– No a jakie to
ma teraz znaczenie? – Joanna wzruszyła tylko ramionami. W tej
sytuacji faktycznie nie miało żadnego. Przyzwyczaiła się już
walczyć o pozycję Marka, bo matka nie darzyła go zbytnią
sympatią.
– Wydawałaś się
taka zakochana, a tu taki klops.
– Uważasz, że
źle zrobiłam?
– Wręcz
przeciwnie, ale ciekawa jestem jak zareagował na te rewelacje mój
niedoszły zięć.
– Wściekł się
i radził mi, bym to jeszcze raz przemyślała – na samą myśl o
niedawnej burzliwej rozmowie zaczęła histerycznie płakać. Matka
przytuliła ją do siebie, szkoda jej było córki chociaż była
zadowolona z takiego obrotu spraw.
Domofon zadźwięczał
melodyjnie.
– Czekasz na
kogoś? – odsunęła ją od siebie i przywołała do porządku. –
Pytam, czy czekasz na kogoś?
– Nie. To znaczy
tak. Umówiłam się z koleżanką i już po raz drugi dzisiaj o niej
zapomniałam. Przycisnęła guzik domofonu.
– Mamo, zaopiekuj
się Malwiną, a ja doprowadzę się do porządku.
Zniknęła w
łazience, zostawiając przyjaciółkę w szponach mamy. Po kilku
minutach zastała je gawędzące przy stole.
– Wyobraź sobie,
Joasiu, że ja kupowałam kwiaty u twojej koleżanki. Popatrz, jaki
świat jest mały. Oj, czarodziejka jest z ciebie, dziewczyno, oj,
czarodziejka – Krystyna komplementowała Malwinę, a ona jak zwykle
była zmieszana.
– Bardzo
przepraszam za to najście, może ja nie będę przeszkadzać paniom
i wpadnę innym razem – Malwina wstała od stołu i była gotowa
wyjść.
– Bardzo cię
proszę, nie przepraszaj mnie ciągle, zaprosiłam cię, więc nie
musisz czuć się skrępowana. Ja się już z mamą pogodziłam i
możemy wszystkie razem się napić – spojrzała na matkę
wymownie.
Krystyna w mig
załapała, że ma nie zadawać zbędnych pytań i z ulgą przyjęła
zaproszenie swojej jedynaczki. Usiadły we trzy przy stole i w ten
jeden wieczór, a w zasadzie noc, podjęły wspólne postanowienie,
że zmienią swoje życie, wspierając się wzajemnie.
Malwina straciła
lokal i była zmuszona do zlikwidowania interesu. Nie miała pojęcia,
co ma robić dalej i w tej właśnie sprawie chciała poradzić się
przyjaciółki. Joanna przez swoją decyzję straciła wygodne życie
u boku Marka, a Krystyna nic nie miała do stracenia, więc
postanowiła pojechać w nieznane razem z dziewczynami. Upiły się,
a rozmowy trwały do białego rana. W końcu Joanna zamówiła
taksówkę dla swoich gości, a sama z głową pełną wrażeń i
resztek alkoholu zasnęła wyczerpana wczorajszymi wydarzeniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz