niedziela, 16 lipca 2017

MARZENIA DO SPEŁNIENIA



Wszystko zaczęło się pewnego ranka, kiedy moja przyjaciółka zadzwoniła do mnie i zakomunikowała, że musi się ze mną natychmiast spotkać, bo miała sen i chce poznać jego przesłanie. Nie bacząc na moje wykręty, że za wczesna pora, a ja w rosole i na dodatek w złym humorze, zapowiedziała szybką wizytę.
– No to zaraz będę! – krzyknęła do słuchawki i jak zwykle rozłączyła się, nie czekając na moją odpowiedź. Zdążyłam zarzucić szlafrok na piżamę, kiedy odezwał się gong dzwonka do drzwi wejściowych.
– Wiesz, co mi się śniło? – Prawie wpadła na mnie w progu, całując mnie w policzek, poszła wprost do mojej kuchni.
– Napijesz się kawy? – zapytałam. Nie czekając na odpowiedź mojej zaaferowanej przyjaciółki, wyjęłam z szafki kubki, z których zwykle pijemy kawę, kiedy mnie odwiedza. Na moim widniał napis: „Mam swoje marzenia i nie zawaham się ich spełnić”. Włączyłam czajnik, a ona w asyście odgłosów bulgoczącej wody zaczęła swoje opowiadanie.
– No więc śniłaś mi się dzisiejszej nocy – przerwała, by zrobić efektowną przerwę.
– No i co? - zachęciłam ją do zwierzeń.
– Prowadziłyśmy kawiarnię, to znaczy ja prowadziłam – poprawiła się – a ty byłaś tam ze mną. Uśmiechnęłam się, bo nie widziałam w tym nic dziwnego, ponieważ moja przyjaciółka posiada pensjonat i już jakiś czas temu mówiła o tym, że przeniesie się tam na stałe.
– To jednak zdecydowałaś się przeprowadzić? – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
– Nic z tych rzeczy, kochana, to miejsce, ta piękna kawiarnia była tutaj w Wodzisławiu. Dasz wiarę?
– No cóż, czasami… – chciałam zacząć moją odpowiedzieć , ale ona mi przerwała i z błyskiem w oku zaczęła opowiadać, jak wyglądała owa kawiarnia w jej śnie.
– To było magiczne miejsce, nie mogę wręcz przestać o tym myśleć. Otaczały mnie książki, kwiaty, koronkowe serwetki, no i Anioły. A ty wiesz, że od dawna mam chęć, by nauczyć się robić takie cudeńka na szydełku?
– Służę pomocą, kiedyś robiłam, jak ty to nazywasz, „takie cudeńka”. Wystarczy, że odświeżę sobie pamięć – rozmarzyłam się razem z moją przyjaciółką.
– Ty się w ogóle nie dziwisz? – zapytała nagle.
– A czemu mam się dziwić, przecież każdy ma prawo mieć swoje marzenia – odpowiedziałam z uśmiechem, popijając łyk smacznej kawy i poczułam wdzięczność za to, że przyjaciółka wprowadziła mnie w świat swoich pragnień. Jej radość udzieliła się mi i już obie zatopiłyśmy się w radosnym tworzeniu.
– Zobaczyłam tam taki piec z kamienia, w nim wypiekała się pizza, a zapach, jaki poczułam, był tak realistyczny, że mogłabym przysiąc, że istniał naprawdę.
– Chwileczkę, mówiłaś mi, że to ma być kawiarnia, a teraz już widzę, że to restauracja – przerwałam jej opowiadanie, by uporządkować myśli.
– No tak, a więc to była knajpka, nie kawiarnia i nie restauracja, jeżeli wiesz, o czym mówię – spojrzała na mnie i od razu zrozumiała, że jestem w tych klimatach. – Myślisz, że to normalne? – zapytała.
– Co masz na myśli?
– No to, że śniła mi się ta knajpka, kiedy ja nie mam pojęcia, jak prowadzić taki interes.
– Gdyby można było karać za marzenia właśnie odsiadywałabym dożywotni wyrok – odparłam.
– No ale ty jesteś pisarką i to chyba normalne.
– Co jest normalne? Że odsiaduję ten wyrok czy to, że mam swoje marzenia? – dopytałam coraz bardziej rozbawiona.
– To, że marzysz, bo duszę masz artystyczną, a ja pierwszy raz miałam podobny sen i poczułam takie szczęście, i chciałam się dowiedzieć, czy mam traktować ten sen dosłownie, czy raczej przestać się nad tym zastanawiać?
– Trochę dużo tych pytań, a raczej wątpliwości – odpowiedziałam wymijająco, bo sama jeszcze wtedy nie znałam odpowiedzi na wszystkie z nich. – A powiedz mi, co ja robiłam w tym twoim śnie?
– Siedziałaś przy stole i pisałaś książkę – odpowiedziała, patrząc gdzieś w dal.
– Pisałam książkę w twojej knajpce? – nie mogłam wyjść z zadziwienia.
– Ja też się zdziwiłam i nawet zapytałam w tym śnie, co piszesz – przerwała na moment, by wypić łyk kawy, bo do tej pory nawet ust nie zamoczyła, tak była pochłonięta opowiadaniem.
– No i co ci odpowiedziałam? – ponagliłam ją zainteresowana.
– Odpowiedziałaś, że ta książka jest wyjątkowa i znajdujesz w mojej knajpce natchnienie, bo ona jest kulinarna i nawet podałaś mi tytuł, jak sama powiedziałaś, „roboczy” – znowu przerwała.
– No to mów i nie trzymaj mnie w napięciu – prawie krzyknęłam podekscytowana.
– „Anielska kuchnia” – powiedziała.
– „Anielska kuchnia”? – powtórzyłam jak echo.
– Tak, i wiesz co, tam były przepisy na wegetariańskie dania – dokończyła zadowolona z efektu, jaki wywarło na mnie to opowiadanie.
– Pisałam książkę kucharską i to na dodatek wegetariańską? – nie mogłam wyjść z zadziwienia. Sama jestem mięsożerna, ale mam spore doświadczenie w kuchni wegetariańskiej, bo moja wnuczka i synowa nie jedzą mięsa już od dawna, więc wprawiłam się już w jarskim gotowaniu. Nie powiedziałam jednak o tym od razu mojej przyjaciółce. Zadziwiło mnie to, że już od jakiegoś czasu czułam, że sama powinnam wykluczyć ze swojego jadłospisu mięso. Takie anielskie podszepty, które ciągle od siebie odrzucałam.
– Nie do końca to było książką kucharską. Raczej opowiadaniem przeplatanym przepisami, ale na pewno wegetariańskimi – dodała, jakby opowiadała mi coś, czego naprawdę była świadkiem – teraz już wiesz, że nie mogłam z tym czekać i zjawiłam się tak z samego rana.
– Tak, rozumiem. – Ja co prawda miewam takie realistyczne sny i specjalnie się nie dziwię, ale moja przyjaciółka pierwszy raz z takim przejęciem opowiadała mi o swoim, który zresztą dotyczył nas obu.
– No i co ty na to? – zapytała cichym głosem, jakby obawiała się, że nas ktoś usłyszy.
– Może napiszę kiedyś taką książkę, zainspirowałaś mnie, przyznam szczerze.
– Ja pytam, co myślisz o tym pomyśle, by otworzyć knajpkę? – zapytała poirytowana brakiem zainteresowania z mojej strony.
– A co czujesz, jak myślisz o tej knajpce jak ze snu?
– Radość, spokój i ciepło – mówiąc to, położyła rękę na sercu.
– No to realizuj swoje marzenie – odpowiedziałam z radością.
– Jak to, tak po prostu?
– Na razie w marzeniach. Stwórz wystrój tego miejsca, ułóż menu, wyobraź sobie ludzi, którzy tam przychodzą, a potem jak zechcesz, stworzysz ją naprawdę w realnym miejscu. W swoim czasie, kiedy będziesz już na to gotowa.
– Mówisz poważnie?
– Najpoważniej na świecie. Tak właśnie powstają wielkie rzeczy.
– W snach? – dopytała zdziwiona.
– W marzeniach – odparłam.
– No a co z kasą, której teraz nie mam?
– Na szczęście za marzenia nie trzeba płacić – odparłam. – Póki co stwórz to miejsce w głowie. Jak taka będzie twoja droga, pieniądze się znajdą.
– Aha, znajdą się – powtórzyła za mną.
– Tak działa Prawo Przyciągania – odparłam. – Człowiek jest tym, o czym cały dzień myśli. Nie zrozum mnie źle, nie musisz myśleć o tym projekcie cały dzień, ale jak już oddajesz się marzeniom, to myśl pozytywnie. Nie piętrz problemów, nie skupiaj się na brakach, tylko otwórz umysł i pozwól swoim myślom płynąć. Zapisuj uczucia, jakie temu towarzyszą i wszystkie pomysły, które wpadną ci w tym czasie do głowy. To twoje myśli są właśnie źródłem kreatywności – zakończyłam swoją wypowiedź, a moja przyjaciółka zapatrzyła się gdzieś w dal, jakby szukała w swojej pamięci jakichś zagubionych szczegółów.
– Ty wiesz? – odezwała się po chwili. – Ja nie muszę niczego wymyślać, ja dokładnie wiem, jak ma wyglądać ta knajpka ze snu. Tylko muszę to szybko zapisać bo zapomnę – dodała i już zbierała swoje rzeczy gotowa do wyjścia. Nie zatrzymywałam jej, ponieważ wiem, że jak człowiek ma wenę, to musi pisać.
– Kup sobie po drodze fajny zeszyt i tam zapisuj swoje marzenia – poradziłam jej przy pożegnaniu.
– Już mam taki zeszyt, sama mi go podarowałaś. To mój Zeszyt Mocy – przypomniała mi. Pomachałam jej na pożegnanie, a kiedy wróciłam do kuchni, by dokończyć kawę, poczułam radość z tego powodu, że trud, jaki wkładam w tworzenie owych Zeszytów Mocy, został doceniony.

– To był cudowny poranek – powiedziałam do siebie.





1 komentarz: