O
MARZENIACH I INTUICJI PO RAZ DRUGI
O
czym marzysz, czego pragniesz? Zadaję dzisiaj to pytanie wielu
osobom. Czy marzenia są do spełnienie, czy tylko do marzeń, czy
dzielić się z nimi z bliskimi, czy do czasu ich realizacji nie
zapeszać i nikomu nic nie mówić? Czy wszystkie marzenia czynią
nas szczęśliwymi czy rodzą frustracje czy może są motorem do
działania? Wiele pytań i zapewne wiele jest odpowiedzi, tyle
odpowiedzi ilu marzycieli. Zacznę od siebie, bo nikogo nie znam
lepiej. Może uda mi się ustalić raz na zawsze, jak naprawdę jest
z tymi moimi marzeniami, czy powinnam w tej chwili marzyć, a nie
pisać, a może moim marzeniem jest pisanie?
Kiedy
byłam bardzo młoda, żyłam dniem dzisiejszym, wydawało mi się,
że mam wszystko czego mogłam wtedy chcieć, a więc mądrego,
przystojnego i popularnego męża, no nie aktora ale czołowego wtedy
piłkarza Górnika Zabrze, dwoje zdrowych i ślicznych dzieci, własne
mieszkanie i samochód. Dość pieniędzy na dostatnie życie, urodę,
piękną figurę i mogłam pojechać do rodziców taksówką
pięćdziesiąt kilometrów jak za nimi się stęskniłam. O czym
mogłam wtedy jeszcze marzyć? Moje życie to było jedno wielkie
marzenie. Oglądam zdjęcia z tego czasu i widzę młodą atrakcyjną
kobietę na nieustannych wakacjach.
Do
momentu jak zmarł mój teść. Moja córka przygotowywała się do
pierwszej komunii, uszyłam jej sukienkę a ona pokazała się w niej
dziadkowi. Powiedział wtedy że pięknie wygląda i że tak się
cieszy, że dzieci tak pięknie rosną i miał wtedy łzy w oczach.
Kiedy zapytałam dlaczego tak reaguje na bądź co bądź radosne
wydarzenie. Odpowiedział że jemu jest smutno bo świat jest taki
piękny a jemu przyjdzie umierać.
Miała
52 lata i był zdrowy, tak nam się wtedy wydawało. Tak jakoś się
wtedy nie zastanawiałam nad sensem jego słów, pomyślałam tylko,
że się przestraszył, że mu szybko wnuczka rośnie, a on się po
prostu starzeje. Ale teść nie dożył komunii mojej córki. Miał
rozległy zawał i umarł w kwietniu.
Uświadomiłam
sobie wtedy, że wszystko przemija: i zdrowie i miłość i nic nie
ma znaczenia w obliczu śmierci. Naprawdę wtedy po raz pierwszy
zdałam sobie sprawę, że wszyscy będziemy musieli kiedyś odejść
i stałam się bardziej uważna. Do tej pory przywiązuję wagę do
słów i nigdy nie obcinam sobie głowy czy ręki w żadnej sprawie,
nie oddaję wszystkiego za coś lub za kogoś i nigdy nie mówię, że
nie chce mi się żyć. Każde rozczarowanie lub niepowodzenie
przyjmuję jako lekcję i drugi raz staram się nie popełniać tego
samego błędu.
Mam
taką codzienną afirmację: „Wybaczam sobie bycie nieidealną i
żyję teraz najlepiej jak potrafię.” Pomyślisz teraz droga Mario
że zaczęłam o marzeniach , a skończyłam na śmierci, ale wbrew
pozorom wielu ludzi pytanych o marzenia odpowiada, że marzą o tym
by być zdrowym, bo jak się ma zdrowie , to i marzeń pełną głowę,
ale jak zaczynamy chorować to marzymy tylko o zdrowiu. Każdy z nas
tego doświadczył i tylko nieliczni szczęściarze dożywają
sędziwego wieku w doskonałym zdrowiu. Ja tak jak wielu z nas
doświadczyłam poważnej choroby, ale to już temat na kolejny list.
Pozdrawiam
cię droga Mario i życzę ci zdrowia i głowy pełnej marzeń.
Ps.
Do dzisiaj zastanawiam się czy mój teść miał przeczucie, że
jego życie dobiega końca czy ta nasza rozmowa to był zwykły zbieg
okoliczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz