sobota, 2 kwietnia 2016

Anielska Terapia (fragment)

Kiedy Marianna zobaczyła w holu Paulinę i Tymoteusza od razu wiedziała, że będą kłopoty. Jednak nigdy, przenigdy nie przypuszczała, jak to co od nich usłyszy, zmieni jej życie.

Co się stało – prawie krzyknęła z nadmiaru emocji, których dzisiaj doświadczyła.
Ja nie mam z tym nic wspólnego, to był jego pomysł – przestraszona Paulina na wszelki wypadek zaczęła się usprawiedliwiać. Daj spokój, przerwał jej Tymoteusz. Sprawa jest nie cierpiąca zwłoki więc jesteśmy. Marianna rozglądała się za wygodnym miejscem by mogli spokojnie porozmawiać. Z pomocą przyszła jej Beata. Zapraszam na kolację, kuchnia jest jeszcze czynna. Państwo zostawią dowody osobiste, a ja w tym czasie was zamelduje. Jest jeszcze na szczęście jeden wolny apartament, mogę państwu zaproponować zniżkę i...

Paulina przerwała jej w połowie zdania – Ja proszę dwa oddzielne pokoje.
Ale ja nie dysponuję dwoma wolnymi pokojami – tłumaczyła się recepcjonistka.
Nie bądź dzieckiem – przerwała jej szefowa. Proszę o ten apartament, a my pójdziemy do restauracji  Pomimo to, że Paulina nie miała ochoty nocować z kolegą, musiała się na to zgodzić. Jest noc i żadnego hotelu w pobliżu. Mus to mus. Nie chodziło o to, że Tymoteusz jest dla niej uciążliwym sublokatorem, a wręcz przeciwnie. Bała się ulec jego niewątpliwemu urokowi. No ale jeżeli sama szefowa nie widzi w tym nic niestosownego to pozostało jej się na to wspólne mieszkanie zgodzić.

Kiedy załatwili niezbędne formalności, Marianna zaprosiła ich do restauracji.
Usiedli w spokojnym miejscu, z dala od nielicznych gości restauracji. Marianna zamówiła kolację dla tych dwojga i czekała na złe wiadomości. Oboje jedli wolno w milczeniu, a ona piła smaczną, zieloną herbatę z dodatkiem domowego soku malinowego. Słodka rozkosz i wspomnienie lata jakoś uspokoiło jej zmysły. Była gotowa na hiobowe wieści.
Tymoteusz uspokoił Paulinę informując ją,  że to on wszystko wyjaśni. Przyjęła jego deklarację z wielką ulgą.

Czuję się w obowiązku poinformować panią – przerwała mu w połowie zdania – daj spokój z tą panią czy szefową. Jesteśmy tu nieoficjalnie i oboje poza pracą zwracajcie się do mnie po imieniu. Kiwnął głową na znak zgody i kontynuował – Powiem to wprost: twój mąż ma zamiar sprzedać waszą firmę i uprzedzam twoje pytanie, mam na to niezbite dowody. Marianna siedziała jakiś czas w osłupieniu, potem poprosiła owe dowody i nadal nic nie mówiąc, przeczytała z należytą uwagą papiery przygotowane dla niej przez prawnika. Paulina znowu truchlała ze strachu,  natomiast Tymoteusz wydawał się być z siebie zadowolony. Przejrzała te dokumenty jeszcze raz i uświadomiła sobie, że to jest możliwe, a nawet wysoce prawdopodobne. Może stracić swoją firmę.

Kiedy zakładaliśmy firmę – Matylda poczuła potrzebę wygadania się, co się u niej raczej rzadko zdarzało -   uznaliśmy wspólnie, że każde z nas może dokonać zakupów i sprzedaży składając swój podpis na dokumencie. Drugi podpis nie jest konieczny nawet w przypadku likwidacji firmy czy konta służbowego lub osobistego. Byliśmy zakochani, młodzi i ufaliśmy sobie bez granic,  a ten absurdalny zapis miał być tego dowodem. Przez tyle lat nie przyszło mi do głowy by ten zapis zmienić. Wszystkiego bym się mogła spodziewać po moim mężu ale nie tego, że mógłby mnie pozbawić czegoś, co zbudowałam od podstaw i kochałam nade wszystko. Moja firma, była moim dzieckiem. Ja ją stworzyłam i ja o nią dbałam.
Ogarnęła ją wściekłość, wręcz furia. Gdyby nie była w miejscu publicznym pewnie klęłaby jak szewc. Jutro rano wracamy do domu. Ja mu tego nie daruję!  Puszczę go z torbami, ukatrupię drania jak będzie taka potrzeba. Takiej zdrady to nawet ja bym się nie spodziewała. No, głupia ze mnie baba, głupia jak but. Jak można być taką głupią, zaślepioną babą. No tak, pycha mnie zaślepiła, moje EGO mnie zgubiło. Myślałam że świat do mnie należy…

Przepraszam, że się wtrącam ale ja myślę, że pani... to znaczy -  ty, jesteś mądrą kobietą, którą niestety przechytrzył facet – Paulina zabrała głos i zupełnie zaskoczyła szefową jak i Tymoteusza – ja coś o tym wiem. Spuściła oczy i spłonęła rumieńcem.
Przepraszam że się wtrącam – kontynuowała -  ale mnie tak załatwił mój partner życiowy, że zostałam bez domu, samochodu i z ratą kredytu, która pochłaniała połowę moich dochodów. A zarabiam całkiem okrągłą sumkę. Niby uchodzę za bystrą i twardą kobietę, a dałam się podejść jak dziecko. Teraz mieszkam u rodziców, a z facetów wyleczyłam się chyba na całe życie. Przepraszam, że ci przerwałam, ale złość mnie taka ogarnęła – Paulina na te wspomnienia oblała się rumieńcem. Ja sama jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Z całym szacunkiem do twojego męża, ale myślałam, że on jest chodzącą uczciwością i kocha cię ponad wszystko, a wyszedł na pospolitego dupka. Żeby nie było - jak się okaże, że to jest nieprawda z przyjemnością wszystko odszczekam. Ja się jeszcze tak nigdy nie pomyliłam, pomijając mojego byłego faceta. Miłość jest jednak ślepa – spuentowała Paulina.
Tymoteusz tak patrzył na Paulinę, jakby w tej chwili zakochał się w niej na zabój, ale ona w ogóle tego nie dostrzegła. Nie uszło to jednak bystremu oku Marianny. Normalnie wściekłaby się na nich, ale ku swojemu zdziwieniu ucieszyła się z faktu, że tych dwoje mogłoby tworzyć parę.

Może ja już nie potrafię kochać? Może Karol poczuł się niekochany?  Może poznał kogoś, kto namieszał mu w głowie? – pomyślała, ale zaraz potem powiedziała sama do siebie – Boże, co ja robię? Oczyszczam go z zarzutów, tak jak robią to matki, które usprawiedliwiają swoje zdemoralizowane dziecko przed wymiarem sprawiedliwości!
Kończcie to biesiadowanie bo muszę się napić – złożyła dokumenty, zamknęła teczkę i wstała nie czekając, aż oni skończą jeść. Żadne z nich nie miało jednak ochoty na jedzenie więc chętnie wstali od stołu.
Przeszli do baru z zamiarem upicia się, bo na trzeźwo żadne z nich tego nie mogło ogarnąć. Ale nawet alkohol im nie smakował i wypiwszy po jednym drinku udali się do swoich pokoi. Pożegnali się krótkim dobranoc i obietnicą, że jutro wymyślą coś, co uniemożliwi Karolowi sfinalizowanie swojego potajemnego planu.

Marianna miotała się po swoim pokoju, nie miała jednak pojęcia co ma zrobić. Chciała wierzyć w to, że Karol jej nie oszukał, chciała cofnąć czas, chciała poczuć się jak niespełna tydzień temu. Wtedy jeszcze panowała nad sytuacją. Nigdy w  życiu nie wpadłaby na taki pomysł jak jej mąż. Chociaż w tajemnicy przed Karolem odkładała fundusze na tak zwaną czarną godzinę. Trochę się tego uzbierało, a Marianna zastanawiała się czy właśnie nie nadszedł ten czas, kiedy będzie musiała skorzystać z tego funduszu na czarną godzinę. Pieniądze odkładała, bo bała się widma bankructwa. Były więc na ewentualne potrzeby firmy, a teraz wykorzysta je by zapewnić sobie odpowiedni poziom dobrobytu do którego zdążyła już przywyknąć. Usiadła na krześle zupełnie wyczerpana i nagle ogarnął ją spokój. Oparła wygodnie głowę o wysokie oparcie, zamknęła oczy, położyła dłonie na kolanach i oddała się medytacji. Najpierw myśli szalały w jej głowie, ale ona niczego nie wymuszała. Niech płyną, mówiła do siebie i myśli płynęły. 

Całe życie przewijało się jej przed oczami. Nagle znalazła się na łące pełnej kwiatów, a obok niej biegł pies rasy Labrador, a ona bosymi stopami stąpała po rosie. Dosłownie czuła mokrą trawę i ciepłe poranne słońce. Spokój jaki ją ogarnął był nieziemski, taki jakiego nigdy jeszcze nie doznała. Szła łąką blisko lasu,  pies biegł przed nią. Wtem skierował się w stronę domu, który zobaczyła na skraju polany. Był to dom z bali, taki jaki budują górale. Ona sama się zatrzymała ale pies wracał po nią i znowu biegł naprzód w stronę domu. Im była bliżej domu tym wyraźniej widziała ludzi, którzy na nią czekali. Rozpoznała syna, który machał do niej przyjaźnie i drugiego mężczyznę, którego żadną miarą nie potrafiła rozpoznać. Jego postać zlewała się jakby była we mgle...

Nagle ocknęła się z tego letargu cała zdrętwiała i zmarznięta, była czwarta nad ranem. Położyła się do wygodnego łóżka by trochę się rozgrzać i odpłynęła w sen bez snu. Kiedy budzik zadzwonił była nieprzytomna. Spojrzała z niedowierzaniem na zegarek. Zwlekła się z posłania i udała się do łazienki. W lustrze zobaczyła zmęczoną kobietę w dojrzałym wieku. Oczy podkrążone, cera blada i włosy w takim nieładzie, jakby całą noc rzucała się w łóżku z boku na bok. Kobieto ogarnij się – powiedziała do siebie, a w zasadzie do swojego odbicia w lustrze. Ja ci jeszcze pokażę gdzie raki zimują, ty niewierny palancie! I ta myśl dodała jej energii do działania. Plan na dzisiaj to: zebrać się na medytację, a potem przetrwać dzień tak by nikt poza Patrycją i Tymoteuszem nie zorientował się, że ona ma poważne kłopoty. Takie wyzwania już pokonywała nie raz, więc i teraz sobie poradzi. W nowym dresie, odświeżona, pachnąca, ze sztucznym uśmiechem, który przykleiła sobie do twarzy, udała się na poranną medytację w ciszy.

Była pierwsza i w sali zastała tylko Alicję. Dzień dobry -  powiedziała zbyt euforycznie
Dzień dobry – padła odpowiedź, a wnikliwe spojrzenie jej mistrzyni aż ją zmroziło.
Chciałabyś pogadać – zapytała Alicja, tak jakoś zwyczajnie, bez narzucania się. Nie, dziękuję – padła odpowiedź, ale Marianna musiała się pilnować by nie powiedzieć ani jednego słowa za dużo. Usiadła na swoim miejscu w pierwszym rzędzie na rozłożonej już macie. Na szczęście zaczęli dochodzić inni kursanci i zrobiło się w miarę gwarno. Ponieważ Marianna nie wdawała się dotąd w dyskusję z innymi uczestnikami Anielskiej terapii więc nikt nie zaczepiał jej i nie pytał jak się czuje. Sama nie wiedziała czy się z tego powodu cieszyć czy wręcz przeciwnie. Poczuła się taka samotna wśród tylu ludzi.

Dana wśliznęła się do sali i tak jak zwykle ułożyła się na macie w ostatnim rzędzie. Zobaczyła Mariannę siedząca na swojej macie i poczuła strach, że będzie musiała wytłumaczyć się przyjaciółce z wczorajszego pijackiego wieczoru. Teraz zamknęła oczy i natychmiast odpłynęła w błogi sen. Basia i Wiesiek usiedli na swoich matach. On zadowolony, że przetrwał długi tydzień medytacji, a ona wyciszona i gotowa na dalsze wyzwania. Łucja wypatrywała Zuzy i tak się usadowiła ze swoją matą by ją do siebie przywołać. Na wszelki wypadek postanowiła trzymać się blisko tej młodej zagubionej dziewczyny. Zofia siedziała obok Łukasza i z uśmiechem na twarzy słuchała jego kolejnego dowcipu. Stali się nie rozłączni i wszyscy razem z nimi samymi już to zaakceptowali. 

Jakub z upodobaniem siadał koło Joanny. Ją to trochę peszyło, bo przecież jest mężatką z dwójką dzieci więc co może od niej chcieć ten interesujący mężczyzna. Postanowiła, że dzisiaj z nim o tym porozmawia, tak na wszelki wypadek gdyby on miał jednak jakieś plany względem jej osoby. Wiola i Arleta wypatrywały Zuzy lecz z zupełnie innych powodów niż Łucja. Po prostu postanowiły trzymać się od niej z daleka, bo nowa koleżanka wyraźnie do nich nie pasowała. Jakaś taka pokręcona jest - tak wyraziła się o niej Wiola. One dwie już dawno wytyczyły sobie cel, a tutaj miały nadzieję wprowadzić go w życie. Każda z nich miała nadzieję znaleźć receptę na lepsze życie. W ostateczności dowiedzieć się jak to zrobić by takie przyciągnąć do siebie. Obie ciężko pracowały na swoje utrzymanie i obie mogły od zawsze na sobie polegać. Kiedy zaraz po maturze wyjechały do Holandii do pracy były pełne energii i chęci do działania. Miało to być zajęcie na parę miesięcy a zrobiło się na parę lat. Były jeszcze młode i piękne ale ciężka praca i przygodni partnerzy już je nie interesowały. Obie chciały się ustatkować. Lecz chcieć, a móc -  to dwie różne sprawy. Na razie jednak były rozczarowane tym leżeniem i nic nie robieniem. Interesujących mężczyzn jest tu jak na lekarstwo, a jak są, to z reguły już zajęci. Nie mają nic lepszego do roboty wylegują się już tydzień na matach. 

Wiola wypoczęła i już się rwie do pracy, Arleta jest od wczoraj zauroczona młodym mężczyzną, którego na jeden moment zobaczyła w recepcji. Jeszcze o tym nie rozmawiała z przyjaciółką, ale nie może zapomnieć o tym zjawiskowym facecie. Ciemna karnacja, ciemne oczy i budowa siłacza. Arleta lubi takich mężczyzn o posturze niedźwiedzia, a raczej misia. Sama jest szczupła i niewysoka. Niedawno przefarbowała włosy na kruczoczarny bo znudziły ją już żarty na temat blondynek. Jest mistrzynią makijażu i właścicielką cudownego uśmiechu. Wiola jest wysoka i szczupła są więc zupełnie różne i to je może zbliżyło do siebie, ta odmienność. Arleta prostolinijna, bezpośrednia i szczera do bólu. Wiola skryta, o ciętym języku, wychwytuje w lot podstęp i niecne zamiary. Ciągle ostrzega przyjaciółkę przed całym złem tego świata. Obie są bardzo ładne, ale Arleta ma więcej uroku osobistego i seksapilu. Wiola jest mocno stąpająca po ziemi. Teraz obie grzecznie leżą na swoich matach i czekają na sygnał do medytacji. Zuza wpadła do sali jako ostatnia. Rozejrzała się bo miała nadzieję położyć się obok nowo poznanych koleżanek. Ale Łucja machała już do niej zapraszająco więc nie wypadało jej odmówić. Usiadła obok niej, dziękując za rozłożenie maty. Tak naprawdę to nadgorliwość niektórych osób naprawdę ją denerwowała, ale jak zwykle nie dała tego po sobie poznać.

Proszę przyjąć dogodną pozycję do medytacji i wsłuchać się w bicie swojego serca – powiedziała Alicja siadając w pozycji lotosu. Uruchomiła pilotem odtwarzacz z muzyką relaksacyjną i nim zamknęła oczy zauważyła, że większość osób siedzi w wygodnej pozycji. Tylko nieliczni leżą. Zamknęła oczy jako ostatnia, bo prawie wszyscy zrobili to tuż przed tym jak włączyła muzykę. Alicja ucieszyła się bo to by oznaczało, że prawie wszyscy wypracowali już w sobie odpowiednie nawyki.
Marianna poczuła ulgę jak tylko zamknęła oczy. Znowu znalazła się na ukwieconej łące w jakimś nieznanym ale cudownym miejscu. Zobaczyła ten dom i ludzi, którzy przed nim stali. Tym razem poczuła że zna już przesłanie, które niesie ze sobą ten przekaz. Rozpocznie nowe lepsze życie. Poszuka swojego miejsca na ziemi. Może Karol zrobił jej po prostu przysługę?

Kiedy o nim pomyślała cała złość jaką do niego czuła po prostu zniknęła. Jestem wolna...o mało nie wyrwało się jej z piersi. Jestem wolna…cichutko powtórzyła. Kiedy muzyka ucichła,  Marianna otworzyła oczy, uśmiechnęła się do siebie, wstała i podeszła do Alicji.
Dziękuję za wszystko – powiedziała na tyle głośno, by inni to usłyszeli. Po czym wyszła z sali nie czekając na jej odpowiedź. Alicja poczuła radość, bo czegoś takiego nie spodziewała się po Mariannie. Reszta osób zaczęła bić brawa w dowód uznania i to dla Alicji było najcudowniejsze uczucie. Radość z tego, że jej praca nie poszła na marne. Pomogła właśnie jednej osobie, a to jest bezcenne doświadczenie.



  


                                                 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz