niedziela, 30 sierpnia 2015

Życie to muzyka.

         A jakby tak zatańczyć z życiem, pomyślałam dzisiaj, podrygując do pięknej piosenki powolnie płynącej z radia. Może poddać się jego rytmowi, zgrać kroki i ruszyć w tango? A może pójść do tańca w rytm romantycznego walca wiedeńskiego? A może delikatnie przytulić się do życia i pokołysać w rytm powolnej muzyki? 

Może dajmy się porwać, uwieść i ruszajmy w tany. Każdy w swoim rytmie, w swoim tempie i zgodnie ciało w ciało. My i nasze życie. Może warto spróbować wsłuchać się w muzykę naszego życia. Nie bić się z czasem, nie siłować się z losem tylko tak zgodnie, łagodnie i z prądem. 

Jestem na takim etapie mojego życia, gdzie wiele się dzieje, a ja postanowiłam żeby wszystko płynęło zgodnie z rytmem, który podaje mi życie. Bez pośpiechu, bez zrywów, bez zbędnych kroków. Bo życie to muzyka, którą każdy pisze sam. A ja zatańczę z życiem zgodnie, łagodnie i przyjemnie. Niech to życie mnie prowadzi jak wytrawny tancerz. Niech inni mówią: ładna z nich para, a jeszcze inni: jak oni pięknie tańczą :).

A jeżeli ktoś nieżyczliwy powie - Ada to nie wypada? No cóż, ja jestem już w takim wieku, że sama decyduję co mi wypada, a co nie. Więc będę tańczyć tak jak życie mi zagra.


czwartek, 20 sierpnia 2015

Kiedy marzenia zaczynają się spełniać.

          Ostatnio byłam zapracowana i wiele się w moim życiu działo. Kończyłam pisanie mojej książki Anielska Przystań i o dziwo, zamiast poczuć ulgę, zaczęłam się martwić. Martwić się tym jak wypadnę w oczach korektora tekstów, jak przyjmą moją książkę bliscy, znajomi, no i paradoksalnie co zrobić, żeby ją jednak wydać. Reasumując - najwięcej frajdy miałam przy jej pisaniu. 

Czytałam ją kilka razy i ciągle byłam pochłonięta tym czytaniem bez reszty. Moja przyjaciółka, która wspiera mnie, pomaga i stawia do pionu w razie potrzeby,  miała chyba już dość tych moich rozterek więc zapytała mnie wprost: Chcesz wydać tę książkę czy nie ?! Chcę - powiedziałam bliska łez. - To nie becz, tylko bierzmy się do roboty. 
No i wzięłyśmy się do pracy.

Najpierw zrobiłyśmy plan, a potem podzieliłyśmy zadania. Każda z nas zajęła się sprawami na których się zna i okazało się, że po prostu się uzupełniamy. Szczęśliwa przystąpiłam do pisania, a Zosia ogarniała wszystko co po drodze od pisania do wydania. Znalazła między innymi korektorkę tekstów Panią Grażynę Dobromilską, cudowną, kompetentną osobę, która uwinęła się z tekstem w błyskawicznym tempie. Współpraca układała się wzorowo, a kiedy Grażyna pochwaliła moją książkę, byłam w siódmym niebie.  Zaproponowała mi również wywiad, który przekształcił się w rozmowę o dojrzewaniu do bycia kobietą pewną siebie na przykładzie Alicji - głównej bohaterki mojej książki. Najpierw poczułam eforię, która za moment zmieniła się w panikę czy dam radę i czy sprostam wyzwaniu. 

Wszystko poszło miękko bo okazało się, że rozmowa płynęła sama, jak przy kawie z dobrą znajomą. Kolejny raz przekonałam się na własnej skórze, że jeżeli się czegoś boję to powinnam to po prostu zrobić i... po strachu. Teraz prawie gotowa książka czeka na wydanie. Dostałam bezcenne rady, które na pewno wykorzystam. Nie wiem jeszcze jakie będą losy mojej książki ale nigdy nie zapomnę życzliwej pomocy Pani Grażyny Dobromilskiej i napewno skorzystam ponownie z jej fachowej pracy. Powiem wam w tajemnicy, że pisanie o dalszych losach Alicji i jej bliskich, dalej mnie pochłania bez reszty. Będzie się działo, oj będzie. Mam przyjemne zajęcie na co najmniej rok i to mnie najbardziej cieszy. Mam również nadzieję, że będziecie chcieli o tym przeczytać. 

Ukończyłam pewien etap w moim życiu jakim było napisanie książki. Teraz wyjeżdżam na urlop, żeby do tego co się w moim życiu wydarzyło nabrać dystansu. Potem zadecyduję co robić dalej by książka znalazła się w księgarni. Wyjeżdżam do Włoch i zamierzam pisać listy z podróży, które ukażą się na moim blogu Anielska Poczta po moim powrocie. Wybaczcie mi więc ten urlop od pisania, Obiecuję, że po powrocie z podwójną energią przystąpię do pracy na blogu, FB i umieszczę fragmenty kolejnej części książki w zakładce Anielska Przystań – Matylda.

Dziękuję mojej przyjaciółce Zosi Życińskiej za wsparcie, nieocenioną pomoc przy tworzeniu bloga i strony na FB. Dzięki temu, że powstały, mogłam podzielić się z wami moimi przemyśleniami, opowiadaniami i fragmentami mojej powieści.
Dziękuję gorąco Pani Grażynie Dobromilskiej za korektę mojej książki, wiarę we mnie i cenne rady jak wydać książkę.

Pozdrawiam Was ciepło - Alicja.

P.S. Rozmowę o książce możecie przeczytać tutaj: 

http://blog.madgraf.eu/anielska-przystan-czyli-o-dojrzewaniu-do-bycia-kobieta-pewna-siebie.html


wtorek, 11 sierpnia 2015

Moc kobiecej energii

         Wybrałam się do przyjaciółki z długo odkładaną wizytą. Pojechałam do Cieszyna z naszą wspólną koleżanką. Proszę, zabierz ze sobą anielskie karty – poprosiła przyjaciółka do której się wybierałyśmy.Zapytałam z troską: Masz problemy? A ona na to,  że nie, a wręcz przeciwnie - wszystko dobrze się układa. No to na co nam karty? - pytam, bo czuję że coś jednak nie gra.- W dzisiejszych czasach nic nie jest pewne, a ja jestem zapobiegliwa – powiedziała poważnie nasza przyjaciółka. I jeszcze pracowita, obowiązkowa i sumienna – dodałam, bo znam ją od dawna. A te właśnie cechy są gwarancją jej sukcesu i my wszystkie trzy o tym wiemy.

Spotkania z dobrą, kobiecą energią zawsze dodają pewności, że wszystko jest pod doskonałą kontrolą. Kobiety od zawsze czuwały nad ogniskiem domowym, „czarowały”, wypraszały, dziękowały i do dzisiaj to robią. Wspierają męża, dzieci, pomagają sobie wzajemnie i jeszcze na dodatek starają się robić to z wdziękiem i klasą. Nic tak dobrze nie robi jak burza mózgów urządzona przez grono zaprzyjaźnionych kobiet, które dbają o siebie wzajemnie i dobrze sobie życzą. Ktoś złośliwy zapyta: Czy to jest wogóle możliwe aby kobiety dobrze sobie życzyły? A ja z całą stanowczością odpowiem: Tak. To jest możliwe.

Coraz więcej kobiet szuka tej pozytywnej energii w różnych kołach, stowarzyszeniach lub po prostu w przyjacielskich kręgach. Sama uczestniczyłam kiedyś w takim spotkaniu z zupełnie nieznanymi mi kobietami. Było to spotkanie w ramach „latających kręgów,” prowadzone przez Agatę,  założycielkę Latającej Szkoły. Było to dla mnie pouczające doświadczenie. Dostałam tam wsparcie, wskazówki i adres... Marii Kuli z Krakowa, która pomogła mi zrozumieć, że warto iść za głosem serca, rozwijać swoje zainteresowania i pielęgnować swoją pasję. 

Energia tych kobiet, towarzyszy mi do dzisiaj  bo zapamiętałam z tego spotkania to, że w życiu wszystko jest możliwe pod warunkiem, że włożymy w projekt, który akurat realizujemy serce, talent i wiele siły. A kiedy uzyskamy jeszcze wsparcie przyjaznych nam ludzi to sukces murowany. Więc jeżeli masz czas, ochotę i możliwości, ruszaj na spotkanie z przygodą, spełniaj swoje marzenia, a jak cię ogarnie chwilowa niemoc lub zwątpienie, zwołaj krąg przyjaznych kobiet i czerp z niego siłę i dobrą energię.

Ja wróciłam z Cieszyna radosna, wzmocniona i spełniona. Mam nadzieję, że wszystkie trzy będziemy dobrze ten dzień wspominać. A dzień był słoneczny, pogodny i w przyjacielskim kręgu kobiecej energii spędzony. Jak ja lubię takie chwile, kiedy rozpiera mnie duma z tego powodu, że mam wokół siebie grono i wsparcie mądrych, dobrych kobiet, które mają pozytywną energię i siłę. Siłę mobilizującą do działania.




niedziela, 9 sierpnia 2015

MARZENIE

          Kiedy ta karta pojawia się w rozkładzie, wszechświat daje nam sygnał do działania, bo marzenia to źródło kreatywności. Zadaję wtedy pytanie:  O czym teraz marzysz? 

Najczęściej pada odpowiedź: Nie wiem. To się zastanów, pomyśl i postaraj się jednak odpowiedzieć. Chwila zastanowienia i widzę w oczach osoby siedzącej naprzeciw mnie zakłopotanie. Nic nie wymyślę, ja nie mam marzeń. Zazwyczaj odpowiadam - to nie możliwe, bo każdy człowiek ma swoje marzenia. Małe i duże, byle takie do spełnienia.  Ale ja nie mam – upiera się kobieta w średnim wieku. 

Proponuję wtedy zabawę, która ma za zadanie obudzić chęć do myślenia o swoich marzeniach. Urządzamy sobie wtedy burzę mózgów, żeby zdobyć jak najwięcej nowych pomysłów. Kobieta oponuje – Ja nie potrafię tak myśleć. Ja muszę wiedzieć po co mi takie zadanie. Po to, by było wesoło, by twoja fantazja znów mogła ponieść cię na swej fali ku szczęściu i zadowoleniu. - A co jak moje marzenie nigdy się nie spełni? Dlaczego ma się nie spełnić? pytam, chociaż wiem do czego ona zmierza. Marzenia aby się spełniły muszą być po prostu do spełnienia. Jeżeli kobieta w średnim wieku mówi mi, że marzy o tym by zostać lekarzem, od razu powiem, że to są marzenia nie do spełnienia bo czas na naukę już dawno minął. Ale może zostać zielarką, masażystką, terapeutką Reiki lub propagatorką zdrowego odżywiania.

Kiedy tak sobie rozmawiamy kobieta mówi, że kiedy była młoda, lubiła tańczyć i miała takie marzenie...ale teraz to chyba nie do spełnienia. Zachęcam ją do zwierzeń i dowiaduję się, że taniec towarzyszył jej przez wiele lat lecz kiedy dotarła do czterdziestki zdecydowała, że jest już za stara by tańczyć i nagle przestała, chociaż do tego zajęcia bardzo tęskniła. Zaczęła opowiadać, a błysk w jej oku zdradził, że taniec to pasja i marzenie -  na dodatek takie do spełnienia. Kiedy opowiadała o tym jak kiedyś dawno temu tańczyła, uśmiech na twarzy i szczęśliwa mina mówiły o tym, że odnalazła swoje pragnienie aby na parkiecie zatańczyć jeszcze w parze... ze swoim marzeniem. Jej zadaniem było znaleźć takie miejsce w pobliżu swojego miejsca zamieszkania, w którym będzie mogła oddać się swojej pasji. 

Rozstałyśmy się w miłym nastroju, a kobieta obiecała, że da mi znać jakie kroki poczyniła by spełnić swoje marzenia. I słowa dotrzymała. Dostałam niedawno takiego maila: „Jestem szczęśliwa. Znalazłam miejsce gdzie mogę tańczyć. Dołączyłam do grupy tańczących kobiet i nareszcie czuję radość. Zawdzięczam to Tobie. Dziękuję!”. Było mi bardzo miło, kiedy to czytałam. Odpisałam jej: Cieszę się ogromnie, że spełniasz swe marzenie. Moja rola w tym była niewielka, bo to ty obudziłaś w sobie chęć do tańczenia, znalazłaś miejsce gdzie możesz się spełniać i chodzisz z przyjemnością na te zajęcia. Gratuluję Ci tego, że spełniłaś swoje marzenie i teraz czerpiesz z tego energię i zadowolenie.

Zachęcam wszystkich do burzy mózgów z przyjaciółmi lub samemu z sobą by obudzić w sobie chęć do spełnienia marzeń, bo to nasze marzenia są źródłem kreatywności. Zapisuj swoje pomysły w specjalnym zeszycie i proś Anioły by pomogły ci je spełnić. Zapisuj jakie masz pomysły na spełnienie swoich marzeń i wyznacz sobie zadania, które przybliżą cię do ich spełnienia. 

Życzę dużo zabawy w pracy nad sobą.


sobota, 8 sierpnia 2015

Jak przetrwać upały?

         Upał mi doskwiera i ciało paruje.  Piję i piję, wzdycham i...zdycham - dosłownie, 
a nie w poetyckiej przenośni :).

Żeby chociaż jakaś bryza od morza człowieka owiała, a tu nic tylko upał i Sahara, ta wielka pustynia, piaszczysta, gorąca i sucha. Dzisiaj się dowiedziałam, że będzie tak jeszcze ze dwa tygodnie, a może i więcej. No cóż, jest lato więc nie narzekam, bo znalazłam sposób na ten upał wielki. Znalazłam, bo mam wyobraźnię. 

Wyobraziłam sobie, że w tropikach się nagle znalazłam. Jak to tropiki - gorąco w  dzień, a w nocy chłodno i wilgotno (jak wezmę prysznic rzecz jasna). Nic nie robię, bo nie mam siły i z tym akurat jest mi wygodnie. Więc nie narzekam, bo zawsze może być gorzej – zimno, mokro i burzowo.  Nie narzekam tylko nic nie robię by nie paść jak zabłąkany wędrowiec gdzieś na pustyni. 

Tobie radzę tak samo: weź to na wesoło, rób to co możesz, albo co chcesz, bo te upały to dobre alibi, żeby nic nie robić, albo... robić tylko to na co masz ochotę. Ja piszę wieczorami, w dzień czytam fajną książkę, gotuję mało bo kto jest głodny w takie upały? No i jest fajnie jak w tropikach. Ja jestem teraz na Bali to taka fajna wyspa (na której jeszcze w realu nie byłam), a w wyobraźni i owszem, chyba, że to są majaki spowodowane upałem;).

Ps. Znajdź swój własny, miły sposób na przetrwanie tych upałów i napisz mi o nich.


niedziela, 2 sierpnia 2015

JUSTYNA


           Justynko, kochanie  będziesz musiała pojechać do cioci Krysi – mama weszła do pokoju córki z telefonem w ręce. Justyna studentka 2 roku medycyny leżała na swoim łóżku oddając się cudownej lekturze lekkiego romansu, który znalazła w biblioteczce matki. 
- No, wiesz nie masz już co czytać? – powiedziała matka z wyrzutem. 
- To przecież twoja książka, dziewczyna stwierdziła ze zdziwieniem, na dodatek całkiem dobra – dodała. - Justynko, ty będziesz lekarzem więc nie wypada zajmować się takimi głupstwami. - Jestem dopiero po pierwszym roku, a na dodatek są wakacje i mam dość poważnej literatury. Mamo,  ale czy ty tu przyszłaś pouczać mnie co mam czytać czy w innej sprawie? Dziewczyna specjalnie zmieniła temat ich rozmowy, bo miała powyżej uszu słuchania co powinna robić, a czego nie. 

-Aha, dzwoniła ciocia Krysia. Za parę dni wraca ze szpitala i będzie potrzebowała naszej
pomocy. Dziewczyna wzniosła oczy w geście dezaprobaty ale matka ciągnęła dalej. - Wiesz, że moja siostra jest sama jak palec i muszę jej pomóc. Nie mam jeszcze urlopu i nie mogę pojechać do niej osobiście, ale ty drogie dziecko nie masz nic do roboty więc chyba mogłabyś zająć się swoją schorowaną ciotką. - Mamo, to tylko zabieg, usunięcie woreczka żółciowego – dziewczyna broniła się jak mogła, ale jej matka jakby nie słyszała. -  W sobotę mogłabyś pojechać, przygotowałabyś dom na powrót cioci ze szpitala. Ojciec zatankuje ci samochód i pojedziesz sobie wygodnie – zachęcała biedną Justynę jak tylko mogła. Opieka nad ciotką to jedno, ale obie siostry miały ukryty plan dotyczący losów ich ukochanej Justynki, dlatego matce zależało na tym, by za wszelką cenę wyekspediować ją na wieś. Justyna,  jako mała dziewczynka uwielbiała spędzać wakacje u ciotki na wsi. 

Krysia jest dyrektorką wiejskiej szkoły w podrzeszowskiej wsi. Zawsze w czasie żniw prowadziła półkolonie dla dzieci, by odciążyć zapracowanych rodziców. Justyna zawarła podczas pobytu na wakacjach cudowne przyjaźnie, które pielęgnuje do dzisiaj. Od czasu liceum przestało ją jednak interesować wiejskie życie, bo jej wiejscy przyjaciele wyjeżdżali na wakacje. Dorabiali sobie w mieście, a ci odważniejsi wyjeżdżali za granicę. Do Holandii, albo do Niemiec na truskawki lub szparagi. Justyna sama już o tym myślała, ale jej mama wybiła jej to z głowy tłumacząc, że nie ma takiej potrzeby. Anita zawsze potrafiła tak pokierować życiem swojej jedynaczki by jej było na wierzchu. 

Już dawno temu kiedy Justyna była w szkole podstawowej jej matka zadecydowała, że jej córka będzie lekarzem. Justyna dobrze się uczyła więc wszystko szło zgodnie z planem matki. Kiedy świetnie zdała maturę było oczywiste, że Anita przekona ją do studiów medycznych. Dostała się do Krakowa i ciężko pracowała na pierwszym roku, który ukończyła z wyróżnieniem. Teraz ma zasłużone wakacje i próbuje się odprężyć przy miłej lekturze. Jej matka jest przełożoną pielęgniarek mimo, że zawsze marzyła by zostać lekarzem. Jej marzenia się jednak nie spełniły ale Justynka - to co innego. Ma finansowe i moralne wsparcie w rodzinie i nie potrzebuje zajmować się niczym innym jak tylko studiowaniem. 

-Justynko, ja cię oczywiście nie zmuszam, ale pomyśl co by to znaczyło dla cioci Krysi. 
Masz przygotowanie do opieki nad chorym i na pewno dałabyś radę...-Mamo, proszę cię! Ja jestem dopiero po pierwszym roku, a poza tym po takim zabiegu ciocia sama sobie na pewno da radę – dziewczyna próbowała się wywinąć od wyjazdu. - Ja tego cioci osobiście nie powiem – stwierdziła matka – Jeżeli taką podjęłaś decyzję to powiedz jej o tym sama – mówiąc to Anita wybierała numer telefonu siostry. -  Dobra mamo, wygrałaś. Pojadę. Justyna kolejny raz poddała się woli matki. - No to się Krysia ucieszy, mówiąc to Anita wybrała numer telefonu i już po chwili rozmawiała ze swoją siostrą. 

-Wyobraź sobie droga Krysiu, że Justynka zaproponowała, że przyjedzie zająć się tobą po wyjściu ze szpitala. Nie, nie masz powodów mieć wyrzutów sumienia, bo to ona sama 
zaproponowała tę pomoc. Tyle Justyna usłyszała, bo jej matka na resztę rozmowy zamknęła się w swoim pokoju. No to wpadłam, wakacje na wsi. Co ja komu zrobiłam, że 
muszę teraz jechać na wieś zabitą dechami – pomyślała Justyna. Teraz, kiedy jej nowi 
znajomi jadą nad morze, a ona już miała poprosić rodziców o kasę na ten wyjazd. 
Miała co prawda skrupuły, bo studia w Krakowie pochłaniały ogromne kwoty. 

Rodzice się nigdy nie skarżyli, ale Justyna ma swój rozum i wie ile kosztuje wynajęcie mieszkania w Krakowie, książki, przejazdy i drobne przyjemności. Matka zadbała też o garderobę swojej córki tłumacząc drogie zakupy tym. że to jak wyglądamy ma kluczowe znaczenie jak nas postrzegają inni zwłaszcza w nowym miejscu. Tu akurat miała rację bo koleżanki z roku pochodzą z bogatych, przeważnie lekarskich rodzin i na wykładach jest istna rewia mody. 

Justyna ma tą przewagę nad koleżankami, że jej uroda przyćmiewa je wszystkie. Idealną figurę odziedziczyła po matce. Piękne kruczoczarne włosy po ojcu, a szyk i elegancję po cioci Krysi, która jest jej chrzestną matką. Podobno babcia Walentyna była bardzo elegancką kobietą obdarzoną talentem nie tylko do szycia ale i projektowania odzieży. Ubierały się u niej elegantki nawet z Rzeszowa. Babcia była szybka, precyzyjna i zdolna. Była też zaradna i miała pierwszy butik w Wielopolu do którego przyjeżdżały elegantki z całego powiatu. 

Babcia była na owe czasy bogata. Kupowała ziemię, wybudowała piękny dom. Dziadek Ksawery był szanowanym weterynarzem i żyli sobie szczęśliwie do starości. Kiedy pomarli w krótkim odstępie czasu,  został po nich spory majątek. Ciocia odziedziczyła dom, a rodzice Justyny spore oszczędności dziadków. Ziemia w pięknej okolicy Brzezin została nietknięta bo jest zapisana na Justysię. Dziewczyna nie ma pojęcia o wysokości tego wiana. 

Rodzice Justyny mieszkają od lat w starej zabytkowej kamienicy w centrum Katowic. Zajmują całe pierwsze piętro. Ich mieszkanie jest wygodne i duże. Sto pięćdziesiąt metrów cudownej przestrzeni wśród antyków, starych zdjęć i pięknych lamp. Lampy to hobby mamy. Witrażowe, tajemnicze, stare i cudne. Każda ma historię i wspomnienia z dzieciństwa Justyny. Jej pokój ze starym wygodnym łóżkiem i komodą po babci Walentynie jest najpiękniejszym miejscem na ziemi. Nigdy Justynie nie przyszło na myśl by zmienić wystrój jej ukochanego pokoiku. 

Jedyną oznaką nowoczesności jest laptop, który kupili jej rodzice jak dostała się na studia oraz telefon komórkowy z najwyższej półki. Oba te piękne przedmioty stały na zgrabnym antycznym biurku eksponując jabłuszko na tle srebrnej, eleganckiej obudowy. Wielka trzy drzwiowa szafa była dopełnieniem wyposażenia pokoju i ulubionym meblem Justyny. Ilekroć ją otwierała miała wrażenie, że wchodzi w jakiś tajemniczy świat dawnych czasów. Może to jej dusza tęskniła za inną epoką, pełną romantycznych uniesień?  

Dzisiejsi chłopcy mało ją interesowali bo byli zbyt obcesowi i kompletnie pozbawieni romantyzmu. Biegle pisali maile i esemesy ale przy zwykłej rozmowie od razu się wykładali. Dlatego Justyna nie miała bliższego kolegi, a jedynie znajomych i to niezbyt bliskich. Kiedy w sobotnie wieczory któryś zaproponował jej wypad na dyskotekę lub do klubu studenckiego wymawiała się nauką albo wyjazdem do domu. Z czasem wyrobiono sobie o niej opinię, że ma jakiegoś tajemniczego kochanka, bo tak atrakcyjna kobieta nie może być sama. Justynie pasowała ta absurdalna plotka, bo w ten sposób unikała nachalnych zalotów kolegów z roku. Miała opinie pięknej, niedostępnej i tajemniczej kobiety. Śmieszyło ją to ogromnie, bo co może być tajemniczego w cotygodniowym wyjedzie do domu. 
Otworzyła swoją tajemniczą szafę i wyjęła parę ciuszków, które zabierze do cioci Krysi. Cichutkie pukanie do drzwi spowodowało uśmiech na twarzy dziewczyny. 

- Wejdź tatku – powiedziała wesoło. - Cześć kruszynko – powiedział ojciec do córki nie bacząc, że ma już dwadzieścia lat. - Mama mówiła, że wybierasz się do cioci Krysi. Mam takie przeczucie, że to nie był twój   pomysł, chociaż twoja matka idzie w zaparte, że tak właśnie było. Oboje wybuchnęli   stłumionym śmiechem, bo doskonale wiedzieli, że Anita podsłuchuje pod drzwiami. Nie, żeby była wścibska ale raczej by mieć kontrolę na dwójką najbardziej kochanych ludzi w jej życiu. 

Roman jest znanym naukowcem i wykładowcą na Uniwersytecie Śląskim. Geodezja to jego pasja i miłość - oczywiście zaraz po mamie i Justysi. Co tam w pracy? – zapytała ojca, gładząc go po policzku ze śladami zarostu. Fajny jest ten mój tata – pomyślała. Taki przystojny i seksowny ale zupełnie sobie nie zdaje z tego sprawy. - Co mi się tak przyglądasz kruszynko? – zapytał. - Nic, nic tak tylko się zmyśliłam – skłamała, bo jak miała powiedzieć ojcu, że podziwia jego męską urodę. - W pracy same nudy kochana, bez studentów jakoś zrobiło się pusto na uczelni. Mamy wprawdzie pracę zleconą przez kampanię węglową i zmagamy się z niezwykle trudnym tematem do późna z całym zespołem, ale co ja cię będę zanudzał – dodał i wyszedł z pokoju by pożegnać żonę, która właśnie wychodziła na nocny dyżur do szpitala. 

-Pa, kochani zawołała Anita i tyle ją widzieli. - Pa, krzyknęła Justyna ale matka chyba tego już nie słyszała. Wieczorem zjedli kolację przygotowaną przez ojca. Zawsze świetnie gotował i Justynie imponował tym, że radził sobie z gospodarstwem domowym równie dobrze jak mama. - Mężczyznę trzeba sobie wychować – Anita mówiła często do córki, ale ona wiedziała doskonale, że jej ojciec był wyjątkowym mężczyzną, ktory z przyjemnością udawał, że to mama go tak świetnie wychowała. Justyna jak zawsze sprzątnęła po kolacji, ojciec coś oglądał w telewizji. Zajrzała do niego tylko na chwilę by powiedzieć mu dobranoc. 

Zamknęła za sobą drzwi do jego gabinetu i zaszyła się w swoim azylu. Każde z nich miało w domu swoją przestrzeń. Rodzice od dawna zajmowali oddzielne pokoje. Nie, żeby się nie kochali, bo Justyna nie raz słyszała jak cichutko, pod osłoną nocy, raz jedno raz drugie wymykało się z pokoju któregoś z rodziców, by zasnąć w swoim łóżku po upojnych chwilach spędzonych we dwoje. Mama pracowała na zmiany, ojciec do późna siedział na swoimi projektami więc oboje uznali, że będzie lepiej jak nie będą się wzajemnie budzić. Tylko ich poranne zaloty zdradzały, że spędzili we dwoje intymne chwile.

Justynę dziwiło, że mimo 25 lat spędzonych ze sobą, ciągle się kochają i ciągle za sobą przepadają. Uśmiechnęła się do swoich myśli i oddała się lekturze. Przed snem postanowiła jeszcze sprawdzić kto ze starych znajomych spędza wakacje w Brzezinach. Opaliła laptopa i zalogowała się na FB. Napisała do znajomych: Hej! kto spędza wakacje w Brzezinach? Hej! jedzie ktoś na wieś?        
Popatrzyła na ekran i uznała, że o 1.35 w nocy nikt już na to pytanie nie odpowie.
Nie sądziła jednak jak bardzo się myliła... 
                                                                                                                                                  c.d.n.


sobota, 1 sierpnia 2015

Czy miłość jest ślepa?

         Dlaczego zakochani nie widzą swoich wad? Bo miłość jest ślepa, taka panuje ogólna opinia. O miłości jest ta opinia, czy raczej o tych, którzy są zakochani?

Zakochanie to taki stan ducha, gdzie człowiek niczego nie widzi i niczego nie słucha. Niczego - oprócz swojego ukochanego obiektu pożądania, uwielbienia i posiadania. Oj, zrobiło mi się duszno, brak mi mojej przestrzeni. A teraz na poważnie, bo to co napisałam powyżej jest przejaskrawione, wyidealizowane, aczkolwiek całkiem możliwe. 

Po co nam jest zakochanie? Po to, by móc żyć stadnie. Po co nam jest miłość? Żeby było fajnie. Czyli jak? Fajnie jest dzielić się pasją ze swoim obiektem zakochania, ale fajnie może być również wtedy, gdy masz swoją pasję i swoje rejony w które może zajrzeć ale nie musi, twój ukochany. Fajnie jest wtedy, gdy ty na przykład z pasją czytasz harlekiny, a twój ukochany jest z tego powodu dumny, chociaż sam nigdy nie czyta takiej lektury. Fajnie jest wtedy, gdy on idzie na mecz, a ty pomimo, że nie interesujesz się sportem, to wiesz wszystko o jego ukochanej drużynie bo poszperałaś w internecie aby mu zaimponować. Fajnie jest wtedy, gdy w miłosnym stadzie raz on, a innym razem ona, robi zakupy, sprząta albo gotuje kolację. Idealnie jest wtedy kiedy wszystko robimy razem. 

Znam jednak takie pary, gdzie wszystko robi ona, a on jest zwykłym draniem. Ale ona mówi wtedy, że on jest typem maczo i nie przystoi mu zmywać, chociaż ona zrobiła zakupy i ugotowała obiad. Gdybym wtedy jej powiedziała, że to jest zwykły leń i tyle, to ona mi odpowie, że jej zazdroszczę, bo kocha ją prawdziwy mężczyzna. Kiedy on na imprezie pije zbyt często i zbyt dużo i jeszcze jej naubliża, wtedy ona powie, że po pijaku się nie liczy bo on na co dzień jest całkiem inny - kochany, spokojny i taki słodki. 

Ona wierzy, że po ślubie on przestanie pić i zrobi to dla niej bo kocha ją przecież, a ona nie lubi jak on jest pijany. Ty ją pytasz: Więc dlaczego teraz pije, kiedy ty mu mówisz, że tego nie lubisz? I słyszysz odpowiedź, że on musi się wyszumieć póki jest jeszcze młody. I za każdym razem gdy jej o tym przypominasz, powtarza ci to samo jakbyś była głucha. 

Albo inny przykład: kiedy on ją odwiedza w jej rodzinnym domu i widzi, że ona ciągle ma w wokół siebie bałagan i nad niczym nie panuje, on mówi, że ona się zmieni bo przecież teraz jest młoda i musi się wyszumieć na dyskotekach, zakupach i weekendowych koleżeńskich wypadach. Po ślubie na pewno się zmieni bo będzie miała dla kogo sprzątać, gotować bo dzieci będą mieć i kochać się będą oboje. I nie dociera do niego, że ona ma inne priorytety i wyobrażenie o życiu małżeńskim. Dla niej obrączka niczego nie zmieni oprócz tego, że ma przy sobie zamiast własnego ojca, męża jako sponsora łatwego życia, niestety bez zobowiązań jakimi są dzieci. 

Aż chciało by się wtedy powiedzieć: "widziały gały co brały". Ale gały nie widziały. 
Bo miłość jest ślepa...niestety.